[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sprawdzam, czy nie ma wirusa - odpowiedziała na odczepnego.Nie zdążyłem usiąść w swoim fotelu, gdy zadzwonił telefon.- Tutaj Swada - usłyszałem ponury głos komisarza.- Nieładnie, panie dyrektorze.Niedotrzymał pan słowa.Mam nadzieję, że wypadek pańskiego podwładnego da panu wiele domyślenia.Prosiłem, ostrzegałem, a pan znowu zabawia się w detektywa.Cóż mogłem mu odpowiedzieć? Milczałem.Komisarz miał rację.- Patryk Cień i Stefan K.zniknęli - wyjaśnił po chwili.- Ten domek na Bemowienależy do człowieka, który przebywa od dłuższego czasu w domu starców.Podobno zawysoką opłatą zgodził się wynająć Studentom stary dom.Podobno, bo facet jest głuchy jakpień i nie kontaktuje.Sąsiedzi zeznali, że widywali tutaj Studentów, choć czasamiprzyjeżdżały pod domek lepsze samochody.Ale tam nikt nie zadaje niepotrzebnych pytań.Wygląda na to, że meta jest spalona.W mieszkaniu nic ciekawego nie znalezliśmy iprawdopodobnie straciliśmy ślad.Ten domek służył im raczej jako magazyn i miejscespotkań, ale teraz ptaszki odfrunęły, więc nie ma o czym mówić.Stanisław Cień nie chce nicpowiedzieć, a właściwie zaklina się, że nic nie wie.Ale obserwujemy go dyskretnie.Jeśli zaśidzie o rewersy wypełnione w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego i te zostawione wGdańsku przez fałszywego Raczyńskiego, to z analizy porównawczej pisma wynika, żezostały wypisane przez dwie różne osoby.Poza tym ten Cień oraz Stefan K.nigdy niewypożyczali biblii, którą pózniej ukradli.W przeciwieństwie do Raczyńskiego, który oglądałw czytelni Ars minor.Jeśli w obu przypadkach mamy do czynienia z Arsenem Lupinem, tojak wyjaśnić tak różne metody postępowania?- Tego nie wiem - szczerze przyznałem.Powiedziałem policjantowi o planowanej na środę kradzieży w Toruniu.- Czy aby na pewno pan się nie przesłyszał? - nie dowierzał Swada.- Przez telefonkomórkowy zle słychać rozmowy w tle.Tym bardziej, że pański współpracownik musiałtrzymać telefon w kieszeni.A w jakiej to bibliotece planują włamanie?- Nie wiem.- Ano właśnie - w jego głosie zabrzmiała nutka politowania.- W Toruniu są dwie duże biblioteki: Uniwersytetu Mikołaja Kopernika orazWojewódzka Biblioteka Publiczna i Książnica Miejska imienia Mikołaja Kopernika.- A nie pomyślał pan, że złodzieje równie dobrze mogą planować włamanie doprywatnej posiadłości.Mamy przecież w Polsce wielu maniaków bibliofili.A tak namarginesie, to nie możemy na podstawie mętnych doniesień stawiać na nogi plutonu policji.- Tak to już jest, że policja zabiera się do działania po fakcie - mruknąłem.- Powinienem się obrazić - rzekł gniewnie komisarz.- Ale wiem, że przeżywa panciężki okres.Proszę zostawić nam tę sprawę, a pan niech zajmie się czymś innym.- To znaczy odsuwa mnie pan od sprawy Arsena Lupina? - przeraziłem się.- Ja panu tylko radzę - powiedział na zakończenie.- Aha, nadal nie znalezionowaszego jeepa! Pańskiemu pracownikowi nic nie zabrano, na telefonie komórkowym bandycinie zostawili żadnych odcisków palców.Nie mamy nic.Rozłączyliśmy się.Na wszelki wypadek panna Kruger i Dziewuch nie odzywały się, czekając, aż ja cośpowiem.Byłem tak zły, że nawet Niemka unikała mojego wzroku.A może po prostu miałacoś na sumieniu? Wszak w sobotę przebywała z de Góreckim.A przecież to jego ludziezałatwili Pawła.Chyba zauważyła, że obserwuję ją z jawną niechęcią, bo uśmiechnęła się niewyraznie.Już zamierzałem coś powiedzieć, gdy do gabinetu weszli Marcin i Wiesiek.- A wy co tutaj robicie? - z wrażenia aż poderwałem się na równe nogi.- Nie jesteśmy na wagarach - natychmiast mnie zapewnili.- Przyszliśmy zapytać, czynie ma pan dla nas jakiegoś specjalnego zadania do wykonania?Westchnąłem i powiedziałem im o losie Pawła.- Ludzie de Góreckiego planują skok w Toruniu, a my nie możemy nic zrobić -dodałem z żalem.- Jak to? - dziwili się.- Policja zignorowała moje doniesienie i raczej nic nie zrobi w tej sprawie.- A co Arsen Lupin zamierza tym razem ukraść? - zapytała ostrożnie panna Kruger.- Nie wiem - odparłem.- Pewien człowiek, z którym wojujemy od wielu lat, i którymoże być naszym włamywaczem, interesuje się jakimś starodrukiem.Ten człowiekwspółpracuje zresztą z jednym z napastników Pawła.- Skąd pan to wie? - zdziwiła się.- Nieważne - zbyłem ją opryskliwym tonem.- Nazywa się Batura i zapisał na serwetcew kawiarni numer sygnatury jakiegoś inkunabułu.Nie wiemy jednak, o jaką bibliotekęchodzi.- Trzeba to jak najszybciej sprawdzić! - podsunęli chłopcy.- Dzięki temu będziemożna zaczaić się na złodzieja.- Wolnego, panowie! - uspokoiłem ich.- Po pierwsze, owa serwetka znajduje się wdomu Pawła, a w tej chwili przebywa on w szpitalu.Po drugie wybijcie sobie z głowy udziałw tej sprawie.Nie uczestniczycie w obozie harcerskim, a ja nie jestem żadnym drużynowym.Rozumiemy się? Nawet Zośkę zamknąłem w domu, aby uchronić ją przed bandytami.- Ale przecież uratowaliśmy pana przed nimi - protestowali.- Tak, ale nie wiem, czy tym razem ja zdołam uratować was.Nie ma gadania! Idzciedo domu albo do szkoły.- Ale nie zapomni pan o nas w przyszłości? - próbowali mnie podejść błagalnymtonem.Bez słowa wręczyłem im kilka ministerialnych broszur i jakąś książkę historyczną.Musiałem mieć grozny wyraz twarzy, bo natychmiast wyszli.- A ty nie wal tak w te klawisze, panno Dziewuch! - zwróciłem się do Aldony, bodenerwowało mnie każde uderzenie w klawiaturę.- Nie jestem żaden Dziewuch - obraziła się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]