[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dotychczas walczył zawsze bronią, której mógł dotknąć i którą widział.Niedawno odkryta umiejętność walki za pomocą sił umysłowych i woli budziła w nim podświadomy niepokój.Otworzył oczy.Jaelithe uśmiechnęła się do niego.Po raz pierwszy zdziwił Simona sposób, w jaki znów się spotkali.Zniknęła zupełnie dzieląca ich bariera.Czy zresztą kiedykolwiek istniała? Tak, lecz teraz wydawało mu się, że nie dotyczyła jego i Jaelithe, lecz dwojga zupełnie innych osób.Jaelithe nie dotknęła go ręką, nie przemówiła w myślach, lecz nagle Simon poczuł, jak zalewa go ciepła fala czułości i miłości.Nigdy dotąd nie przeżył niczego podobnego, chociaż przedtem sądził, że osiągnął całkowitą jedność w związku ich ciał i umysłów.Pod wpływem tej fali głębokiego uczucia Simon odprężył się wreszcie.Czy właśnie takie uczucie dzieliła Jaelithe ze swymi siostrami-czarownicami? Czy tego nie mogła odżałować, a potem sądziła, że znów odzyskała? Simon rozumiał teraz doskonale, jak dotkliwie musiała odczuwać utratę takiej jedności serc i umysłów.Usłyszał skrzypnięcie buta o skałę i szybko zerwał się na nogi, patrząc w drugi koniec szczeliny.Sigrod wskoczył do środka.Ściągnął z głowy hełm i otarł rękawem pot z czoła.Miał wypieki na twarzy.- Są tam rzeczywiście, cały obóz, głównie “opętani".Ustawili jakąś rzecz.- Zmarszczył brwi, usiłując znaleźć właściwe słowa, aby jak najlepiej opisać to, co zobaczył.Potem pomagał sobie ruchami rąk.- Są tam ustawione w ten sposób kolumny.- Ustawił pionowo wskazujący palec.- I poprzeczka - o, tak.- Ułożył palec poziomo.- Wydaje mi się, że to wszystko jest z metalu, z zielonego metalu.Loyse oderwała rękę Aldis od kolderskiego talizmanu, odsłaniając częściowo tę obcą odznakę.- Czy podobnego do tego? - zapytała.Sigrod pochylił się, uważnie przyjrzał się talizmanowi.- Tak - powiedział.- Ale tamto jest duże.Czterech, może pięciu mężczyzn może przejść jednocześnie.- Albo jedna z tych pełzających maszyn? - podsunął Simon.- Tak, jedna mogłaby przejechać - potwierdził Sulkarczyk.- Ale tam nie ma nic więcej - tylko ta brama prowadząca na pustynię.Wszystko inne jest dość daleko.- Jakby należało jej unikać - skomentowała Jaelithe.- Muszą mieć do czynienia z dziwnymi i potężnymi siłami.I bardzo niebezpiecznymi, jeśli usiłują otworzyć takie przejście.Brama z zielonego metalu, przez którą Kolderczycy chcieli sprowadzić jeszcze groźniejszą broń.Simon podjął już decyzję.- Wy dwaj - skinął głową w kierunku Sulkarczyków - zostaniecie tutaj z panią Loyse.Jeśli nie wrócimy w ciągu dwudziestu czterech godzin, udacie się w stronę morza.Może na brzegu znajdziecie coś, co umożliwi wam ucieczkę.Obaj chcieli zaprotestować, widział to wyraźnie, ale nie ośmielili się kwestionować jego rozkazów.Jaelithe uśmiechnęła się pogodnie.Potem pochyliła się i dotknęła ramienia Aldis.Chociaż nie wykonała żadnego innego gestu, Aldis wstała i skierowała się do wylotu szczeliny.Jaelithe poszła za nią.Simon zasalutował, lecz jego ostatnie słowa były zwrócone tylko do Loyse:- Spełniłaś już swój obowiązek, pani.Niech los ci sprzyja.Loyse również nie wyrzekła słowa protestu, chociaż bardzo tego pragnęła.Po chwili milczenia skinęła głową:- Niech i wam los sprzyja.Nie odwrócili się, kiedy rozpoczęli długą pieszą wędrówkę dookoła spłaszczonego wzgórza, aby podejść od południa do obozu Kolderczyków.Mimo wczesnych godzin słońce zaczynało już mocno przygrzewać.Zanim wydostaną się z tego pustkowia, może ono zamienić się w prawdziwe piekło.Wydostać? Gdzie? Albo ukryć się w pobliżu bramy Kolderczyków, albo.? Simon miał pewność, chociaż nie wiedział dlaczego, że brama nie była jedynym celem ich podróży.MARTWY ŚWIATSłońce stało wysoko na niebie.Od rozgrzanych skał buchał nieznośny żar.Kolczuga ciążyła Simonowi jak młyński kamień.Nie miał hełmu, owinął więc głowę kolderskim kombinezonem jak turbanem.Obserwował uważnie bramę do świata Kolderczyków.Tak jak dawno temu za Niebezpiecznym Tronem w ogrodzie Petroniusza widział poza nią tylko tę samą skalną pustynię.Czy i ona otwierała się o określonej porze dnia? Musiała już być ukończona, gdyż nikt przy niej nie pracował.W kolderskim obozie leżeli na ziemi wyczerpani do ostatnich granic “opętani".- Simonie!Jaelithe i Aldis schroniły się przed palącymi promieniami słońca w cieniu skalnej wieżyczki, Aldis wstała.Zaciskając w dłoniach kolderski talizman, w napięciu wpatrywała się w bramę.Jej twarz ożyła, jakby wszystko, czegokolwiek pragnęła, leżało w zasięgu ręki.Potem zaczęła iść coraz szybciej w stronę konstrukcji z zielonkawego metalu.Simon chciał przechwycić Karstenkę w drodze, lecz Jaelithe ruchem ręki go powstrzymała.Aldis była już na otwartej przestrzeni.Nie zwracając uwagi na lejący się z nieba żar, zaczęła biec.- Teraz! - Jaelithe rzuciła się w pogoń, Simon dołączył do niej.Byli bliżej bramy niż zgromadzeni w obozie żołnierze i przez jakiś czas będą dla nich niewidoczni, gdyż Kolderczycy schronili się przed żarem za dwiema ciężarówkami i niektórymi z ułożonych w stos skrzyń.Brama zdawała się przyciągać Aldis jak magnes i choć przedtem agentka Kolderu potykała się i przystawała, teraz nie okazywała oznak zmęczenia.Biegła z nadludzką niemal szybkością i zostawiła daleko w tyle ścigających.Od strony obozu dobiegły jakieś krzyki.Simon nie odważył się odwrócić głowy.Aldis pędziła tak szybko po pasie równego gruntu, jakby wyrosły jej skrzydła u ramion.Simon zwątpił już, czy zdołają schwytać, choć Jaelithe była niedaleko niej.Zielonkawa konstrukcja bramy majaczyła coraz bliżej.Jaelithe pobiegła szybciej i zdołała uchwycić rąbek szaty Aldis.Materiał się rozerwał, lecz Jaelithe nie wypuszczała go z rąk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]