[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego twarz zdobił teraz szeroki uśmiech, niemal jaku krokodyla (choć jestem pewien, że ani Hak, ani żaden szanujący się krokodylnie ucieszyliby się z tego porównania).Kapitan paradował w pełnym rynsztun-ku  błyszczące buty, wyczyszczony płaszcz, peruka zakręcona w loki, kapeluszstarannie ułożony na głowie.Miał też nowe koronki na szyi i na rękawach, a jegohak połyskiwał złowrogo.W pokoju znów panował dawny ład, meble ustawio-ne na swoich miejscach, resztki kolacji wyniesione, potrzaskany stół i zatopionaminiaturka  Wesołego Rogera wymienione na nowe.Hak był zadowolony.Zmierdziuch długo porządkował kajutę, ale jego trud sięopłacił.Kapitan był w świetnej formie.Jego plan dawał mu niewzruszoną pewnośćsiebie; stał przy drzwiach czekając z założonymi do tyłu rękami, a na jego obliczumalowała się pogoda ducha.Dzieci Piotrusia Pana nastawione przeciw ojcu  tobyło znakomite.Dzieci Pana kochające kapitana Haka  to urocze.A co najważ-niejsze, było to niesłychanie przebiegłe.Hak uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiedy Zmierdziuch wprowadził dzieci.Najego kościstej twarzy widać było wyczekiwanie. Dzień dobry, dzieci!  przywitał je wylewnie, starając się ukryć swójhak. Siadajcie tam.Zmierdziuch poprowadził maleństwa przez pokój (Hak dostrzegł, że zacieka-wiła ich makieta Nibylandii) do ławek ustawionych przed orzechowym biurkiemo złoconych brzegach.Maggie ledwie wystawała podbródkiem ponad blat ławki,Jack już się wiercił i żadne z nich nie wyglądało na szczęśliwe z takiego obrotusprawy.Hak stanął przy dwustronnej, obrotowej tablicy wyciągniętej zapewne z jegoprzepastnych magazynów. Czy wiecie, dlaczego tu jesteście?  zapytał z troską w głosie.92 Pokręciły przecząco głowami. Będziecie tu chodzić do szkoły  oznajmił. Do jakiej szkoły?  zapytała podejrzliwie Maggie. Szkoły życia, kochanie  odparł wyniośle kapitan i napomniał dzieci.Od tej pory, jeśli chcecie coś powiedzieć, macie najpierw podnieść rękę. Nie jesteś nauczycielem!  rzuciła mu Maggie.Zmierdziuch trzasnął linijką w ławkę, aż Maggie podskoczyła.Hak uśmiech-nął się dobrotliwie. Proszę o spokój.Chyba nie chcecie, żebym wsadził was do aresztu? Tomoże być bardzo nieprzyjemne.Zakręcił tablicą i obrócił ją na drugą stronę.Jack i Maggie wlepili w nią wzrok.Na tablicy widniał napis:DLACZEGO RODZICE NIE CIERPI SWOICH DZIECI. A teraz, klasa, proszę o uwagę.Na dzisiejszej lekcji mamy do omówieniabardzo obszerny temat.To znaczy:  Dlaczego rodzice nie cierpią swoich dzieci.Kiedy odwrócił się do tablicy, Maggie nachyliła się do Jacka i wyszeptała: To nieprawda!Hak obserwował chłopca kątem oka.Jack nie wyglądał na tak przekonanegojak jego siostra i szepnął jej coś.Hak nie usłyszał, co to było, ale nie musiał,widząc reakcję Maggie. To nieprawda!  odparła rozzłoszczona.Widać było, że stara się znalezć jakiś argument na poparcie swoich słów i za-raz wykrzyknęła: Czy mamusia nie czyta nam bajki co wieczór?Hak odwrócił się powoli wciąż uśmiechając się i pokazał palcem na Maggie. Ty, mały urwisie, w pierwszym rzędzie.Czy nie zechciałabyś podzielić sięswoimi myślami z całą klasą?Tu zatoczył ręką szeroki łuk, jakby oprócz tej dwójki byli jeszcze jacyś innii czekali na to, co Maggie ma do powiedzenia.Dziewczynka pobladła, ale widaćbyło, że nie ustąpi. Powiedziałam, że mamusia czyta nam co wieczór bajkę, ponieważ nas bar-dzo kocha!  oznajmiła głośno.Hak udał zdziwienie. Kocha was?  powtórzył te słowa, jakby nie miały żadnego sensu.Spojrzał porozumiewawczo na bosmana. Czy to przypadkiem nie to słowo na  k , Zmierdziuchu?Zmierdziuch potrząsnął głową z dezaprobatą.Hak stanął przed dziećmi i po-woli poskrobał swoim hakiem po ławce.93  Kocha? Nie sądzę.Czyta wam po to, żeby was ogłupić, ukołysać do- snu,żeby mogła sobie usiąść w spokoju na te nędzne trzy minuty  sama  bez wasi waszych bezmyślnych, nieustannych, ciągłych, dokuczliwych żądań!  Hakprzekrzywił głowę i zaczął stroić miny. On mi zabrał zabawkę! Ona schowałamojego misia! Daj mi ciasteczko! Ja chcę kupę! Ja chcę do cyrku! Ja chcę, jachcę, ja chcę  ja, ja, ja, mnie, mnie, mnie! Już! Zaraz! Teraz!  zniżył głos.Mama i tato muszą tego słuchać przez cały dzień i nie cierpią tego! Opowiadająwam bajki, żebyście się zamknęły!Maggie zadrżały usta. To nieprawda.Kłamiesz!Kapitan cofnął się natychmiast, przykładając rękę z hakiem do serca. Ja? Kłamię? Nigdy!  uśmiechnął się lodowato. Prawda jest zawszeo wiele bardziej zabawna, moja droga.Kapitan przybrał tragiczny wyraz twarzy. Zanim się urodziliście, wasi rodzice nie kładli się do świtu, a pózniej spalido południa.Wygłupiali się z byle powodu.Zmiali się bardzo głośno.Bawili sięi śpiewali.Dzisiaj już się tak nie zachowują, prawda?Przerwał na chwilę. Zanim się urodziliście  westchnął tęsknie  byli o wiele szczęśliwsi spojrzał na Zmierdziucha. Czy nie mam racji? Szczęśliwi jak rybki pluskające w głębi błękitnego morza, kapitanie zgodził się z nim Zmierdziuch.Dzieci wzdrygnęły się na myśl, że to może być prawda.Hak był zachwycony. Czy nie widzicie, co narobiliście? Mają przez was obowiązki! Mama i tatostali się przez was dorośli! Jak mogą was za to kochać?Nagle rozległo się pukanie do drzwi.Hak mruknął coś pod nosem i zza drzwiwytknął głowę pirat Aaskotka. Kapitanie?  rzucił nieśmiało. O co chodzi, Aaskotka?Zmierdziuch podszedł do kapitana i szepnął mu coś pospiesznie do ucha. Zwietnie!  ryknął Hak. O co chodzi, Aaskotka?Pirat skulił się. Kapitanie, już czas wydać rozkaz strzelcom!Hak odesłał go niedbałym skinieniem ręki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •