[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bliskość Luisa upajała mnie, ale wiedziałam, że nie możemy pozostać w tym miejscu; potrzebowałodpoczynku, a jego czas był ograniczony.Otaczało go szare migotanie świadczące o ukrytymzmęczeniu.A jednak dołączył do mnie, mimo wszystko.I wiedziałam, bo to czułam, że znajdował równie dużąprzyjemność w przebywaniu ze mną, jak ja w przebywaniu z nim.Trzymałam go za rękę, kiedy wystrzeliliśmy w górę parabolicznym łukiem, przecinając mgły iświatła; unikaliśmy kontaktu z niewyraznymi postaciami innych Strażników załatwiających własnesprawy i dżinnów, które ukazywały się w formie upiornie migoczących ogników.Przedarliśmy się wdół, w kierunku konkretnego czarnego punktu; na płaskim obrazie świata, na mojej mapie, znajdowałsię obok Trenton w New Jersey.Znów ta sama czarna, rozedrgana kurtyna, lecz tym razem podniosła się wyżej i wirowała z większąsiłą niż poprzednio.Wydawało się, że porusza się jak bezgłośnie płonący ogień, że sięga aż posklepienie świata eterycznego w górze i po świat fizyczny w dole - rozpalone, czarne drzewo mocy.Ze wszystkich przejawów wpływu Perły, które do tej pory widziałam, ten zatrważał najbardziej.Mocw nim zawarta - porażała.Co więcej, wyglądało na to, że ma świadomość.Ona jest tutaj.Może jeszcze nie przyjęła fizycznej postaci, lecz na pewno tu koncentrowała energię, tusię przygotowywała.Coś we mnie zareagowało na jej obecność pewnego rodzaju tęsknotą, ale i paniką.ZatrzymałamLuisa, tak żebyśmy się unosiliśmy w bezpiecznej odległości od słupa mocy.Snopy wielobarwnegoświatła trzaskały w jego wnętrzu, błyskawice niewiele mające wspólnego z logiką burzy.Jak przezmgłę usłyszałam w realnym świecie głos Luisa w telefonie.- Sami nie damy sobie z tym rady, Cass.To zdecydowanie przekracza nasze możliwości.Miał rację, ale pozostawało faktem, że nie było nikogo, do kogo można by się zwrócić o pomoc.Marion nie mogła zostawić dzieci, a większość potężnych Strażników wezwano do opanowaniakryzysu na morzu.Perła doskonale wybrała moment ataku.Wiadomo było, że Ashannie nakaże starym dżinnom walczyć z nią, a David już wyznaczył swoim dżinnom inne zadania:pomagały one Strażnikom w likwidacji bieżących zagrożeń.Byliśmy zupełnie sami i w istociebezsilni.- Odejdz - powiedziałam głośno w realnym świecie.- Uciekaj.Nie wolno mi cię narażać.- Nie możesz tego zrobić sama.Jeżeli ona jest aż tak potężna, zniszczy cię w parę sekund.Wiesz otym.- A twoja pomoc wydłuży tylko nasze życie o kolejne parę sekund! Lepiej, żebym dokonała tegosama.Ibby potrzebuje cię bardziej niż ja.- Myślisz, że tak po prostu się wycofam i cię tu zostawię? To ty odchodzisz, Cass.Nie ja.W sferze eterycznej jego świecąca postać odwróciła się do mnie i nasze ręce się połączyły.Poruszaliśmy się powoli, niczym we śnie, porwani przez prądy mocy.Obok nas wirował ogień czarnejnienawiści Perły, a z popiołu tysiąca spalonych dżinnów wydobywał się w eterze dym.- Nie odejdę.Ibby potrzebuje nas obojga - oznajmił Luis w fizycznym świecie.- Nie możesz walczyćz Perłą.Nie sama, Cass.Nie teraz.Błagam, nie rób tego.- To nasza największa szansa na to, żeby ją powstrzymać.Przykro mi.Rozłączyłam się.W tym momencie rozedrgany ogień w toksycznych kolorach przestał sięgać w górę do sklepieniaświata dżinnów; nagle wyskoczyły z niego długie, cienkie wici i zaczęły przerażająco szybko płynąćw naszą stronę.Pomyślałam, że do tej pory znajdowaliśmy się w bezpiecznej odległości, lecz to sięwłaśnie zmieniło.Teraz to coś sięgało po nas.Zbliżało się bardzo, bardzo prędko.Próbowałam odepchnąć Luisa w bezpieczne miejsce, ale trzymał się z uporem, którego się niespodziewałam.Zamiast oderwać się ode mnie, przyciągai mnie bliżej i bliżej.i zamiast spleść się w fizycznymuścisku, nasze eteryczne ciata nasunęły się na siebie.Połączyły się, zapadając się w siebie nawzajem, tworząc jedno serce, jedną duszę, jeden umysł.Eksplozja mocy, która nastąpiła wskutek tego zespolenia, była bezgłośna i jasna jak gwiazda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]