[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.?! Taką stratęmafia narkotyczna przetrzyma zapewne bezboleśnie.Zaraz, może dlatego właśniedziałają metodą małych banków.? A, szlag niech ich trafi, dużo czy mało, niechby tylkocztery kilo, skoro wyczyniają takie dziwactwa, widocznie im zależy, a w każdym razienawet niewielka ilość stanowi niezbity dowód rzeczowy.Bodzio już się wynurzył z wody i prychał obok materaca. Gdzie ty w ogóle mieszkasz?  spytałam, otwierając oczy. Na Dąbrowskiego. Zwariowałeś? Gdzie mieszkasz tutaj! A.Prywatnie.U takiej facetki koło poczty.Na piętrze. Jak stoisz twarzą do poczty, to na prawo czy na lewo? Na lewo.Ucieszyłam się. Bardzo dobrze, sama tam mieszkałam osiemnaście lat temu.Czekaj.Dlaczegoprzez pomyłkę?W Bodziu chwilami odzywały się wrodzone zalety, a morska woda widocznie dobrzemu robiła.Zrozumiał moje pytanie od razu. Wystawała z kieszeni torby, kieszeń ma suwak.Wyciągnąłem i przeczytałem.Musieli wetknąć, żeby im nie zginęło i zapomnieli wyjąć.Wepchnąłem z powrotem.W ogóle mi się to nie podoba, tak mnie traktują, jakbym był godzien zaufania albojakby im nie zależało.Pani zna Kopenhagę? Znam, ale nie w tym rzecz.Czekaj.Czyś ty pomyślał, że może masz wyjątkowąokazję z tą podwójną ilością towaru? Albo stracisz życie, albo wyjdziesz czysty.Bodzio, jak się okazało, pomyślał. Też mi to przychodziło do głowy, ale chciałem się z panią naradzić.Można bywywinąć duży numer, tylko jak i z kim? Jakoś muszę być kryty, bo mi łeb ukręcą.Znów się zaczęłam zastanawiać.Rozwiązanie pchało się samo, powoli, ale natrętnie. Tego niedzwiedzia należy rozpruć komisyjnie.Czekaj.Miałeś polatać po ludziach48 i popytać o rozmachanego.Zabójcę mojego znajomego nieboszczyka.Coś ci z tegowyszło? Owszem, wyszło, co miało nie wyjść? Sześć budynków obskoczyłem.I metodęznalazłem, wykombinowałem sobie wuja, wuj może być w każdym wieku.Miałem sięz nim spotkać, nawaliłem, chcę wiedzieć, czy był, bo się chyba na mnie obraził.Taki sękrodzinny każdy rozumie, wszystkie baby mi współczuły.W tych sześciu go nie było. Które to? Numery pamiętasz? No pewnie! Już taki kretyn nie jestem, żeby dwa razy lecieć w to samo miejsce!Mam zapisane, dam pani na brzegu.Tylko mam obawy, że to może potrwać doprzyszłego roku, bo tych domów jest dużo.Decyzja sama się za mnie podjęła.Wiedziałam już, co powinnam zrobić. Wracamy!  zarządziłam energicznie.Zaczęłam zawracać materac ku brzegowi,przy czym niechcący złapałam Bodzia za włosy. Nie, ja się nie topię  zwrócił mi uwagę i zagulgotał. Nie szkodzi.Wszystko trzeba załatwić dzisiaj wieczorem  powstrzymałam nachwilę wiosłowanie rękami, z których morska woda ściekała mi na twarz i zastanowiłamsię. Trzeba się umówić, dla tej swojej szajki musisz być na razie nieuchwytny, żeby ciprzypadkiem czegoś nie zabrali.Gdzie cię znajdę? Na dworcu autobusowym.Będę na panią czatował w ukryciu.O ósmej naprzykład.Popłynął do brzegu szybciej niż ja.Nie widziałam, co robi, bo leżałam na plecachi płynęłam niejako do tyłu.Kiedy zahaczyłam dłonią o jakieś dziecko, zrozumiałam,że dotarłam do łachy, zsunęłam się z materaca i odwróciłam ku plaży.Rozejrzałam sięi prawie mnie zadławiło.Moja torba z rzeczami znajdowała się dokładnie na wprost.Obok niej, na rozłożonymkocu, siedział Zygmuś.Bodzio szedł ku niemu jak po sznurku, nie zdając sobie sprawyz tego, co czyni.Gdybym miała lasso i umiała się nim posługiwać, pewnie bym je na niego zarzuciła.Krzyki nie miały sensu, każda treść dałaby rezultaty uboczne, z pewnością niepożądane.Milcząc przynajmniej nie rzucałam się w oczy, z jednej strony młodzież grała w piłkę,z drugiej jakaś cała rodzina kopała grajdoł, nieco dalej dwie dziewczynki trzepały koc,wtopiłam się w jednostki pionowe tak samo, jak Bodzio przede mną.Metr od siebie, Zygmuś nagle go dostrzegł.I, niestety, rozpoznał. Witam-witam!  dobiegło do mnie. Miłe spotkanie! Proszę-proszę,porozmawiamy, odpoczynek po kąpieli niezbędny-niezbędny! Nie zdążyliśmyuzgodnić.A, tak-tak, pan zajęty, smutne-smutne, ale relaks-relaks.Bodzio zgłupiał do tego stopnia, że usiadł na mojej poduszce, którą Zygmuśzachęcająco poklepywał.Musiałam przejąć się sytuacją bardziej niż sądziłam, skoro znów49 o tym upiorze zapomniałam.Przez moment miałam ochotę oddalić się ukradkiem, niemogłam jednak latać po kurorcie w skąpym kostiumie kąpielowym, boso i z mokrymmateracem w objęciach, a już szczególnie udawać się w tym stroju z oficjalną wizytą.Wszystkie moje rzeczy leżały pomiędzy nimi, w tym kluczyki od samochodu i kluczdo pokoju.Tęsknie pomyślałam, że gdyby Zygmuś miał całkowitą sklerozę, mógłbygromkim głosem przedstawić mi Bodzia i wszyscy wokół dowiedzieliby się, że go nieznam.Nie było na to nadziei.Zbliżyłam się i rzuciłam materac na piasek.Zapiaszczy się, a niech go szlag trafi.Zygmuś rozpromienił się ostatecznie. Widziałem cię, wołałem, tu nic nie słychać, nic-nic! Czekam i pilnuję, kto to widziałtak zostawiać wszystko-wszystko! Spotkanie z panem, okazja-okazja, pan Maciek. Jacek  poprawiłam, w pełni świadoma tego, co robię. Bolesław  skorygował równocześnie Bodzio, odruchowo i doskonalebezmyślnie. Tatuś nieboszczyk świętej pamięci.? Pan Bolesław, rozumiem-rozumiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •