[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— A przedtem pan nigdy sam do niej nie dzwonił? I nie znał pan jej numeru telefonu?— Nie, to ona dzwoniła do mnie.Dopiero jak zaczęła dzwonić do domu.to znaczy, jak pani zaczęła dzwonić do domu, to mnie to zdenerwowało.W rezultacie wyłapałem pani numer telefonu.I to panią mam nagraną na taśmę, a nie ją?— Wygląda na to, że mnie.— Masz ci los — powiedział z zakłopotaniem.— Bardzo panią przepraszam.— Nie, to ja pana bardzo przepraszam.— Już się państwo wystarczająco przeprosiliście — wtrącił stanowczo mój przyjaciel.— Pan z pewnością na kogoś czeka, a na nas już czas.Mówiłaś, że masz o wpół do trzeciej jakąś konferencję? Zwracam ci uwagę, że jest dwadzieścia po drugiej.Siedziałam zgnębiona i pełna rozpaczy.Co on mi tu zawraca głowę jakąś konferencją, co mnie obchodzi konferencja.Po jakiego diabła ja robiłam tyle wysiłków? I to nieprawdopodobne podobieństwo głosów.i te zbiegi okoliczności.Czy to aby na pewno były zbiegi okoliczności.? A nie czyjeś świadome działanie?."Uprzedzam cię, że cię zdekonspiruję”.”Proszę cię uprzejmie”.Ta pewność siebie w nienagannie uprzejmym tonie.i tak się idealnie wszystko zgadzało.Westchnęłam rozdzierająco i wróciłam do okropnej rzeczywistości.Niewinnie prześladowany mówił:—.ale myślę, że się państwo pozwolą zaprosić na kawę? Tak niezwykle rozpoczęta znajomość.— Wykluczone — przerwał mój podły przyjaciel.— Mnie pan może zaprosić, jej nie.Ta kobieta jest zdolna doprowadzić do obłędu całe miasto, zresztą sam pan miał próbki jej temperamentu.Nie zgadzam się na to, żeby ktokolwiek w mojej obecności zawierał z nią znajomość.Potem bym sobie czynił wyrzuty, że nie zapobiegłem nieszczęściu.— Pomimo to mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy.Wyszliśmy z Bristolu w milczeniu.Przyjaciel przeprowadził mnie na drugą stronę ulicy i ustawił twarzą w kierunku mojego biura.— Idź — powiedział — konferencję masz.I, na miłość boską, nabierz odrobinę równowagi umysłowej.Poszłam przed siebie, bo cóż mi innego pozostało? Nawet się niewiele spóźniłam, ale o czym była mowa na tej konferencji, do dziś nie potrafię sobie przypomnieć.I, co najdziwniejsze, wracając do domu, nie wpadłam pod żaden samochód, nie zapomniałam, gdzie mieszkam, i nawet się nikt za mną na ulicy specjalnie nie oglądał.I co teraz? Co ja mam teraz zrobić? Już rzeczywiście wszystko przepadło?Chyba tak.Nigdy w życiu nie dowiem się, kim był człowiek, który, przypadkiem włączywszy się w mój telefon, uratował moje nadpęknięte serce i który — przysięgam — na pewno istniał.CZĘŚĆ IICzłowiek, siedzący za biurkiem naprzeciwko mnie, przyjrzał mi się z uśmiechem na ustach, ale bez uśmiechu w oczach.Przyjrzałam mu się wzajemnie, rozważyłam sytuację i postanowiłam mówić prawdę.— Dobrze — powiedziałam — zrelacjonuję panu tę hecę.Ale uprzedzam pana, że to może długo potrwać.— Nie szkodzi, marny mnóstwo czasu.Tu są papierosy, a zaraz nam przyniosą kawę.Cieszę się, że się pani zdecydowała.Proszę, niech pani mówi.Westchnęłam ciężko i zaczęłam.Po dobrej godzinie w pokoju było pełno dymu, na stole stały szklanki po kawie, a pan po drugiej stronie biurka słuchał bez komentarzy z wyraźnym zainteresowaniem na obliczu.Zamilkłam na chwilę, bo mi zaschło w gardle.— Nie powiem panu ani słowa więcej, dopóki nie dostanę chociaż odrobiny wody sodowej — oświadczyłam.— Natychmiast będzie cały syfon! Niech pani mówi dalej, to zaczyna być coraz bardziej interesujące.Po wszystkim, co mnie spotkało, wpadłam w przerażającą depresję.Rzadko mi się zdarza taki stan doskonałej apatii i zniechęcenia, ale tym razem ten stan doszedł do zenitu.Życie zrobiło się beznadziejnie obrzydliwe i doprawdy nie widziałam żadnego powodu, dla którego warto byłoby w ogóle się rodzić.Siedziałam w pracowni razem z Januszem i Wiesiem, i wszyscy troje byliśmy zajęci pracą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]