[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz nie mógł już tak myśleć.Nie po tym, co zrobiłam niedawno.Tego niesposób było zbagatelizować.To się zdarzyło na jego oczach.Musiał się jakoś od tegoodciąć.Na całe szczęście.Dalej będę musiała radzić sobie sama.Noah wjechał do garażu i otworzył drzwi od strony pasażera.Nie poruszyłam się.– Maro, wysiądź.– Skończmy to.Chcę do domu.Teraz, kiedy zostałam kompletnie, absolutnie samotna ze swoim problemem,musiałam sobie wszystko na nowo przemyśleć.Nie mogłam dłużej tak żyć.Potrzebowałam planu.– Proszę, tylko na chwilę.Wysiadłam z ociąganiem, ale zawahałam się przed wejściem.Ostatnio psy wyczuływe mnie zło i miały rację.Nie chciałam znów tego oglądać.– A co z Mabel i Ruby?– Są zamknięte na tyłach domu.Odetchnęłam i pozwoliłam Noahowi poprowadzić się korytarzem i dalej powąskich schodach na górę.Chciał wziąć mnie za rękę, ale nie pozwoliłam na to.Jegodotyk tylko pogorszyłby sprawę.Kopnięciem otworzył drzwi i znaleźliśmy się w jegopokoju.Tam odwrócił się do mnie.W oczach miał cichą, wszelkimi siłamipowściąganą furię.– Przepraszam – powiedział.Tak jak się spodziewałam – straciłam go i dziwiłam się tylko, że nie reagujęrozpaczą ani żalem.Byłam totalnie zobojętniała.– Nie ma sprawy.– Nie wiedziałem, co powiedzieć.– Nie ma już o czym mówić.– Mój głos był spokojny, wycofany.– Spójrz na mnie, Maro.Spojrzałam.Miał tak dziki wzrok, że normalnie bym się przestraszyła.Ale z nasdwojga to mnie trzeba było się bać.– Jest mi nieskończenie, nieprawdopodobnie przykro – powiedział.Głos miał takzmieniony, że aż coś ścisnęło mnie w piersi.Nie powinien czuć się winny.Niewiniłam go za nic.Pokręciłam głową.– Nie – zaprotestował.– Spieprzyłem wszystko.Do końca.Słowa uleciały mi z ust, zanim zdążyłam je powstrzymać.– Jak to?– Nie powinienem posunąć się tak daleko.Byłam w szoku.– Noah, przecież nic nie zrobiłeś.– Chyba żartujesz? Dręczyłem cię.Torturowałem.– Znów ta cicha furia w jegogłosie.Napiął mięśnie i wyglądał, jakby chciał coś zmiażdżyć.Znałam to uczucie.– Zrobiłeś to, co i tak trzeba było zrobić.– Nie wierzę ci – powiedział gorzkim tonem.Wiedziałam, że tak powie.– Chwileczkę – zaprotestowałam.– Czy kłamałeś, opowiadając o swoichzdolnościach?– Nie.– Czyli w tamtym momencie nie zrobiłeś nic?Rysy Noaha stwardniały.– Wszystko działo się zbyt szybko.Dźwięk – czy jak mam to nazwać – był inny niżw przypadku Morales.– Morales? – powtórzyłam.– Słyszałeś to?– Coś słyszałem.Ciebie.I brzmiało to źle.Ale nie wiedziałem dlaczego ani co tomoże znaczyć.W przypadku Aidena i Anny albo wtedy, kiedy wyrzucano Jamiego, teżczułem, że jest niedobrze, i nie potra łem tego zinterpretować.Wiedziałem tylko, żeAiden ci grozi, i chciałem dać mu nauczkę.Ale dzisiaj było inaczej, podobnie jakw przypadku aligatorów.Zaschło mi w ustach, kiedy Noah potwierdził moje czyny.Bezradnym gestemprzesunął dłońmi po twarzy i po włosach.– Za dużo się działo… słyszałem zbyt wiele dźwięków wszystkiego, co żyje nabagnach.Myślałem, że aligatory po prostu znikły, choć z drugiej strony czułem, że cośsię stało.– Przerwał i na jego twarz znów powrócił posępny spokój.– Przepraszam –dodał tonem wypranym z emocji.Czułam się fatalnie; dusiło mnie w gardle i z trudnością oddychałam.Poczułam, żemuszę natychmiast stąd wyjść.Zawróciłam do drzwi.– Nie wychodź – poprosił Noah.Zrobił ruch, żeby mnie zatrzymać, ale wymknęłam się.A jednak chwycił mnie zarękę i pociągnął w stronę łóżka.Nie protestowałam, wiedząc, że to może być naszaostatnia rozmowa.I choć świadomość straty sprawiała mi ogromny ból i wiedziałam,że jest nieunikniona, nie wyobrażałam sobie tak szybkiego rozstania.Usiedliśmyobok siebie, ale nie chciałam, żeby Noah trzymał mnie za rękę.Odwrócił głowę.– Myślałem… myślałem, że masz jedynie dar widzenia tego, co wkrótce ma sięwydarzyć… że widzisz i czujesz pewne rzeczy podobnie jak ja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]