[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– I chcą, żebyśmy ich nauczyli paru innych rzeczy?– Na to wygląda.– Bierzemy żony?– Nie.– Clark pokręcił głowa.– To sprawa służbowa.– Kiedy?– Muszę to dopiero ustalić.Prawdopodobnie za jakiś tydzień.– Może być.– Jak malec?Chavez uśmiechnął się szeroko.– Wciąż raczkuje.Wczoraj wieczorem jakby próbował stanąć na nóżkach.Myślę, że za parę dni zacznie chodzić.– Domingo, pierwszy rok spędzasz na uczeniu go chodzenia i mówienia.Przez następne dwadzieścia lat będziesz mu mówił, żeby się zamknął i usiadł – ostrzegł Clark.– Hej, tato, ten mały przesypia całe noce i budzi się z uśmiechem.Żebym tak mógł to powiedzieć o sobie.– Zabrzmiało to logicznie.Kiedy Domingo się budził, czekał go tylko codzienny trening i przebiegnięcie ośmiu kilometrów.Jedno i drugie było forsowne i, po jakimś czasie, nudne.Clark przytaknął mu skinieniem głowy.To była jedna z tych wielkich tajemnic życia: dlaczego małe dzieci zawsze budziły się w dobrym nastroju? Zastanawiał się, kiedy człowiek traci potem tę pogodę ducha.– Cały zespół? – spytał Chavez.– Chyba tak, łącznie z Ptaszyskiem – odpowiedział dowódca Tęczy.– Też ci dzisiaj złoił skórę? – spytał Ding.– Następnym razem, kiedy zmierzę się z tym sukinsynem, ma się to odbyć zaraz po porannym biegu, kiedy będzie trochę zdyszany – powiedział Clark z odcieniem irytacji w głosie.Nie lubił przegrywać, a już na pewno nie w strzelaniu, które odgrywało tak ważną rolę w jego życiu.– Panie C, Ettore nie jest człowiekiem.Z pistoletem maszynowym radzi sobie nieźle, ale bez jakichś spektakularnych wyników, za to kiedy ma w ręku tę Berettę, staje się mistrzem, jak Tiger Woods na polu golfowym.Po prostu nie ma sobie równych.– Nie wierzyłem w to, aż do dzisiaj.Może powinienem był częściej jadać lunch w „Green Dragon”.– Może to jest jakiś pomysł, John – zgodził się Chavez, postanawiając nie komentować obwodu teścia w talii.– Nie przejmuj się, ja też nieźle strzelam z pistoletu, a Ettore też mi skopał tyłek – Był lepszy o trzy punkty.– Ze mną sukinsyn wygrał o jeden punkt – powiedział John dowódcy swego Drugiego Zespołu.– Pierwsze zawody jeden na jednego, które przegrałem od czasu Trzeciej Grupy Operacji Specjalnych.– Od tamtego czasu minęło już ponad trzydzieści lat; strzelał wtedy o piwo ze swym dowódcą, starszym bosmanem.Przegrał dwoma punktami, ale zaraz potem pokonał bosmana trzema punktami i do dziś wspominał to z dumą.– To on? – spytał Prowałow.– Nie mamy fotografii – przypomniał mu sierżant.– Ale do rysopisu pasuje.– No i szedł do właściwego samochodu.Trzaskało kilka aparatów fotograficznych, więc powinny być i zdjęcia.Obaj siedzieli w furgonetce, zaparkowanej pół przecznicy od domu mieszkalnego, który mieli pod obserwacją.Obaj posługiwali się zielonymi lornetkami wojskowymi.Wydawało im się, że to ten facet.Zjechał windą z właściwego piętra.Ustalili wcześniej, że niejaki Iwan Jurijewicz Koniew mieszka na siódmym piętrze w tym luksusowym domu.Nie było czasu, żeby przepytać sąsiadów, co zresztą należało zrobić bardzo ostrożnie.Istniało spore prawdopodobieństwo, że sąsiedzi Suworowa-Koniewa też byli kiedyś w KGB, jak on, więc wypytując ich, zaalarmowaliby tego, przeciw któremu prowadzili śledztwo.Prowałow powtarzał sobie, że to nie jest zwyczajny podejrzany.Samochód, do którego wsiadł mężczyzna, był wynajęty.Był i prywatny samochód, zarejestrowany na Koniewa, Iwana Jurijewicza, mieszkającego pod tym adresem, Mercedes C, a kto mógł mieć pewność, że podejrzany nie miał jeszcze innych pojazdów, zarejestrowanych na inne nazwisko? Prowałow był pewien, że tamten miał więcej nazwisk i że do każdego była dorobiona dobra „legenda”.KGB dobrze szkolił swoich ludzi.Sierżant za kierownicą furgonetki uruchomił silnik i zgłosił się przez radio.W pobliżu były dwa inne wozy milicyjne i w każdym siedziało po dwóch doświadczonych funkcjonariuszy.– Nasz przyjaciel rusza.Niebieski wynajęty samochód – powiedział Prowałow przez radio.Ludzie z obu wozów potwierdzili.Wynajętym samochodem był Fiat, prawdziwy, wyprodukowany w Turynie, a nie rosyjska kopia, choć trzeba było przyznać, że – akurat licencyjna produkcja samochodów w mieście Togliatti była jednym z niewielu specjalnych projektów ekonomicznych w Związku Radzieckim, które udało się zrealizować, w pewnym sensie.Prowałow zastanawiał się, czy tego niebieskiego Fiata wynajęto z uwagi na jego niezawodność, czy też dlatego, że wynajem był tani.W tej chwili nie było na to odpowiedzi.Suworow-Koniew ruszył i pierwszy ze śledzących go wozów milicyjnych zajął pozycję o pół przecznicy za nim, podczas gdy drugi jechał o pół przecznicy przed nim, ponieważ nawet wyszkolony przez KGB oficer wywiadu rzadko patrzył przed siebie, żeby sprawdzić, czy ktoś go nie śledzi.Gdyby mieli trochę więcej czasu, może udałoby im się umieścić w Fiacie miniaturowy nadajnik, ale nie mieli, a poza tym takie rzeczy robiło się w ciemnościach.Jeśli śledzony wróci do swojego mieszkania, zrobią to w nocy, powiedzmy o czwartej nad ranem.Nadajnik radiowy, umocowany na magnesie wewnątrz tylnego zderzaka; antenka zwisałaby sobie jak mysi ogonek, praktycznie niewidoczna.Część środków technicznych, z których korzystał Prowałow, pierwotnie służyła do śledzenia w Moskwie cudzoziemców, podejrzanych o szpiegostwo, a to oznaczało, że były to całkiem niezłe urządzenia, przynajmniej jak na rosyjskie standardy.Śledzenie niebieskiego Fiata okazało się łatwiejsze, niż przypuszczał.Możliwość wykorzystania do tego trzech samochodów bardzo pomogła.Nietrudno jest zauważyć pojedynczy samochód [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •