[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żołnierz i dwa konie leżeli na ziemi.Jednorożce nie poniosły strat, ale większość obrażeń była po ich stronie.Nagle strzała trafiła grzbiet najwolniejszej z samic, która potknęła się i upadła na kolana.Zanim zdołała wstać, rzucili się nanią żołnierze z lancami.I wtedy major Bezimienny uczynił coś bardzo odważnego.Wysłał pięciu ludzi, żeby szyli strzałami w basen.Rozwścieczone jednorożce wyskoczyły na brzeg.W następnym krótkim starciu zginął jeszcze jeden żołnierz, jeszcze jeden jednorożec i dwa konie.Bezimienny nie ustępował i drwił sobie z atakujących.Żołnierze, którzy stracili wierzchowce, zastąpili je końmi jeńców.- On chyba bardzo nie lubi jednorożców - zauważył Morley.- Patrz, samica-przewodniczka idzie po rozkazy.- Schodzę.Daj mi znak, jeśli jej powie, żeby zabrała ze sobą psy.- Dobrze.Major spodziewał się walki.Sporządził prowizoryczną barykadę z wozów i bagażu, który zdjęto z jucznych koni.Umieścił za nią wszystkie wolne zwierzęta, uzbroił więźniów i kazał im czekać w wozach.Ciekaw byłem, co im powiedział.Samiec był albo głupi, albo stracił swoją faworytę.W takich wypadkach jednorożcom czasami odbija.Dałem znak Morleyowi.Chyba wiedziałem, o co mu chodzi.Nie bardzo mi się to podobało, ale nie było innego wyjścia.Właśnie psy ruszyły na grupę majora.Jednorożce zaatakowały w ślad za nimi.Zaczęło się śliczne, wesolutkie kłębowisko.Samiec nie chciał się przyglądać.Morley udowodnił to, przebiegając dystans od podnóża pagórka do wodopoju.Nikt go nie zatrzymał.Zeck Zack wyprzedził Morleya, zanim ten dotarł do połowy drogi.Nie znajdziesz szybszego czworonoga - oczywiście na krótki dystans - niż centaur, który ma motywację.Jednorożec usłyszał tętent kopyt.Wystawił głowę, żeby zobaczyć, co się dzieje.Za późno.Zeck Zack już go dopadł i zademonstrował, jak walczył sam na sam z jednorożcami za młodu.Nie trwało to długo.Tymczasem ja zbiegałem ze zbocza.Najwyższy czas, żeby ruszyć dalej.XLIIINa dole wszyscy i wszystko było w stanie pełnej gotowości.Wdrapałem się na pokład mojego konia.Chociaż raz panowała między nami absolutna zgoda.Byliśmy drużyną o jednym mózgu, który podpowiadał „Ruszaj przodem”.Wysforowałem się tak, by każdy mógł mnie widzieć.Okrążaliśmy podnóże wydmy, kierując się znowu na wschód, do chwili, aż pole bitwy znalazło się w zasięgu naszego wzroku.Podróż trwała około półtorej godziny.Zatrzymaliśmy się.Podniosłem do oczu lunetę.Z wyjątkiem sępów nic się nie ruszało.Z tak małego kąta nie widziałem, jak wielkie było dzieło zniszczenia.Zauważyłem jeden wóz leżący na boku.Sęp przysiadł na jego kole.- Ktoś powinien przyjrzeć się temu bliżej - stwierdziłem, patrząc na Zeck Zacka.Skinął głową.Bez komentarzy pożyczył dwie szable i potruchtał w tamtą stronę.Poranek odmienił go w sposób cudowny i nie do poznania.- Mógłby wrócić do wojska - powiedziałem Morleyowi.Dotes mruknął tylko coś pod nosem, więc dodałem: - Nie zapominaj, żektoś myślał o nim wystarczająco serdecznie, by mu załatwić obywatelstwo karentyńskie.- Nieważne, kim byłeś; ważne, kim jesteś, Garrett.A to stworzenie jest najpaskudniejszym egzemplarzem nocnych handlarzy.Jeden z tych, którzy takich jak ty sprzedają tamtym.Też prawda.Zeck Zack okrążył kilkakrotnie pole bitwy, zbliżając się do niego coraz bardziej.Wreszcie, wiedząc, że nie spuszczam go z oka, zamachał do mnie szablą.- Idziemy.Widok był przykry.Wszystkie psy leżały martwe, podobnie jak większość jednorożców i tuzin koni.Nie zauważyliśmy jednak ani jednego ludzkiego trupa.- Poszli dalej - stwierdził centaur.- Jak na Venageti, naprawdę stosuje karentyńską doktrynę wojenną - odezwałem się do Morleya.Prowokuj jednorożce, ile wlezie.Zabieraj swoich zabitych.Zatruj wszystkie martwe zwierzęta, które pozostały na polu bitwy.Wszystkie martwe zwierzęta były głęboko ponacinane nożem.Rany błyszczały szafirem po wtarciu krystalicznej trucizny.Nikt nie skorzysta z zabitych wojskowych zwierząt.Naliczyłem osiem zabitych jednorożców.Naprawdę trzymały się dzielnie.Trzymały się dzielnie do chwili, w której nie padła samica-przewodniczka.Te, które przeżyły, miały się bardzo kiepsko.Przez jakiś czas jednorożce w tej okolicy Kantardu będą polować na nieco łatwiejszą zdobycz.Podniosłem lunetę i spojrzałem na zbocze.Byli tam i gapili się na nas.- Widzisz ich? - zapytał Morley.- Aha.Chowają zabitych.Nie mogę rozpoznać nikogo poza Saucerheadem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]