[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak naprawdę nie muszę z niczym walczyć.To wła­śnie dlatego, że ten jeden zakątek mojego umysłu musi przez cały czas utrzymywać kontakt z Siecią, na jawie czy we śnie, nie mogę już mieć żadnego ucznia.Dziesięć lat temu mogłabym robić to samo co Jays: jednocześnie pełnić straż i kształcić trzech protegowanych.- Pokiwała głową.- A ta wizyta to zupełnie niezły pomysł.Pod warunkiem że nie masz nic przeciwko mojej obecności tam.- Miałbym mieć coś przeciwko temu? - Pochwycił jej dłoń i złożył na niej pocałunek.- A zatem spodziewaj się mnie za.no, za jakieś dwa tygo­dnie po swoim przyjeździe.Ta podróż zabierze Kellan nieco dłużej niż wam, młodzieniaszkom.- Savil, gdybyś tylko wiedziała, jak bardzo jestem ci wdzięczny.- Och, po prostu jestem samolubna i tyle.- W kącikach jej ust czaił się już uśmiech.- W ten sposób możemy uważać na siebie nawzajem.Jak ty na moją pomoc, tak i ja liczę na to, że będziesz chromi mnie przed Withenem.Vanyel wstał i pocałował ją w czoło.- Możesz sobie mówić, co chcesz, a to i tak najmniej samo­lubna rzecz, jaką ktokolwiek zrobił dla mnie w ostatnim roku.Możesz też zapobiec temu, aby ta wizyta nie obrosła w legendę o heroldzie Vanyelu, który wpadł w szał i opuścił swą rodzinę, przywiązawszy każdego z jej członków do drzewa ze szmatą wepchniętą do ust.Która to godzina? Przez ten pobyt na dale­kim południu jestem zupełnie wytrącony z rytmu.Savil sprawdziła kąt padania promieni słonecznych wpada­jących przez jej okno.- Chyba właśnie minęła pora zgromadzenia Rady.- To dobrze.Muszę się spotkać z Randalem i Shavri, aby się z nimi pożegnać.Randal przyrzekł mi, że jeśli przyjdę w porze, kiedy nie zajmuje się sprawami urzędowymi, nie wynajdzie mi nic do roboty.- No, to zabieraj się stąd, ke'chara.Do zobaczenia w Forst Reach.i dzięki za pamięć - dodała, dotykając kamienia na stoliku obok.- To dlatego, że ty myślisz o mnie, kochana.- Pocałował ją w policzek, a potem jeszcze raz w czoło i wyszedł.Najpierw wstąpił do swego pokoju, aby przebrać się w poży­czoną od Tantrasa Biel i włożyć miękkie, krótkie buty, które heroldowie nosili w pałacu.Nie zapewniały one takiej wygody jak chodzenie na boso, ale o głowę biły obuwie do jazdy konnej.Gdyby nie zmienił ubrania, mogliby go nie wpuścić do komnat królewskich.Z każdym jego powrotem do Przystani coraz mniej ludzi zdawało się rozpoznawać jego twarz.Przywdziawszy więc strój herolda i odzyskawszy swą zwy­czajną, nader wykwintną prezencję, Vanyel skierował swe kro­ki do najstarszej części pałacu, obszernego zespołu komnat zaj­mowanych przez króla Randala, połączoną z nim więzią życia Shavri, będącą też Osobistym Króla, oraz ich córkę.Ledwie przekroczył próg przestronnej sali audiencyjnej - jego nieznajoma twarz przyprawiła obydwóch strażników stojących przy drzwiach o dreszcz obawy - a sześcioletnia, kędzierzawa istotka wpadła niczym wicherek przez drzwi w przeciwległym końcu komnaty i rzuciła się ku niemu przez całą długość kom­naty najwyraźniej pewna, że Vanyel pochwyci ją, nim zdąży upaść.I Vanyel porwał ją na ręce piszczącą z radości i podniecenia, okręcił dookoła i podrzucił w górę.- Wujek Van! - szczebiotała Jisa resztką tchu.- WujekVan­wujekVanwujekVan!Już chciał ją postawić na ziemi, ale upomniała się jeszcze o uścisk i buziaka, a zrobiła to z takim samym nieodpartym wdziękiem, jakim potrafił czarować jej “ojciec", Randal.Vany­el uniósł ją, by usadowiła się wygodniej w jego objęciach i bez sprzeciwów spełnił jej żądanie, z radością myśląc o tym, że wciąż jeszcze jest taka malutka.- A skąd wiedziałaś, że przyjdę? - zapytał, gdy jej ciemno­brązowe oczy zatopiły się z powagą w jego oczach.- Czułam to - powiedziała, jeszcze raz ściskając go mocno.-Czułam cię w mojej głowie.Miałam tam takie wirujące niebie­skie światełko.Vanyel był tak wstrząśnięty, że prawie ją upuścił.Było to z pewnością najbardziej obrazowe - i najbardziej precyzyjne -określenie jego aury, jakie kiedykolwiek słyszał od kogoś, kto nie był naprawdę wybitnym magiem heroldów.- Albo uzdrowicielem - dopowiedziała Shavri, zbliżając się do niego z boku, gdy on stał jak wmurowany i z otwartymi usta­mi wpatrywał się w chichoczącą Jisę, którą bardzo rozbawił wyraz jego twarzy.- Także uzdrowiciele odbierają twą aurę w ten spo­sób, Vanyelu.Nie, nie podsłuchiwałam twych myśli.Przez chwilę były wręcz wyryte na twojej twarzy.- Spod beztroskiego tonu słów Shavri przebijało napięcie i strach, jak gdyby kroczyła wąziutkim mostem nad bezdenną przepaścią.- Poza tym nie jesteś jedyną osobą, którą Jisa “czuła w swej głowie" w ciągu ostatnich trzech miesięcy.Ale zacznijmy to powitanie od nowa.Witaj, Van, masz jeszcze jakiś uścisk dla mnie?- Zawsze.- Vanyel już zaczął zbierać siły do stawienia czoła kłopotom.Sądząc z wyrazu twarzy Shavri, działo się coś bardzo niedobrego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •