[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy! On niby szuka, niby wywraca wnętrzności w twojej walizie, jak chirurg się w tem grzebie, ale jego niebieskie oczy patrzą w twoje oczy, dusza w duszę patrzy i ten celnik mówi bezgłośnie sercu twojemu:— Po co pan wyjeżdża? Niech pan nie jedzie, panie najdroższy.Chyba nam przyjdzie oczy wypłakać za panem… O, niech pan słucha, jak szumi las… To polski las! Niech pan patrzy, jak się niebo chmurzy na wschodzie.To polskie niebo!Tak on mówi, a ty się zżymasz, bo dzieci płaczą, bo deszcz pada, a ty dźwigasz walizy, które dostały pomieszania zmysłów i żonę, która jest również od tego niedaleko.Cudzoziemcy klną, na czem świat stoi; tak, ale cudzoziemiec nie odczuwa wewnętrznej, duchowej wagi tej granicznej sprawy.Celnicy są zwykle tak zmartwieni tem, że tylu miłych ludzi wyjeżdża z kraju, że oczy mają pełne łez.Nic dziwnego więc, że nie widzą przez łzy, jak obok, przez zieloną granicę, jedzie zboże, świnie, gęsi, srebro, brylanty, żydy, wszystko bogactwo nasze.Któżby tam dbał o takie drobiazgi, wobec tego, że wyjeżdżają ludzie szlachetni?Z drugiej strony patrzą Czesi i widząc co się dzieje na polskiej granicy, zaraz coś ze sobą poszeptają, poszwargocą, naradzą się i — robią na złość, robiąc wszystko naodwrót.Proszą uprzejmie, aby wszyscy zostali w wagonach, naiwnie się tłómacząc, że łatwiej aurom urzędnikom wejść do dziesięciu wagonów, niż trzystu ludziom Wychodzić z tobołami do dwóch urzędników.To nie jest żadne tłomaczenie, jasnem jest, że robią to przez złość,A jaki tego skutek? Niespodziany, okropny skutek! Ha! ha! Myślał chytry Czech, że ci nadzwyczajną uczyni uprzejmość, bo się pięknie ukłonił, na paszport spojrzał, a na walizki machnął ręką, Akuratnie! Zamiast przyjemności uczuwasz przykrość, nawet bardzo wielką przykrość, bo się wstydzisz, że Czesi widzieli, jak cię nie chciano z Polski wypuścić.I cóż ci z tego przyjęcia? O, jej! w całej Europie jest tak samo, więc nie jest to taki nadzwyczajny wynalazek.Wtedy dopiero się czuje, że jednak podróż przez polską granicę ma swój Urok, że daje mnóstwo wzruszeń, podnieca, denerwuje, burzy krew, zalewa żółć, podnosi na głowie włosy, że jednem słowem, jadąc do Karlsbadu, gdzie słono za to płacić potrzeba, na polskiej granicy zadarmo się otrzymuje sposoby na zupełną i nagłą przemianę materji! Ludzie znudzeni i chorzy na spleen i na melancholję muszą jeździć po takie wzruszenia do Afryki, albo do Meksyku.A u nas masz to pod ręką.To przy wyjeździe.To drobiazg! Alą kiedy się powraca, to dopiero czyni się hosanna! Bożeż Ty mój! Urzędnicy tak się cieszą, jak dzieci.Rzucają się z płaczem na twoje walizki, ściskają je ze wzruszeniem, ze śmiechem, z miłością.Wzruszeni podróżni mają łzy w oczach…Rozpoczynają się wtedy wesołe igraszki i najmilsza zabawa, Ktoś sobie kupił piękny krawat i doskonale go schował, a uradowany powrotem dobrych ludzi już i tak z natury wesoły celnik, postanowił go znaleść.On szuka, a ty sobie pomrukujesz wesoło: „Zimno!.,, ciepło.,, znowu zimno!… ciepło!… ciepło!., gorąco!,.”.Śmiesznie jest tak, że ludzie zrywają sobie boki.Trzeba bowiem wiedzieć, że w każdym człowieku siedzi gdzieś w najgłębszem ukryciu odrobina rzezimieszka, co chce dać folgę swoim niezużytym temperamentom przez to, że „nabiera” państwo na pięćdziesiąt groszy cła.Żaden też sport nie jest tak lubiony i żaden nie jest tak mile podniecający, jak walka z celnikiem na chytrość.Tak też zabawne jest to szukanie krawata, albo lalki z gałganków (na grubsze rzeczy są sposoby!), że zabawa robi się ogólna.I znów wśród śmiechu nikt nie widzi, że obok jadą bez cła sterty kartofli, całe rody świń i len i konopie.Najśmieszniejsze jest to, że prawdziwy Polak, którego przyłapią z jakimś drobiazgiem na granicy, buntuje się w duszy i jest rozżalony, ba! jest nawet obrażony na Ojczyznę, Na nikogo by się nie obraził, zakląwszy tylko, że go prześladuje pech, ale na swoją granicę zawsze się obrazi.— Ha! — woła w sercu, pełnem żalu i goryczy, — to ja, tobie, Ojczyzno i krew i życie i mienie, a ty ze mną tak? Toś na to powstała, żeby człowiek kilku butelek koniaku nie mógł przewieźć od Czechów? Toż dla kogo to wiozę? Dla ciebie, dla swoich, dla rodaków…Słusznie prawi w sercu swojem dobry taki obywatel, bo choć mu krew z nosa tylko pociekła, życia od niego nigdy nikt nie chciał, a mienie przepisał na żonę, jednak w dobrej duszy marzył cudnie, a srodze go zbudzono.Bo i jakże! Myślał każdy, że jak będzie wreszcie ta najdroższa Ojczyzna, to i napijesz się bracie, i weselić się będziesz i przez granicę przewieziesz, co dusza zapragnie, mrugnąwszy porozumiewawczo na rodaka celnika i order dostaniesz i podatki ci podarują, boś chyba na to zasłużył, boś o Ojczyźnie śnił i pa—trjotą byłeś, A oto jawnie cię prześladują, podatki ze skóry ściągają, ale to drobiazg.Tego nikt do serca bardzo nie bierze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •