[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dłonie Maelen poruszały się równocześnie z ptasimi pazurami.Nie podeszła do ptaka, lecz wykonywała swego rodzaju gesty skradania się i wycofywania, jakby w okrutny sposób bawiła się ofiarą.Był kontakt myślowy… ale według takiego wzoru, jakiego Faree nie rozumiał.Ptak zaczął dreptać, co wraz z uderzeniami skrzydeł pozwoliło mu wznieść się trochę ponad skałę, ale tylko po to, by ponownie na nią opaść.Ogromne oczy błyszczały jaskrawą zielenią, a wielkie uszy poruszały się w przód i w tył.W końcu któryś z tych skoków wyniósł biedne stworzenie w powietrze i poszybowało ono w górę.Ptaszysko zawisło jednak nad skałą, na której dopiero co siedziało, i dziko trzepotało skrzydłami.Prawa ręka lady Maelen zakreśliła pół okręgu i stworzenie odleciało, kołując wcześniej nad cichą wieżą statku kosmicznego raz, dwa, trzy razy.Po chwili było już tylko małym punkcikiem na niebie, plamką kierującą się w stronę odległych ruin, o ile Faree dobrze ocenił kierunek.Garbus pomyślał, że w ten sposób ich misja zwiadowcza została zasilona dodatkową parą oczu.Było gorąco, a w miarę wstawania słońca robiło się coraz upalniej.Tereny wokół były nieurodzajne, nawet lachy wysuszonej trawy wyglądały na martwe przy korzeniach i ustępowały piaskowi, żwirowi i skałom.Toggor już wcześniej dał wyraz swojej opinii o tym przedsięwzięciu, cofając się za koszulę Faree, wciągając swoje oczy i najwidoczniej układając się do snu.Garbus również poczuł, że monotonne obserwowanie terenu, na którym nic się nie dzieje, wywołuje senność.Od odlotu skrzydlatej istoty poza skałami Thassów nic się nie poruszyło.Tak więc niemal z ulgą chłopiec przyjął pojawienie się plamki na niebie.Czy to stworzenie wysłane przez lady Maelen? Nie… tego dźwięku nie da się nie rozpoznać.To ślizgacz.Statek kosmiczny musiał zwrócić na siebie uwagę.Zbliżający się obiekt mógł należeć do Gildii albo do kogoś innego, choćby strażników tej planety.Faree wiedział o Yiktor bardzo mało, tylko tyle, ile dowiedział się od Thassów, którzy stanowili zaledwie garstkę i trzymali się swoich dzikich terenów.Ślizgacz nie zbliżył się bezpośrednio do statku, lecz krążył nad nim.Faree zauważył, że pojazd cały czas trzyma się z dala od skał.- C 2,3,3: odpowiedz.Masz kłopoty?Nie było to wyraźne myślowe wezwanie Thassów, lecz głos z powietrza ponad głową.Chyba oddział Gildii nie zbliżałby się w ten sposób! Ten ślizgacz musi należeć do lokalnych przedstawicieli prawa.Faree spojrzał pytająco na lady Maelen.Nie poruszyła się.Kiedy ostrożnie odwrócił głowę, nie zauważył też, by ciało lorda Kripa drgnęło.Kimkolwiek byli owi przybysze, Thassowie nie chcieli nawiązać z nimi kontaktu.- C 2,3,3.Tu zawiadowca portu.Masz kłopoty?Przybysze, będący już dość nisko nad ziemią, z pewnością zauważyli, że rampy statku są wysunięte.- To jest planeta typu 4.C 2,3,3, lądowanie jest dozwolone tylko w porcie kontrolnym.Z czym macie problemy?Ślizgacz był już bardzo blisko statku.Przygotowywał się do lądowania.Faree zauważył przed sobą poruszenie.Jakieś małe stworzenie przeskakiwało zza jednej kępki traw czy stojącego głazu do innej kryjówki, zbliżając się w ten sposób do pustego statku i pojazdu przybyszów.Za małe jak na Yazza… a poza tym Yazz nie mógłby tak skutecznie posuwać się naprzód nie zauważony.To musi być jakieś inne zwierzę, kierowane przez lady Maelen.Wreszcie przykucnęło niedaleko platformy statku, a gdy się nie ruszało, tak zlewało się z tłem, że Faree nie potrafił go odróżnić.Samolot wylądował i wyszła z niego jakaś postać, trzymając w ręku ogłuszacz, na co wskazywała długość kolby.- Wchodzimy.Tu kontrola Portu Centralnego.Ten głos zadźwięczał głośno.Chłopiec pomyślał, że dobiegł on raczej z pojazdu niż z ust mężczyzny i został wzmocniony jakimś przyrządem na pokładzie.Już było ich na zewnątrz dwóch.Nie podchodzili do pomostu razem, lecz rozdzielili się.Każdy z nich posiadał broń.Jeden pozostał u podnóża rampy wejściowej, a drugi wspiął się do środka.Nastał czas oczekiwania.Widocznie intruz dokładnie sprawdzał statek.Po jakimś czasie wyszedł i machnięciem ramienia dał znak, by jego towarzysz wrócił do ślizgacza.Ten jednak nie ruszył prosto do celu, lecz zbaczał ze swojej pierwotnej trasy, wyraźnie szukając jakichś śladów, które mogły pozostać na ziemi.Faree był jednak przekonany, że do odszukania czegoś takiego potrzebny jest doświadczony tropiciel.Poszukiwacz zatrzymał się i skinął przyzywająco.Jego towarzysz zbiegł z platformy i podbiegł do niego.Faree pomyślał, że póki są tu kontrolerzy, nie będzie prób zaatakowania Thassów.Gildia skradałaby się.To dziwne, lecz owo przekonanie nie pokrzepiło go.Jakaś jego część pragnęła ponownego spotkania z Gildią, przerwania tego oczekiwania.Przybysze dokładnie zbadali grunt.Jeden z nich nawet uklęknął, opierając się rękami o ziemię, jakby miał zmysł węchu godny Yazza i chciał podążyć tym tropem mimo późnej pory dnia.W końcu obaj zrezygnowali i wrócili do ślizgacza, który po chwili wystartował.Stało się to jednak zbyt późno - piloci statku stali się świadkami powrotu latającego stworzenia wysłanego przez Maelen.Ptak zauważył ich i skręcił na północ, wznosząc się wyżej, widocznie w poszukiwaniu schronienia.Latająca istota nie miała się czego obawiać.Samolot uniósł się lekko i zwrócił w kierunku, z którego przybył.Faree zdał sobie sprawę ze znaczenia tej wizyty.Każdy statek, który nie wylądował w porcie, prawdopodobnie działał według nich niezgodnie z prawem.Mogą wciąż przysyłać patrole w tę stronę, by znaleźć załogę tego opuszczonego pojazdu.Tak więc Gildia nie mogłaby wykonać ruchu, a Thassowie nie mogliby opuścić swojej doliny z obawy przed przesłuchaniami.Wszyscy wiedzieli, że Thassowie nie mają nic wspólnego z obcymi statkami.Choć nie wszyscy Thassowie…Faree zastanowił się.Kto wie o lordzie Kripie, który był Wolnym Kupcem? I co wiedzą o lady Maelen? Ich historia z pewnością była powodem częstych rozmów w tej części Yiktor.Niewątpliwie jednak nic im nie groziło ze strony prawa na tym czy innym świecie.To Gildia musi się ukrywać.- Może… - Myśl lorda Kripa była niemal tak wyraźna jak głos ze ślizgacza.- Tak, moja historia jest znana… i to chyba zbyt wielu osobom tutaj.Także to, co się działo na Sehkmet.Gildia ma własne powiązania z prawem.Lepiej obejść się bez sojuszników.Gdy samolot zniknął w oddali, lady Maelen wyprostowała się w swojej kryjówce i Bajor cofnął się, by zrobić jej miejsce.Oparła się o skałę, obiema dłońmi przylgnęła do surowej powierzchni, zwróciwszy głowę ku północy, gdzie zniknęła latająca istota.Na mniejszą skałkę wdrapało się futerkowe zwierzątko, które Faree dojrzał w przelocie, gdy skradało się w stronę obcego pojazdu.Skoczyło do lady Maelen, która złapała je w ramiona i przycisnęła do piersi jak dziecko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •