[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz sny okazały się niespokojne i obudziła się je­szcze bardziej wyczerpana z sił niż przed zaśnięciem.Trzeci dzień prześlęczeli nad spisami naczelnika osady i skryby oraz słuchając opowieści i zbierając wieści do prze­kazania dalej.Zapisane przez naczelnika księgi Kris zamierzał odwieźć do większego skupiska ludzi, które mogło poszczycić się posiadaniem gońca, albo też do najbliższej Stanicy Zaopa­trzeniowej, skąd wszystko, co zebrał - uzupełnione włas­nymi obserwacjami oceniającymi stopień prawdziwości otrzy­manych danych - mogło być odesłane do stolicy.To było zadanie Krisa.Talia kryła się za jego plecami przez cały czas, starając się jak najmniej zwracać na siebie uwagę, gdyż wydawało się, że współdziałanie z innymi szczególnie drażni jej przeczulone zmysły.Jednak wieczorem, w Stanicy, Kris nalegał, by wypowiedziała się na temat otrzymanych przez nich spisów oraz rzetelności naczelnika i skryby.- Wydaje mi się, że są uczciwi - powiedziała z na­dzieją, iż Kris nie ma pojęcia, ile udało jej się wyłowić uczuć wbrew woli ich właścicieli.- Nie odniosłam wrażenia, by próbowali nas zwieść lub ukryć cokolwiek.O ile mogę oce­nić, pomyłki, które popełnili, były nieumyślne.Szybko je poprawili, gdy im je wskazałeś.- Doskonale - powiedział z zadowoleniem Kris.- To zgadza się z tym, co ja ujrzałem.Bardzo się cieszę, bo bardzo nie lubię wzywać ludzi na obrachunek, nawet kiedy widać jak na dłoni, że mnie okłamują.Zapisali rozmowę na okładce spisu i zapieczętowali go w odpornej na wilgoć kopercie.Talia odetchnęła z ulgą widząc, że Kris nie zdaje sobie sprawy, jakiemu napięciu musi stawić czoło.- Nie wiedziałam, że zabraliśmy także spisy podatkowe - powiedziała, próbując jakoś rozproszyć swoją i jego uwa­gę pytaniami dotyczącymi rutynowych czynności.- W obwodach granicznych, zawsze.Natomiast w środ­ku kraju, niemal nigdy.Zabieramy drugi egzemplarz tego, co powinni oddać poborcy podatkowemu, kiedy pojawi się tutaj na wiosnę.W ten sposób, jeśli jakaś katastrofa znisz­czyłaby te spisy, można przynajmniej częściowo je odzyskać.To dla ich dobra, ponieważ w przypadku aż tak wielkiego nieszczęścia, osada może utracić coś znacznie cenniejszego od dokumentów, a wtedy Królowa jest w stanie ocenić z po­branych podatków, jaką ofiarować pomoc.Tym razem nie popełniła błędu z ziołowym wywarem, lecz leżała w panujących w Stanicy ciemnościach z otwartymi oczami - wpatrując się w mrok nad sobą, słuchając ciche­go oddechu Krisa i wracając myślami do najwcześniejszych lekcji świadomego posługiwania się osłonami myśli.Gdy w końcu poczuła morzący ją sen, pomyślała, że wzmocniła nad­wątlone osłony na tyle, by pozwoliły jej przetrwać następny dzień.W czwartym dniu przeglądali to, co spisał skryba-gawę­dziarz w trakcie ich opowieści, wprowadzając konieczne po­prawki i uzupełnienia.Świt piątego dnia zastał ich - ku wielkiej uldze Talii - ponownie na gościńcu.Kierowali się w stronę bramy wyjazdowej, chcąc po drodze odebrać rzeczy od praczek i odwiedzić miejscową łaźnię.Kiedy zostawili mieścinę daleko za sobą i znów znaleźli się w dziczy, wyraźnie się oziębiło.Narzucili grube, zimowe opończe.Liście zupełnie opadły z drzew.Wiatr utracił swój ciepły, jesienny zapach.Choć deszcz padał teraz z rzadka, niebo w dalszym ciągu było zachmu­rzone, powleczone jednolitą szaroniebieską barwą.Pod ko­pytami chrzęściły zwiędłe, brązowe liście, którymi zasypana była cała droga.Ptaków i zwierząt niemal nie było.Zapadły w zimowy sen lub chowały się w swoich kryjówkach, bojazliwe od chwili, kiedy obumarła roślinność nie mogła im już być osłoną.Heroldom rzadko udawało się dostrzec coś większego od królika albo wróbla, a w uszach mieli jedynie jęk nagich gałęzi drzew i krakanie wron.Na tle ciszy śpiącej puszczy jedynie dzwoneczki Towarzyszy pobrzęki­wały samotnie.Talia była z tego zadowolona, nie musiała ciągle mieć się na baczności w obawie, że runą osłony jej myśli.Jednak nadal trwała w napięciu i jadąc przez posępny las, nie była pewna, co jest gorsze - samotność w okrytej żałobą dziczy, gdzie szary i opustoszały las tylko pogłębiał jej przygnębie­nie, czy też przebywanie w otoczeniu ludzi i stopniowa erozja osłony, którą otaczała swe zmysły.Kris wcale nie był w lepszym nastroju.Nie przestawał się głowić, czy - i ile - z jego sympatii do Talii było mu narzucone.Wpływała na ich umacnianie świadomie czy nieświadomie? Zaczął analizować najdrobniejsze niuanse swoich uczuć, próbując odkryć, czy przyłożyła do nich rękę.Lubił ją.Jasne Niebiosa, chciał ją lubić - pod wieloma względami tak bardzo była do niego podobna.Okazała się dobrym współpracownikiem.Podejmowała się zadań bez utyskiwań i nie trzeba jej było do nich nakłaniać.Starała się mu we wszystkim dorównać i polegać tylko na sobie.a jed­nak, jednak.A jednak owe pogłoski istniały i jego uczucia, na które mogła bez jego wiedzy wpływać.“Nie ma dymu bez ognia”.Być może to prawda.Tak trudno było się o tym przekonać.a sposób, w jaki zamykała się w sobie, wcale tego nie ułatwiał.* * *Następny przystanek w podróży odległy był o dwa dni drogi, co oznaczało postój w Stanicy pomiędzy dwoma wioskami.Kris przestał już myśleć o swoim współpracowniku jak o kobiecie.Teraz jego nerwy szarpały podejrzenia.Wszy­stko odbyło się tak, jak pierwszej nocy: Talia przygotowy­wała chatę, a Kris zaopiekował się czworonożnymi członka­mi ich wyprawy.Dużo lepiej od niej widział w ciemności i to wydawało się rozsądne.I mógł przy okazji porozumieć się z Tantrisem, kiedy jej nie było w pobliżu.Tantris był zaintrygowany i zaniepokojony.- Nic nie czuję, braciszku, ale.- Ale? - głośno odezwał się Kris.- Nie jestem pewny, czy byłbym w stanie.Rolan jest poruszony i wzbrania się o tym porozmawiać.- Wspaniale.- Ustępuję mu w starszeństwie tak jak Talia tobie.Jeśli nie życzy sobie omawiać osobistych spraw swego Wybranego to jego sprawa i prawo.- Wiem, wiem.Przynajmniej powiedz mi, jeśli dowiesz się czegoś, dobrze?- Masz moje słowo - odparł jego Towarzysz - jednak myślę, że.- Że co?- Potrzebna jest pomoc kogoś bardziej uczonego - nadeszła niechętna odpowiedź.- Powiedz mi, gdzie go znaleźć, a sprowadzę go! W Kręgu nikt nie posiada takiego Daru jak ona i raczej po­wątpiewam, by był on identyczny z Empatią Uzdrowicieli.- To prawda.W mózgu Krisa rozległo się westchnienie, po którym nie mógł już wydobyć ani słówka ze swojego Towarzysza.Był głęboko zatroskany [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •