[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawszebył tu wiatr i fale i w zależności od siły napierającej wody mo-rze to chichotało, urywanie i mściwie, to wzdychało ze skruchąi smutkiem, to znów parskało bezwstydnie i gniewnie.Tak, chłopców ciągnęło na przylądek także z powodu tychdziwnych odgłosów, pełnych grózb i zagadek.Teraz milczeli, jakby Katran zaraził wszystkich swoim niezro-zumiałym milczeniem.Kryło się w nim coś niejasnego, niedo-powiedzianego, zaprawionego goryczą.Misza nie znosił gadu-łów, ale to milczenie zaczęło mu ciążyć.A może postąpił nie tak, jak należało? Może kogoś skrzywdził? Ilka zachował się dziś jak zuch powiedział Misza, żebyprzerwać milczenie, i wyszedł z pieczary. Przeszedł więcej niż połowę drogi. Najłatwiejszą połowę sprecyzował Tolek. No i co z tego? Najważniejsze, że się zdecydował stwier-dził Misza. Cóż to, nie chcesz, żeby przybył nam piąty? Co ci też przyszło do głowy? W głosie Tolka brzmiałauraza. Przylądek jest duży i pieczara jest duża, a na ścianiewystarczy miejsca na malowanie inicjałów. Myślałem, że go nie lubisz powiedział Misza.Tchórzemprzecież nie jest, prawda? To dzielny i silny chłopiec.Jak on siędziś starał! Cały czas nurkował i nurkował.Bez wypoczynku.Trzeba było kazać mu przerwać. Hi! hi! hi!" rozległo się gdzieś pod nogami. Silny jest, nie można powiedzieć zgodził się Kostek Alejeśli chodzi o.No, już dobrze! Więc czego mu brak? szybko spytał Misza, spodziewającsię, że zrozumie owo uciążliwe milczenie, ale Kostek nie odpo-wiedział, tylko zaczął obstukiwać palcem zardzewiały bokminy. Moim zdaniem Ilka to chłopak jak należy. Możliwe odezwał się Tolek.Siedział na skraju tarasu skalnego, opuścił do morza bosenogi i morze opryskiwało aż po pas jego mocne, krępe ciało był chyba najsilniejszym i najbardziej milczącym spośródchłopców. A może i nie powiedział Kostek i wstał.Misza opuścił głowę i zaczął się wpatrywać w dużego, brązo-wego kraba, który nieufnie spoglądał na niego ze skraju tarasu.A jednak się nie myli.Ilka musiał uczynić coś niewłaściwego.Albo może chłopcom nie podoba się, że on z taką cierpliwościąodnosi się do liki.Jak to możliwe, że nie rozumieją, że możnabyć nerwowym, krzykliwym, nawet prostackim, ale wcale nie-złym kolegą.Godzą się na Katrana, wybaczają mu, że jest na-rwany i porywczy, a takiemu lice nic nie chcą wybaczyć.A możez jakiegoś względu mają rację?Wiatr wiejący od morza wciąż zmieniając kierunek wichrzyłjasne jak pszenica włosy Miszy, rzucał je na oczy, sczesywał nabok to znów w górę, zupełnie jakby próbował, w jakim uczesa-niu bardziej mu do twarzy. Czuję, że Ilka jest z czegoś niezadowolony wolno powie-dział Misza. Niby wszystko w porządku, a jednak coś nie tak,coś mu się nie podoba.Dlaczego milczycie? Popatrzył naKostka, następnie na Tolka, potem na Katrana, ale ci unikalijego spojrzenia.Misza postanowił więc palnąć prosto z mostu: Nie lubicie go? Ubóstwiamy! odpowiedział Kostek. Ty, Misz-ka, jesteśbystrooki, ale bywasz ślepy jak nietoperz. Za to nietoperz ma urządzenie radarowe uśmiechnął sięMisza i w nocy nigdy na nic się nie natknie. Ale ty się natykasz powiedział Kostek nie patrząc w oczyMiszy. Chcesz, żeby Ilka był zadowolony? spytał Tolek. Chcę odpowiedział Misza. No to zamącz kredą na skale wszystkie punkty oparcia i po-trenuj go.Na twarzy Miszy pojawił się wyraz napięcia, przymrużone,niebieskie oczy pociemniały.Zaczynał się czegoś domyślać. Ależ to sprzeczne z naszym regulaminem! oburzył się.Każdy musi sam znalezć drogę, która go tu zaprowadzi, awszelkie podpowiadanie to cios zadany naszej przyjazni. No to nie pytaj się, z czego Ilka jest niezadowolony po-wiedział Tolek i nagle zaczął mówić o czymś zupełnie innym.Czy nie warto by poszukać amfory w innym miejscu? Jeżeli sta-tek, jak myślimy, rozbił się przy tym przylądku i przewrócił się,jego poszycie z czasem przegniło i amfory potoczyły się po dnie.Mogą więc być także w innych miejscach. A czyśmy tam nie szukali? odezwał się Kostek. Tej amfory nie da się oderwać od dna westchnął Tolek. No, to może wezwiemy płetwonurków zaproponował na-gle Kostek. Wydostaną ją bez trudu. Bodaj cię licho! krzyknął Katran. Myśmy ją znalezli,nurkujemy nie wiadomo już ile dni, a oni. Ho! ho! ho!" zahuczało morze wdzierając się do groty i za-chłysnęło się. Obejdziemy się bez nich uciął Misza.A więc to i owo się wyjaśniło: chłopcy nie lubią liki i chcą, żebyMisza także go nie lubił.Nie tylko zresztą chcą żądają.Oczy-wiście nie czynią tego w sposób ordynarny, bezczelny, tylko Ka-tran mógłby bezczelnie żądać, ale dziś nie jest w nastroju.Więcniech sobie żądają.Do wszystkiego podchodzą w sposób po-wierzchowny i wielu rzeczy nie rozumieją.Misza popatrzył na morze wokół przylądka i myśli jego nachwilę pobiegły innym torem.Woda wokół przylądka była głęboka, miejscami sterczały zniej ledwo widoczne wierzchołki skał i morze tam było spienio-ne, wyrzucało w górę bryzgi i fontanny, zupełnie jakby podwodą toczyły śmiertelną walkę dwa legendarne, potworne wie-loryby, napadały na siebie, nurkowały jeden pod drugiego,szarpały boki, mijały jednak wieki i żaden z nich nie mógł zwy-ciężyć.Potem pojawił się statek długi, wąski, poruszany wio-słami i z groznym, kędzierzawym Zeusem na mocnym żaglu.Przy sterze stał sternik, miał bródkę i cienki płaszcz.Ale co to,czy się zdrzemnął? Przed dziobem statku wyłoniły się przecieżskały! Uderzenie iw statku powstała dziura.Powietrze wy-pełniły jęki, słychać było trzask poszycia, pluskanie fal i krzykiwioślarzy.Czy któryś z nich ocalał?Misza potrząsnął głową i widzenie znikło. Chłopcy powiedział musimy pomóc panu Teodorowi.Jest przecież zupełnie bezbronny.I jeszcze sobie żartuje. %7łeby choć na pewien czas wydano mu broń westchnąłKostek. Nikogo jeszcze nie rozpoznał? Nie powiedział Katran. I milicja jest na niego bardzozła.To przecież jedyny świadek, który widział złodziei przedsklepem.I zapamiętał ich.Ale dlaczego tak pózno wracał dodomu? Idz, zapytaj go powiedział Kostek. Może szedł z rand-ki. Hi! hi! hi!." zachichotała grota pod nogami chłopców, zu-pełnie jakby przysłuchiwała się wszystkim ich rozmowom. I on do tej pory chodzi rozpoznawać wszystkich zatrzyma-nych w związku z podejrzeniem o rabunek? spytał Kostek. Nie, nie wszystkich, co drugiego! zadrwił Katran. Dlaczego do niego strzelali? Czy ich ścigał? Pytałem go, nie powiedział odparł Misza. Mówił, żechciał ich zatrzymać.To wszystko. A do kogo jeszcze mieli strzelać, jak nie do niego? krzyk-nął Katran. Może do twojej babci? I westchnął: A ja,chłopcy, wiecie, co dziś zrobiłem? Odgryzłeś kotu ogon? spytał Tolek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]