[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O nim nie ma żadnych wieści - odpowiedziała po chwili.- Ale łodzie nadal przepatrują morze.Miejmy nadzieję, że jest już na któ­rejś z wysp.Bogowie chronili nas tak długo, więc i teraz nam dopomogą.- Zaśmiała się, zmieniając temat.- Lisamon Hultin opowiadała wspaniałą historię o tym, jak połknął was smok i jak wycięliście w jego boku drogę na wolność.Wyspiarze uznali, że bajka olbrzymki jest wspanialsza od opowieści o Lordzie Stiamocie.- To, o czym ona mówi, zdarzyło się naprawdę.- Mój panie.- Smok nas połknął.Olbrzymka nie kłamie.Carabella parsknęła śmiechem.- Kiedy podczas snu dowiedziałam się, kim jesteś naprawdę, uwierzyłam we wszystko bez cienia wątpliwości.Jeśli mi jednak móc- W smoku - przerwał jej Valentine - były wielkie filary podtrzymujące sklepienie żołądka, był otwór, przez który co kilka minut na­pływała woda, a z nią cała ławica ryb, były wici, które napędzały ryby o zielonego stawu, w stawie był sok trawienny, a w nim rozkładające ryby, co i nas by czekało, gdybyśmy mieli mniej szczęścia.Czy o tym opowiadała olbrzymka? A może myślisz, że spędzaliśmy czas na morzu wymyślając bajki, które miałyby zabawiać potomnych? i Carabella otworzyła szeroko oczy.- Olbrzymka opowiadała to samo.Ale my myśleliśmy.- Zapewniam cię, że mówiła prawdę, Carabello.- A zatem jest to cud, a wy będziecie sławni po wsze czasy.- Ja już jestem sławny - powiedział Valentine, uśmiechając się, kwaśno.- Jako Koronal, który stracił tron i z braku królewskiego zajęcia stał się żonglerem.Będzie się o mnie niebawem śpiewać ballady, jak śpiewa się o Pontifexie Arioku, który stał się Panią Wyspy.Smok to tylko drobne upiększenie legendy, jaką sam wokół siebie stworzyłem.- Nagle zachmurzył się.- Mam nadzieję, że nikomu tych ludzi nie powiedziałaś, kim jestem?- Ani słowa, mój panie.- W porządku.Zatrzymaj to w tajemnicy.Już i tak każemy im wierzyć w zbyt wiele niepojętych spraw.Ogorzały od słońca wyspiarz, z wielką szopą jasnych włosów na głowie, co wydawało się tutaj obowiązującą modą, przyniósł Valentine'owi tacę pełną jedzenia - gorący bulion, kawałek kruchej pieczo­nej ryby i kilka trójkątnych plastrów owocu o miąższu w kolorze indygo, poznaczonym delikatnymi szkarłatnymi pestkami.Valentine do­piero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo jest głodny.Po posiłku wyszedł z Carabella na spacer brzegiem morza.- Znowu myślałem, że straciłem cię na zawsze - odezwał się ci­cho.- Że już nigdy nie usłyszę radości w twoim glosie.- Czy znaczę dla ciebie tak wiele, mój panie? - Więcej, niż potrafiłbym wyrazić - zapewnił ją gorliwie.Carabella uśmiechnęła się smutno.- To tylko takie miłe słówka, prawda, Valentine? Mówię do cie­bie Valentine, choć stale pamiętam, że jesteś Lordem Valentinem.Ile wspaniałych kobiet oczekuje cię na Górze Zamkowej?Myślał już o tym niejednokrotnie.Czy zostawił tam kogoś, kogo kochał? Czy miał wybraną narzeczoną? Ile jeszcze tajemnic kryje przed nim przeszłość? A jeśli zdobędzie Zamek, a naprzeciw wyjdzie kobieta, która dochowała mu wierności?- Nie - rzekł stanowczo.- Jesteś moja, Carabello, a ja jestem twój i cokolwiek się kiedyś wydarzyło, niech na zawsze pozostanie przeszło­ścią.Teraz mam inną twarz.Mam inną duszę.Popatrzyła na niego niezbyt przekonana, ale nie podtrzymała rozmowy.Valentine pocałował ją w zmarszczone czoło.- Rozchmurz się i zaśpiewaj mi coś.Zaśpiewaj piosenkę, którą nuciłaś pod krzakiem w parku Pidruid, w noc festynu.O tym, jak to żadne skarby Góry Zamkowej nie są warte czyjejś miłości.Dobrze?- Znam inną.podobną - powiedziała biorąc do rąk maleńką harfę.Miły mój przywdział pielgrzyma strójI pożeglował na morze,Mój miły odpłynął na Wyspę snuHen, na uśpione morze.Miły mój, piękny jak jasny świt,Odpłynął ode mnie na morze,Na górskiej wyspie on teraz śpiHen, na uśpionym morzu.Pani łaskawa samotnej WyspyHen, na dalekich morzachUśmiechem miłego rozjaśnij me sny,Promiennym jak ranna zorza.- Nie chcę tej - rzeki Valentine.- Jest smutna.Zaśpiewaj mi tam­tą, kochanie.- Innym razem.- Proszę cię.To jest czas radości, czas odzyskania siebie, Carabello.Proszę!Carabella uśmiechnęła się, westchnęła lekko i ponownie wzięła harfę do ręki.Mój miły jest jasny jak wiosenny dzionek,Mój miły jest cichy jak pogodna noc,Mój miły jest słodki jak owoc skradziony.Tak, pomyślał, ta jest o wiele lepsza.Otoczył Carabellę ramie­niem i idąc po piaszczystej plaży, delikatnie przytulił do siebie.Wyspa tchnęła spokojem.Była zadziwiająco piękna.Przybrzeżne sękate drzewa mieniły się od kolorowych ptaków.Przezroczyste morze ła­godnie lizało czysty piasek.Powietrze, świeże i delikatne, przenikał za­pach nieznanych kwiatów.Ktoś gdzieś się zaśmiał.Ktoś mu zawtóro­wał.Popłynęły dźwięki pogodnej muzyki.Jak kusząca była myśl, by porzucić mrzonki o Górze Zamkowej, osiąść na Mardigile, o świcie wychodzić w morze na połów, a wieczory spędzać na piaszczystej plaży.Przeznaczenie jednak szybko dało znać o sobie.Już wczesnym popołudniem przyszli do Valentine'a Autifon Deliamber i Zalzan Kavol, obaj zdrowi, wypoczęci i pełni zapału do dalszej podróży.Zalzan Kavol, jak zwykle zapobiegliwy, w chwili zatonięcia “Brangalyn" miał sakiewkę przy sobie, więc jeśli nawet Shanamir stracił przechowywane pieniądze, to przynajmniej połowa ich skarbu przetrwała.Skandar wysupłał kilka błyszczących monet.- Za to - powiedział - powinniśmy dopłynąć aż na Wyspę Snu.Archipelag ma dziewięćset mil długości i liczy trzy tysiące wysp, z tego więcej niż osiemset zamieszkanych.Chyba nietrudno będzie znaleźć na nich chętnych do podróży.Nasi gospodarze nie chcą wypływać da­leko, ale za kilka rojali możemy wynająć wielki trimaran, który dowie­zie nas do Rodamaunt Graun, wyspy leżącej pośrodku całego łańcu­cha, a tam prawdopodobnie znajdziemy przewoźnika na resztę drogi.- Kiedy możemy odpłynąć? - spytał Valentine.- Natychmiast po tym - odpowiedział Deliamber - jak wszyscy się odnajdziemy.Mówiono mi, że kilkoro naszych ludzi jest już w drodze do nas z pobliskiej wyspy Burbont [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •