[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stado oślizłych ropuch musiałem wyganiać z namiotu przez pół godziny.Weszływ każdą dziurę, próbując wydostać się z płóciennej pułapki, szukając ciemnych miejscdobrych na nocleg.Skrzeczenie żab i sapanie Piotra z namiotu obok dowodziło, że przyjacielprzeżywał to samo co ja.Wstaliśmy jak prawdziwe leniwce około dziesiątej.Marpezja przyniosła nam patelnięwypełnioną jajecznicą na boczku i świeże pajdy chleba.Przy posiłku zastali nas harcerze,którzy już o świcie wstali, spakowali toboły i zanieśli je do drogi, gdzie czekali na przyjazdautokaru.Teraz, przed odjazdem Tola zorganizowała symboliczny apel, na którymotrzymaliśmy z Marpezją i Piotrem naramienne naszywki drużyny grunwaldzkiej Toli.- Zawsze gdy będziecie czegoś potrzebowali, możecie na nas liczyć - oznajmiła Tola.- Nasz wigwam jest waszym wigwamem - Kijanka nie mógł powstrzymać się oddowcipów.- Piotr zaprosi was na swoją habilitację z Gotów i księcia Elderyka - zapewniałemuśmiechając się.Potem wszyscy uściskaliśmy się, odprowadziliśmy młodzież do autobusu i jeszczedługo tam staliśmy, machając na pożegnanie.- Nie uważasz, że to wszystko straciło sens?- Co? Czemu?- Może te poszukiwania osady księcia Elderyka nie mają sensu? Dla kogo to robimy? Papużkom nic już nie musisz udowadniać.Harcerze odjechali.Galindowie wrócili doswych biurowców nie bardzo rozumiejąc facetów, którzy robią coś, co nie daje pieniędzy.- Zróbmy to dla mojego taty - zaproponowała Marpezja.- Gdy nam się uda, będziemiał nad czym myśleć, żeby dorobić do tego wszystkiego dobrą ideologię.- Idziemy - zdecydowanie skinąłem głową.Piotr zostawił filmy z wczorajszej wyprawy w lodówce Horsta (klisze nie tracąwówczas wilgoci), wzięliśmy prowiant na drogę i ruszyliśmy przez morze zniszczenia dolasu.Po godzinie drogi przez przygnębiającą scenerię zniszczonych łąk i pól dojrzeliśmyciemną linię lasu.Z dala nie było widać tego, co ujrzeliśmy z bliska.Dziki fragment dawnejPuszczy Galindzkiej leżał w gruzach.Zwalone pnie drzew, nagie kikuty prezentowały się jakpobojowisko po straszliwej, wyniszczającej bitwie.Podeszliśmy jeszcze bliżej, by stwierdzić,że są tylko niewielkie wejścia do rumowiska drzew pomiędzy ogromnymi zwaliskami gałęzi ileżącymi pniami.Przez kwadrans powinniśmy przejść około kilometra, a pokonaliśmy zaledwie trzystametrów.Do tego upał doskwierał nam niemiłosiernie, zapach żywicy płynącej z poranionychdrzew odurzał, powodował zawroty głowy.Brnęliśmy dalej w linii w odległości kilkunastumetrów od siebie.Próbowaliśmy zrekonstruować trasę naszej wczorajszej ucieczki.Często stawaliśmy zPiotrem i kłóciliśmy się o to.Po dwóch godzinach byliśmy skonani, zlani potem i mieliśmydość poszukiwań.Usiedliśmy na wolnej przestrzeni oferującej miękkie posłanie z mchu.Popijaliśmy resztki wody i zastanawialiśmy się, co powinniśmy uczynić.- Helikopter - proponowała Marpezja.- Niech twój instytut wynajmie helikopter, zgóry zobaczysz więcej, a jeszcze jak po ziemi będą szli studenci, to osiągniesz bardzo dobrewyniki.- Nie ma na to pieniędzy - odparł Piotr.- Zawiadom leśnictwo, niech ci pomogą - podpowiadałem.- Leśnik jeszcze utrzyma tajemnicę, ale jak miejscowi się dowiedzą, to będą szukać,rozkopią stanowisko, a wtedy wszystko na nic - Piotr zrezygnowany machnął ręką.- Kto miuwierzy w te opowieści i dywagacje?- Masz zdjęcia - przypomniałem Piotrowi.- Wywołasz je, pokażesz komu trzeba.Wtedy ustanowi się w tym rejonie strefę prawem chronioną, leśnicy przypilnują, by nikt niekopał, a jak coś znajdą przy porządkowaniu lasu, to cię zawiadomią.- Masz rację - przyznał Piotr.- Pojedziemy do Giżycka albo Mikołajek, wywołamyfilmy, potem wyślemy zdjęcia do instytutu, niech oni wszystko załatwiają, a ja będę tupilnował terenu na miejscu, dopóki nie będzie żadnych decyzji.Z samorządami i leśnikami narazie się nie dogadam, bo pewnie są załamani kataklizmem.- Wiecie co? - Marpezja wstała, jakby wstąpił w nią nowy duch.- Jedzmy do RajuGalinda , tata ma sprzęt do wywoływania zdjęć.Jeszcze dziś wieczorem obejrzymy sobiefotografie.Dziewczyna chyba nie znosiła dyskusji i zaraz zadzwoniła po tatę, by nas przewiózł odHorsta do siebie.Gdy doszliśmy do pensjonatu, Izegpsus III, tym razem po cywilnemu, jużczekał oparty o bok samochodu terenowego.- Pakować się i do wozu! - zagrzmiał.- Kajaka możecie nie składać, tylko wrzućcie gona dach - dyrygował nami.Po kolejnej godzinie byliśmy już w przytulnych, wygodnych wnętrzach RajuGalinda.Izegpsus nie pozwolił nam rozbić namiotów.- Poważni naukowcy nie będą u mnie żyli jak buszmeni - oznajmił z uśmiechem.Dostaliśmy więc dwuosobowy apartament, którego okna wychodziły na jezioro.Zarazteż zeszliśmy do ciemni umieszczonej w najdalszym kącie lochów, za wielką salą narad.Piotrna same kamienie znalezione w lesie poświęcił dwa filmy.Teraz susząc wywołane zdjęciamogłem obejrzeć wyryte rysunki.Wkrótce dostrzegłem coś, na co zwrócił uwagę i Izegpsus,który nie wytrzymał z ciekawości i dołączył do nas.- To jest jakaś historia, coś jak komiks - powiedział wódz Galindów.- Widzicie to?W czerwonym świetle ciemni przesuwał na sznurkach gotowe zdjęcia.- Patrzcie tu - Izegpsus pokazał na grupę rycerzy w wodach jakiegoś jeziora czy rzeki.Na brzegu stał mężczyzna z kijem czy włócznią.- Co wam to przypomina?- Przeprawę przez graniczną rzekę - powiedziałem.- Chrzest - stwierdził Piotr.- Chrzest - Izegpsus przyznał rację archeologowi.- Dalej ta sama postać wręcza cośjednemu z wojów, tych co byli w rzece.Może to listy, a może wersety biblijne?- Może pakt pokojowy? - podpowiedział Piotr.- Przecież nasz cytat brzmi: Owszyscy spragnieni, przyjdzcie do wody, kupujcie, choć nie macie pieniędzy.Owa wodamoże być rozumiana w sensie dosłownym jako studnia, zródło, ale i jako rzeka graniczna,powiedzmy z Cesarstwem Rzymskim.- Dobrze, patrzmy dalej - Izegpsus wybierał zdjęcia.- Robiłeś te zdjęcia w jakiejśkolejności? - zapytał Piotra.- Tak, zgodnie z ruchem wskazówek zegara, ale to nie oddaje ich oryginalnego układu,bo leżały rozrzucone bez ładu.- Może stanowiły okrąg, coś jak Panorama Racławicka albo mur? - wódz Galindówprzekładał fotografie.- Mamy tu kilka obrazów podróży: łodziami, pieszo, konno, przez stepy,lasy i miasta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]