[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ROZDZIAŁ XXXINa szczycie piętrzących się nad drogą skał leżeli w ukry­ciu dwaj Amerykanie.John zamarł w pozycji strzeleckiej, z okiem przytkniętym do lunety, z lufą karabinu skierowaną w dół.Wiedział, że jest ostatnią “deską ratunku”.Gdyby Władowowi źle poszło, wtedy on miał wkroczyć do akcji, likwidując żołnierzy patrolu.Istniała przecież możliwość, że strażnicy mogą przeczuć niebezpieczeństwo albo też mają odgórne rozkazy, aby bez względu na wszystko nie zatrzy­mywać pojazdu.- A gdzie, u diabła, podziałeś swój własny snajperski karabin? - zapytał leżący obok Reed.- Zostawiłem w samolocie.Był cholernie ciężki, a nie przypuszczałem, że będę zmuszony walczyć z dystansu.Szczęściem, Rosjanie mieli dragunowa.- To dobra broń?- Nigdy jeszcze z niej nie strzelałem.Nie lubię półautoma­tycznych karabinów.Ale ma zasięg do ośmiuset metrów oraz doskonałą lunetę.A teraz bądź cicho i pozwól mi się skoncentrować.Wkrótce powinna pojawić się Natalia z wiadomością o nadciągającym konwoju.Już niedługo na drodze marszu Władowa powinien pojawić się patrolowy łazik.Nagle Johnowi przypomniał się Paul zaczajony wśród skał w zasa­dzce na bandytów rabujących cywilną ludność.Jakże to było niedawno.W zasięgu wzroku pojawił się samochód.Doktor wyregu­lował ostrość soczewki i z bliska przyjrzał się twarzom strażników.Typowi Rosjanie o dalekowschodnich rysach.Tylko w oczach strzelca malowała się ogromna podejrzli­wość.On już zauważył maszerujący drogą oddział komando­sów.ROZDZIAŁ XXXIIWładow stanął pośrodku szosy, wyciągając rękę do góry.- Stać! - zawołał.Kierowca zredukował szybkość samochodu i wolno podjeż­dżał w kierunku oficera.Za trzydzieści sekund zbliżą się na tyle, że kapitan będzie mógł oddać celne strzały.Jednak łazik stanął w pewnym oddaleniu.Komandosi wolno podeszli do wozu.- Potrzebujemy informacji - zawołał oficer do kierowcy.- Szukamy jednego specjalnego konwoju, do którego mieliśmy tu dołączyć.Powinni przejeżdżać tą drogą parę minut temu.- Tak, panie kapitanie, widzieliśmy kolumnę ciężarówek - odpowiedział żołnierz siedzący obok kierowcy.- Ale nie wyglądała na wyjątkowy oddział.- To wielka szkoda, nie? - Władow błyskawicznie wsunął rękę pod mundur.Kierowca pojazdu puścił pedał hamulca, kręcąc mocno kierownicą, a siedzący obok mężczyzna odbezpieczył Kałasznikowa.Strzelec złapał za uchwyt karabinu maszynowego, kierując go na drogę.Lecz nie zdążył go uruchomić.W chwili, gdy miał pociąg­nąć za spust, dwie kule z Walthera strzaskały mu skroń tuż za prawą brwią.Daszroziński dopadł żołnierza z Kałasznikowem, kopnię­ciem podbił broń i podciął mu gardło.Trzech komandosów rzuciło się na kierowcę, ale wóz na pełnych obrotach ruszył z miejsca.Władow spokojnie wymierzył.Trzykrotnie pociągnął za spust, posyłając kule w plecy i kark uciekającego.Ten wyprę­żył się z krzykiem i opadł na kierownicę, skręcając ją ciężarem ciała.Samochód zjechał na pobocze i zatrzymał się na stoku.Kapral Razawitski wyrzucił zwłoki z pojazdu i sprowadził go na szosę.Kapitan zerknął na zegarek.Do przejazdu nastę­pnego patrolu pozostało osiem minut.- Szybko, ich mundury! - zawołał do swych podwładnych.- Mamy mało czasu, towarzysze!ROZDZIAŁ XXXIIIRourke uważnie obserwował to, co działo się w dole.Już miał przestrzelić oponę uciekającego samochodu, kiedy Władowowi udało się zakończyć całą sprawę.Obaj Amerykanie odetchnęli z ulgą.Chwilę później pojawił się wysłany przez Natalię człowiek z wiadomością o nadciągającym konwoju.- Będą tu za dziesięć minut, doktorze.Trzy ciężarówki i dwa motory.- Odpocznij trochę i dołącz do nas później - powiedział Rourke do gońca.Włożył dragunowa pod pachę i zaczaj zsuwać się w dół.Za nim ruszył Reed, trzymając w obu dłoniach karabiny M-l6.Własny i Johna.Nim dotarli do komandosów, trzech Rosjan przebrało się już w mundury KGB, inni zaciągnęli zwłoki na pobocze i skryli je wśród karłowatych sosen.W oddali ukazał się oddział biegnących żołnierzy amery­kańskich, prowadzony przez Natalię.Doktor był pełen optymizmu.Widział, że wszystko przebie­gało zgodnie z planem i czuł, że mają wielką szansę wedrzeć się do bazy w górze Czejena.“Krok po kroku i dojdziemy!” - pomyślał.ROZDZIAŁ XXXIVDwóch żołnierzy amerykańskich i dwóch radzieckich wy­słano na skały wraz z bagażami i bronią palną.W napadzie, który zaplanowali, broń tylko by im przeszkadzała.Jedynie Natalia otrzymała z powrotem swojego Walthera, innym miały wystarczyć noże i własny spryt.Na szosie zostali tylko komandosi przebrani za funkcjona­riuszy KGB.Reszta, podzielona na dwa oddziały, przyczaiła się po obu stronach drogi.Czekali.Rourke miał ochotę odesłać Tiemierowną na tyły, ale wie­dział, że Natalia i tak go nie posłucha.Zresztą potrafiła wal­czyć lepiej niż niejeden mężczyzna.Czekali w nerwowym podnieceniu.Wydawało im się, że sekundy rozciągają się w minuty, a te w godziny.Obok przejechał kolejny łazik.Zatrzymał się przy koman­dosach, ale Daszroziński udawał, że jego wóz złapał gumę i patrol pojechał dalej.Rourke poruszył się, prostując zesztywniałe mięśnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •