[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał wrażenie, że przy drugim kroku rozlega się grzechotanie, jak gdyby niewidzialny nieznajomy ciągnął coś za sobą.Conan otworzył szeroko usta, by stłumić świst wydychanego powietrza.Starał się nie poruszać, zaciskając w dłoniach łańcuch, by ten przypadkiem nie szczęknął.Kroki rozlegały się coraz bliżej.Ku przerażeniu Conana, niespodziewanie tuż koło jego ucha rozległy się ciche, spokojnie wypowiadane słowa.Cymmerianinowi wydało się, że nie jest to ludzki głos, lecz szelest szczurzych łapek na starym pergaminie.Niewidoczny mężczyzna wypowiadał niektóre głoski tak piskliwie, że przypominały skrzypienie drzwi nie otwieranego od wieków lochu.Barbarzyńca nie miał jednak trudności ze zrozumieniem sensu słów.- Nie staraj się nawet ukryć.Widzę cię wyraźnie we wpadającym przez szparę w drzwiach świetle.Conan nie odpowiedział.Serce łomotało mu w piersiach, mózg gorączkowo podsuwał wizje groteskowych istot, mogących wypowiadać tak niezwykle akcentowane słowa.- Wybacz mi, nieznajomy - szeptała dalej osoba w ciemnościach.- Nie chciałem cię przestraszyć.Moja doczesna powłoka jest wynędzniała, lecz pewnie i tak nie możesz jej dojrzeć w mroku.Obawiam się też, że od dawna nie miałem okazji użyć ludzkiej mowy.Wiele lat minęło, odkąd miałem poprzedniego gościa.Niezwykły szept rozlegał się cały czas w tej samej odległości.Usta mówiącego znajdowały się najprawdopodobniej dość nisko, na wysokości głowy zgarbionego starca.Mimo to za sprawą lęku przed istotami z zaświatów ciarki nadal przechodziły Conanowi po plecach.- Ostrzegam cię, diable, demonie, nocna maro, czymkolwiek jesteś, odstąp ode mnie! - rzekł Conan głosem nie mniej ochrypłym niż jego rozmówcy.- Tymi oto rękami walczyłem ze stworami z piekielnych otchłani i pozbawiałem je ich szkaradnej podobizny życia!- Nie besztaj mnie, nieznajomy, i nie groź mi siłą - odparł starczy głos nieco wyższym tonem, z domieszką urazy.- Jestem człowiekiem, tak ja ty więźniem tych ohydnych katakumb.- Rozległo się szuranie, pokrytych zapewne odciskami stóp o podłoże.- Nie zamierzam zrobić ci krzywdy.Po niezliczonych latach samotności, pragnę jedynie towarzystwa istoty mojego rodzaju.- Wiem, że łżesz, piekielniku! - odezwał się podejrzliwie Conan.- Lochy zapieczętowano wiele lat temu.Jak ktokolwiek zdołałby w nich przeżyć? Skąd wziąłby wodę i pożywienie?- Nie brak ci słuszności.- W niesamowitym głosie zabrzmiała nuta wstydu.- Być może nie jestem już człowiekiem.Może przestałem być godzien towarzystwa tych, którzy stąpają po powierzchni ziemi? Istotnie, wiele lat temu, po zdawałoby się życiu całym, spędzonym w najgłębszych celach tych lochów, strażnicy przestali pojawiać się na korytarzu.Ustał szczęk przykuwanych łańcuchów, wrzaski torturowanych i wszystkie dźwięki, tak mi znajome, jak śpiew ptactwa i uliczny gwar.Zniknęły miski z owsianką i rozmiękłym chlebem, stanowiącymi moje jedyne pożywienie.Pojąłem, że lochy - i mnie wraz z nimi - pozostawiono własnemu losowi.Na szczęście niedługo później nadwerężone przez lata uwięzienia najsłabsze ogniwa pętającego mnie łańcucha wreszcie puściły - i byłem wolny! - Ostatnie słowa starzec wypowiedział głośniej, zachichotał szyderczo, po czym podjął cichszym, jak gdyby przepraszającym tonem: - Rozumiesz wszak, że nie opuściłem lochu, gdyż zabezpieczono go zaporami i pieczęciami, których nie byłem w stanie pokonać.Mogłem jednak swobodnie krążyć po tych korytarzach i utrzymać się przy życiu! Nie winie cię, jeżeli doszedłeś do wniosku, że chociaż nie zginąłem, upadłem poniżej poziomu istoty ludzkiej.Czym bowiem miałem się żywić, pytam cię, jeżeli nie robactwem, gnieżdżącym się wśród kości moich dawno zmarłych współwięźniów, wychudłymi szczurami, karmiącymi się tym robactwem, i nietoperzami, śpiącymi pod sklepieniami najgłębszych lochów? Nigdy nie zdołałem jednak odkryć dróg, którymi dostawały się do podziemi i je opuszczały.Tysiące obmierzłych stworzeń stało się moją strawą, by utrzymać mnie przy życiu do tej chwili.Okazało się, że to nawet całkiem zdrowa dieta - w każdym razie o wiele zdrowsza od owsianki.Woda? Ach! - W głosie starca na nowo zabrzmiało uniesienie.- Tej miałem pod dostatkiem, gdyż w najgłębszym korytarzu lochów znajduje się prastara studnia cytadeli.Prawda, że woda z niej jest nieco zatęchła, lecz zdatna do picia.Pełno w niej też osobliwych, bezokich ryb, prześlizgujących się między palcami.Gdy me stare, wątłe dłonie zdołają którąś schwytać, wtedy, panie, mam prawdziwą ucztę - stwierdził z rozrzewnieniem starzec, po czym kontynuował zwykłym, pokornym i rzeczowym tonem: - Rozumiesz więc, nieznajomy, że ja, który poznałem rozkład lochów, chociaż chromy i spowolniały, zręcznie chwytam niewielkie stworzenia i widzę wyraźnie, że właśnie gładzisz dłonią otarcie od pęt - ja właśnie zdołałem utrzymać się przy życiu w tej obmierzłej matni.Mógłbym ci pomóc osiągnąć to samo.- A co z potworami, które ponoć nawiedzają te podziemia? Miałeś z nimi do czynienia? - zapytał wciąż nie dowierzający rozmówcy Conan.- Nie, panie.Jestem w stanie zaświadczyć, że tego rodzaju istoty tu nie trafiają.– W głosie starego więźnia ponownie zabrzmiał odcień ironii.- Gdybym bowiem się na nie natknął, wiedz nieznajomy, że z całą pewnością zjadłbym je do ostatniej kosteczki!Chrapliwy śmiech, który nastąpił po ostatnich słowach, świadczył w przekonaniu Conana o tym, iż starzec jest niespełna rozumu.Mimo to Cymmerianin nie zdołał opanować rozbawienia.Przemieszana z trwogą wesołość sprawiła, że zrezygnował częściowo z podejrzeń co do osoby niezwykłego rozmówcy.Miał wrażenie, że starzec jednym wybuchem śmiechu zdołał wymazać z pamięci lata cierpień.- Wspaniale! - mruknął Conan, krzywiąc się, gdyż wskutek śmiechu ból w jego żebrach odezwał się na nowo.- Zatem jesteśmy współwięźniami - a jeżeli nie i tak nic na to nie poradzę.- Oparł się o zimną, kamienną ścianę.- Jak się nazywasz, starcze?Chrapliwy chichot ustał.Zapadła długa chwila ciszy.W końcu więzień zapytał proszącym tonem:- Nie odpędzisz mnie, panie, jeżeli ci nie odpowiem? - Gorliwość w głosie niewidocznego towarzysza Cymmerianina była niemal histeryczna.- Czy możesz mnie winić, że słowa, którego nie słyszałem ani nie wypowiadałem od dziesiątek lat - po prostu nie pamiętam?- Widocznie masz krótką pamięć - albo jesteś ostrożny.- Conan spróbował uspokoić starca.- Nieważne; opowiedz mi zamiast tego, za co cię uwięziono.Gotów jestem się założyć, że nie popełniłeś żadnej zbrodni.- Niestety! - Niepowstrzymany chichot sprzed chwili zastąpiło teraz ciche szlochanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]