[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.April cichutkoprzymknęła drzwi i zajęła się własną toaletą Szkoda powiedziała że nie jestem kotem. Dlaczego? zdziwiła się Dina. Bo mruczałabym z zadowolenia odparła z promiennym uśmiechem April.Wszystko rozwijało się zgodnie z planem.Obiad był gotów gdy matka zeszła na dół,i w tej samej chwili Bill Smith zadzwonił do drzwi.Ubranie, które miał na sobie, wyda-wało się nowiutkie, włosy świeżo ostrzyżone.Pod pacha trzymał ogromne pudło i ofia-rował je pani domu.Ze swego punktu obserwacyjnego pod drzwiami jadalni Archieszepnął z zachwytem: Czekoladki!Nim matka zdążyła napomknąć o kanapce w kuchni, nim Bili Smith zdążył podzię-kować za zaproszenie na obiad Archie wpuścił do saloniku Kleksika, Apsika, Henderso-na i Jenkinsa.Kiedy wywołane dzięki temu radosne zamieszanie minęło i znowu gro-ziło niebezpieczeństwo rozmowy na niepożądany temat, Dina oznajmiła, że podano dostołu.Troje małych Carstairsów z góry opracowało treść rozmowy, jaka miała toczyć siępodczas obiadu, i rozdzieliło między siebie role.Gdy wszyscy siedzieli nad pełnymi ta-lerzami i podawano sobie w krąg grzanki, Dina westchnęła mówiąc: Ach, mamusiu, nikt nie robi tak smacznego klopsa jak ty! Rzeczywiście doskonały potwierdził Bill Smith.Archie podchwycił co prędzej: A żeby pan kiedy spróbował mamusinych befsztyków! No!Chwilę pózniej odezwała się April: Te grzanki to cudo! Szałowe!Bill Smith, smarując trzecią z kolei grzankę, przyświadczył: W życiu nie jadłem lepszych. A jakie wspaniałe pączki smaży mamusia! powiedziała Dina.Trójka milczała taktownie, gdy matka rozmawiała z Billem o polityce, literaturze i fil-mach.Lecz jeśli pogawędka urywała się choć na chwilę, April dawała sygnał, Archie zaśnatychmiast zabierał głos. Ej! Czy można jeszcze dostać sosu? Pycha nie sos! Może pan także pozwoli? spytała April podsuwając sosjerkę Billowi. Mamu-sia tak cudownie przyrządza sosy!222 Do kotletów na przykład! dodała Dina Musi pan koniecznie spróbować kie-dyś jej sosu do kotletów baranich.To wprost arcydzieło.Jedna tylko rzecz niepokoiła matkę podczas tego obiadu: dzieci zachowywały sięo wiele za wytwornie.Siedziały grzecznie, ciche jak trusie, jeśli nie liczyć pochlebnychuwag o smaku potraw.Brak było zwykłych okrzyków Archiego, jego wiecznego pyta-nia Wiesz co? , a Dina ani razu nie omieszkała powiedzieć proszę i dziękuję dobie-rając następną grzankę.Ale podejrzenie zbudziło się na dobre w sercu Marian Carstairs dopiero wtedy, gdyApril wyszczebiotała: Mamusiu, czy tę fantastyczną sałatę naprawdę sama przyprawiłaś?A Dina błyskawicznie odpowiedziała nie dopuszczając matki do głosu: Oczywiście! Mamusia zawsze sama przyprawia sałatę.Zarówno matka, jak obie jej córki wiedziały doskonale, że sałatę przyrządziła Dina.Na dobitkę Marian zauważyła, jak April dała sójkę w bok Archiemu, który natychmiastpotem pisnął: Mamusia umie też kręcić majonez, że palce lizać!Gdy na zakończenie wniesiono tryumfalnie krem cytrynowy, Marian Carstairs byłajuż nieomal całkowicie przeświadczona, że padła ofiarą spisku.Jeśli teraz któreś z dzie-ci pochwali krem.Ale tym razem wyręczył je Bill Smith. Już nikt nie robi tak cudownego kremu cytrynowego jak wasza matka powie-dział.Spojrzenia ich skrzyżowały się ponad bukietem róż i Marian dostrzegła w oczachBilla błysk wesołości.Stłumiła chęć do śmiechu i poważnie oznajmiła: Ach, powinien pan kiedyś skosztować moich pierniczków!Troje młodych Carstairsów popatrzyło w osłupieniu najpierw na porucznika, potemna matkę.Ochłonęli z wrażenia dopiero wtedy, gdy resztka kremu znikła z półmiska.(BillSmith dobierał trzy razy). Kawa w salonie zapowiedziała April.Zapaliła świece na kominku, a Dina przyniosła tacę z całą zastawą do kawy.Cudow-nie! Zapach kawy, przyćmione światła i matka w uroczej różowej sukni.Dziewczęta za-częły sprzątać w jadalni.Chciały przepędzić do kuchni brata, ale zaprotestował gwał-townie: Ojej! Ja też chcę podsłuchiwać!Dina zdjęła obrus i zmiotła szczoteczką stół.Tonem ubolewania zwróciła się doApril: Nie udało się wstawić tego zdania, które miałam mu powiedzieć: Jak bardzo sa-223motny musi pan się czuć jedząc co wieczór obiad w hotelu! Nie szkodzi! pocieszyła ją April. Idzie jak po maśle! Kładąc palec naustach posunęła się ku drzwiom saloniku, Dina i Archie na palcach poszli za nią i wszy-scy troje nadstawili uszu.Usłyszeli cichy, przyjemny, śmiech i głos matki: Doprawdy, Bill.A potem głos porucznika: Poważnie mówię Marian, od dawna już chcę.W tym momencie rozległ się dzwonek u drzwi. Ja otworzę! krzyknęła April pędząc przez salonik do frontowego wejścia. Topewnie gazeciarz!Ale nie był to gazeciarz.U drzwi stał sierżant O Hare.Sierżant O Hare miał minę za-troskaną.Sapał ciężko.Okrągłe jego oblicze płonęło.Zaczął: Dobry wieczór, panieneczko.Czy. Urwał dostrzegając Billa Smitha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]