X


 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakie dziwne miejsce wymyślił sobie, żeby umrzeć.Zniżył hovera i przez chwilę leciał nad samą powierzchnią.Co powiedziałby o mnieDave Holden?  zadał sobie pytanie.W pewnym sensie jestem obecnie największymżyjącym łowcą.Nikt dotąd nie usunął sześciu Nexusów-6 w ciągu dwudziestu czterechgodzin i zapewne nikt więcej tego nie uczyni.Powinienem do niego zadzwonić, pomy-ślał.Pojawiło się przed nim usiane głazami zbocze wzgórza i poderwał hovera do góry.Jestem zmęczony, pomyślał.Nie powinienem tak długo prowadzić.Wyłączył zapłon,przez jakiś czas opadał lotem ślizgowym i wreszcie posadził pojazd na ziemi.Chwilę je-chał w górę po zboczu podskakując i rozrzucając na boki kamienie, aż wreszcie zatrzy-mał się ze zgrzytem i lekkim poślizgiem.Podniósł słuchawkę samochodowego wideofonu i połączył się z centralą w SanFrancisco. Chcę mówić ze szpitalem Mount Zion  powiedział.Natychmiast na ekranie pojawiła się następna telefonistka. Szpital Mount Zion. Macie pacjenta o nazwisku Dave Holden  oznajmił Rick. Czy mógłbymz nim mówić? Czy czuje się dość dobrze? Proszę chwileczkę poczekać, zaraz sprawdzę. Ekran na chwilę pociemniał.Czasmijał.Rick wziął szczyptę tabaki  Dr Johnson i wzdrygnął się.Przy wyłączonym ogrze-waniu temperatura wewnątrz samochodu zaczęła gwałtownie spadać. Doktor Costanie pozwala panu Holdenowi rozmawiać  oznajmiła telefonistka, pojawiając się zno-wu na ekranie.149  To sprawa służbowa  oświadczył, podnosząc legitymację do ekranu. Chwilkę. Telefonistka znowu zniknęła.Rick jeszcze raz wziął szczyptę taba-ki.O tak wczesnej porze zawarty w niej mentol wydał mu się bardzo nieprzyjemny.Opuścił okno i wyrzucił małe, żółte pudełeczko między kamienie. Nie, proszę pana stwierdziła telefonistka. Doktor Costa nie uważa, by stan pana Holdena pozwalałmu na prowadzenie rozmów, bez względu na ich wagę, przez przynajmniej. Dobrze  rzekł Rick.Odłożył słuchawkę.Powietrze również było nieprzyjemne.Podniósł znowu okno.Dave jest rzeczywiściewyłączony, uświadomił sobie.Ciekawe, dlaczego nie udało im się mnie załatwić.Ponie-waż działałem zbyt szybko, doszedł do wniosku.Wszystkie jednego dnia.Nie spodzie-wały się tego.Harry Bryant miał rację.W samochodzie było już wręcz lodowato.Otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz.Niezdrowy, raptowny podmuch wiatru przeniknął przez ubranie, zaczął więc spacero-wać zacierając ręce.Rozmowa z Dave em sprawiłaby mi przyjemność, pomyślał.Dave na pewno aprobo-wałby to, co zrobiłem.Ale musiałby również zrozumieć i drugą sprawę, której, jak sądzę,nawet Mercer nie pojmuje.Dla Mercera wszystko jest łatwe, pomyślał, ponieważ Mercerakceptuje wszystko.Nic nie jest mu obce.Ale to, co zrobiłem, pomyślał, stało się obcemnie.W gruncie rzeczy wszystko wokół mnie stało się nienaturalne, a ja przekształci-łem się w nienaturalnego samego siebie.Poszedł w górę zbocza i z każdym krokiem przytłaczający go ciężar narastał.Jestemzbyt zmęczony, pomyślał, aby się wspinać.Stanął i wytarł żrący pot spływający mu dooczu, słone łzy wydalone przez skórę, przez całe bolące ciało.A potem, zły na same-go siebie, splunął na bezpłodną ziemię.Splunął z gniewem i pogardą dla własnego ja,z ostateczną nienawiścią.A potem znowu podjął wędrówkę w górę zbocza, po pustej,nieznanej ziemi, daleki od wszystkiego.Nic tu nie żyło poza nim samym.Upał.Było coraz goręcej, najwidoczniej minął już jakiś czas.I poczuł głód.Nie jadłod Bóg wie kiedy.Głód i upał łączyły się ze sobą, ich trujący smak przypominał klęskę.Tak, pomyślał, tak właśnie jest.Zostałem w jakiś niepojęty sposób zwyciężony.Przezto, że zabiłem androidy? Przez to, że Rachel zabiła moją kozę? Nie wiedział, ale w mia-rę jak szedł dalej, słaby i niemal niewyczuwalny całun spowił jego umysł.W pewnymmomencie, nie uświadamiając sobie nawet, jak to się stało, znalazł się o krok od urwi-ska, z którego upadek byłby niemal na pewno śmiertelny.Upadek upokarzający i bez-nadziejny, pomyślał, w dół i w dół, i nikogo, kto byłby świadkiem.Nie znajdował się tunikt, kto widziałby jego lub czyjąś inną ostateczną degradację ani też odwagę lub dumę,które mogły objawić się tutaj i przeminąć niepostrzeżone.Martwe kamienie, pokrytekurzem suche, umierające trawy  nie wiedzące nic, nie przypominające sobie nicze-go ani o nim, ani o sobie.150 W tej samej chwili pierwszy kamień  i wcale nie była to guma ani miękka plasty-kowa pianka  trafił go w okolicę pachwiny.Ból, pierwsze uświadomienie sobie całko-witego odosobnienia i cierpienia, ogarnęły go w pełnej, niczym nie zamaskowanej po-staci.Zatrzymał się.A wtedy, nakłaniany przez coś niewidocznego, lecz prawdziwego i nie-odpartego, podjął dalej swoją wspinaczkę.Toczę się do góry jak kamienie.Robię tosamo co kamienie, bez własnej woli, bez nadawania temu jakiegokolwiek znaczenia. Mercer  powiedział dysząc.Zatrzymał się.Przed sobą zobaczył mglistą, nieru-chomą postać. Wilburze Mercerze, czy to ty?  Mój Boże, uświadomił sobie  toprzecież mój cień.Muszę się stąd wydostać, zejść ze wzgórza!Ruszył pośpiesznie w dół.Upadł.Chmury pyłu przesłoniły wszystko i zaczął przednimi uciekać.Biegł coraz szybciej, ślizgając się i potykając na luznych kamykach.Zo-baczył przed sobą własny hover.Wróciłem na dół, powiedział do siebie.Zszedłem zewzgórza.Otworzył szarpnięciem drzwi maszyny i wcisnął się do środka.Kto rzucił wemnie kamieniem?  zadał sobie pytanie.Nikt.Ale dlaczego mnie to w ogóle obchodzi?Przecież przeżywałem już to poprzednio, w czasie zespolenia.Kiedy jak każdy inny ko-rzystałem z mojej skrzynki empatycznej.To nic nowego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •  
     

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.