[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie chcę, żeby próbował. Posłuchaj zaatakowała Freya. Przedsięwzięcie, które chce przepro-wadzić Matson na Paszczy Wieloryba, opiera się na założeniu, że jedyną siłęzbrojną stanowi tam armia krajowa złożona z trzystu niewyszkolonych ochot-ników.Nie sądzę, abyś miał powody do obaw; prawdziwy problem polega natym, że Mat rzeczywiście wierzy w te wszystkie pokazywane w telewizji kłam-stwa.W istocie jest to niezwykle prymitywny i naiwny człowiek.Czy naprawdęmyślisz, że po drugiej stronie czeka Ziemia Obiecana, chroniona jedynie przezniewielki oddział cywilów, że każdy, kto tam się zjawi z naprawdę znaczącą si-łą, wspomagany przez nowoczesną technikę, zdoła przechwycić władzę? Gdybyistotnie tak było, Bertold i Ferry dawno już by z tego skorzystali.Zdezorientowany Dosker popatrzył na nią z wahaniem. Sądzę podjęła po chwili że Mat popełnia błąd.Nie dlatego, że jegopostępowanie jest amoralne, lecz dlatego, że gdy znajdzie się na miejscu, a wrazz nim cala jego ekipa, będzie musiał stawić czoło. urwała w pół zdania.Nie wiem.Na pewno nie dojdzie tam do żadnego zamachu stanu.Ktokolwiekrządzi kolonią, wykorzysta Mata do swoich celów, i to mnie najbardziej prze-raża.Jasne, że chciałabym go powstrzymać; z radością opowiem mu o tym, jakjeden z jego najbardziej zaufanych ludzi, znający wszystkie szczegóły planowane-go przewrotu, zamierza o szesnastej ostrzec władze.Zrobię wszystko, co w mojej50mocy, Dosker, aby odwieść go od tego zamiaru, uświadomić mu, że pakuje sięw pułapkę bez wyjścia.Zarówno moje, jak i twoje pobudki nie muszą. Jak myślisz, Freya, co jest po drugiej stronie? Zmierć. Dla wszystkich? Wpatrywał się w nią niedowierzająco. Dla czter-dziestu milionów? Dlaczego? No cóż, dni Gilberta i Sullivana czy Jerome a Kerna minęły bezpowrotnie.%7łyjemy na planecie zamieszkanej przez siedem miliardów ludzi.Paszcza Wie-loryba spełniłaby swoją rolę, tyle tylko że zbyt wolno.Dlatego też znalezionoznacznie szybszy sposób.Myślę, że znają go wszystkie czołowe osobistości ONZ,włączając samego Horsta Bertolda. Nie. Twarz Doskera przybrała ziemistoszary odcień. To się skończyłow 1945 roku. Jesteś pewien? Czy zechcesz zatem wyemigrować?Przez dłuższą chwilę siedział w milczeniu, a potem, ku jej zaskoczeniu odpo-wiedział: Tak. Co? Dlaczego? Wyemigruję.Dziś o szóstej według czasu Nowego Nowego Jorku.Zabioręze sobą pistolet laserowy.Dopadnę ich, jeśli naprawdę robią to, co mówisz.Niemogę dłużej czekać. Nie zdążysz zrobić żadnego ruchu.Gdy tylko się wynurzysz. Tak czy inaczej zabiorę ze sobą przynajmniej jednego z nich, choćbym miałgo zabić gołymi rękami. Jeśli tak, to zacznij tu, na miejscu.Zacznij od Horsta Bertolda.Po raz kolejny w tak krótkim czasie Dosker poczuł się całkowicie zaskoczony. Mamy broń, która. zaczęła Freya, lecz zaraz urwała, gdyż ktoś otwo-rzył drzwi skrzydłowca. Znalazłeś zwarcie? zapytał mechanik w wymiętym kombinezonie. Tak odpowiedział Al Dosker, nie przerywając grzebaniny pod deskąrozdzielczą. Jeszcze tylko podładuję metabaterie, założę końcówki i możnabędzie startować.Odpowiedz musiała zadowolić brygadzistę, który bez dalszych pytań oddaliłsię w stronę wyjścia z warsztatu.Znowu na krótką chwilę zostali sami, lecz tymrazem drzwi pozostały otwarte. Możesz się mylić powiedział Dosker.Freya przecząco pokręciła głową. To musi wyglądać mniej więcej w ten sposób.Niemożliwe, żeby istniałatam tylko trzystuosobowa ochotnicza armia.Gdyby tak było, to już dawno Ferryi Bertold lub przynajmniej jeden z nich położyłby na tym wszystkim swoją łapę.Przynajmniej to nie ulega wątpliwości: wiemy dobrze, na co stać tych panów.51Natura nie znosi próżni, Dosker, dlatego też twierdzę, że na Paszczy Wielorybaistnieje jakaś zorganizowana siła. Naprawa skończona, proszę pani krzyknął technik stojący przy najbliż-szym pulpicie kontrolnym.Jakby na potwierdzenie tych słów, odezwał się obwód foniczny skrzydłow-ca: Teraz czuję się bez porównania lepiej; zawiozę pana lub panią do miejscaprzeznaczenia, gdy tylko nadliczbowy osobnik opuści pokład.Ciałem Doskera wstrząsnęły dreszcze. Nie wiem, co robić powiedział z rozpaczą. Nie idz do Ferry ego ani Bertolda.Zacznij od tego.Skinął głową.Widocz-nie w końcu go przekonała; ta część rozgrywki była skończona. Od szóstej Matowi potrzebna będzie wszelka pomoc.Niech tylko pierw-szy wywiadowca wyląduje na Paszczy Wieloryba.Dlaczego nie idziesz z nimi,Dosker? To nic, że jesteś pilotem.Może to właśnie ty zdołasz mu pomóc.Skrzydłowiec uruchomił silnik i jakby poirytowany, co chwila zmieniał jegoobroty. Proszę pana lub pani, jeśli życzycie sobie. A czy ty teleportujesz się razem z innymi? Według planu mam być na miejscu już o piątej.Mam za zadanie znalezćjakieś mieszkanie dla mnie i dla Mata.Będę się nazywać zapamiętaj sobie, abypotem nas odnalezć Silvia Trent.A Mat będzie Stuartem Trentem.Okay? Okay mruknął Dosker.Wyszedł z kabiny i zatrzasnął za sobą drzwi.W tej samej chwili skrzydłowiec zaczął się wznosić.Freya odprężyła się.Wypluła kapsułkę z kwasem pruskim, chwilę ważyła jąw ręku, po czym wrzuciła do komory asenizacyjnej pojazdu.Na koniec przesta-wiła swój zegarek.Wszystko, co powiedziała Doskerowi, było prawdą.Wiedziała o tym wie-działa i nie mogła nic zrobić, by zmienić plany Matsona.Tam po drugiej stroniebędą na nich czekać zawodowcy, którzy, jeśli nawet przypadkiem nie wykryto spi-sku, jeśli nie było przecieku informacji i nikt nie dopatrzy się związku pomiędzydwoma tysiącami mężczyzn zgłaszających się do rozsianych po całym świecieplacówek Telporu nawet w takich okolicznościach zdołają powstrzymać Mata.Był zbyt słaby, a oni to wykorzystają.Ale Mat w to nie wierzył.Dostrzegł bowiem możliwość stania się potęgą.Za-truta żądzą władzy strzała ugodziła go głęboko i teraz z rany nieustannie sączyłosię przemożne pragnienie.Bo gdybyż to była prawda; gdyby w kolonii istniałatylko trzystuosobowa armia.Gdyby.Nadzieja i zrodzone z niej możliwości po-chłonęły go bez reszty.Tak, pomyślała sobie, gdy skrzydłowiec kierował się w stronę nowonowojor-skiego biura KANT-u, a dzieci znajduje się w zagonach kapusty.Jasne, Mat, wierz sobie dalej.52VIIMatson Glazer-Holliday podszedł do miłej, obdarzonej nadmiernie rozwinię-tym biustem recepcjonistki i powiedział: Nazywam się Stuart Trent.Moja żona przeteleportowała się dzisiaj o piątej,mnie jednak obowiązki zatrzymały dłużej.Bardzo się spieszyłem, żeby zdążyćprzed zamknięciem waszego biura.Popatrzyła na niego badawczo, jakby chciała oszacować stojącego przed niąłysego mężczyznę o nobliwych rysach, w którego spojrzeniu kryła się niema proś-ba. Czy jest pan pewien, panie Trent, że naprawdę pragnie pan. Moja żona powtórzył ochryple chcę jak najszybciej ją zobaczyć.Po chwili zaś dodał: Mam tylko dwie walizki.Tragarz zaraz je przyniesie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]