[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ala wróciła już do domu, Mada odzyskiwała powoli równowagę.Teraz ja z kolei miałem ją zakłócić.Nie widziałem jednak innego wyjścia.Któregoś dnia Mada zaskoczyła minie zaproszeniem na niedzielę.Była w świetnym humorze, szczęśliwa, że wreszcie będę mógł u niej bywać, że skończą się te wszystkie krętactwa wobec matki, które tak jej obrzydły.Wybrałem tę chwilę.- Zbyt wiele wziąłem na swój kark w budzie.będę musiał zrezygnować z tego szeryfostwa.- powiedziałem.Zaoponowała gwałtownie.- Taka jestem dumna, że piastujesz ten urząd! - zażartowała w końcu.- Czuję się jak jakaś ministrowa albo żona premiera! - powiedziała lekko.Od miesiąca nie była już żoną premiera.Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że moje pierwsze sukcesy życiowe nie tylko cieszyły Madę, ale także imponowały jej.Szła obok mnie z noskiem zaczerwienionym od mrozu, i krótką grzywką nad czołem, rozdmuchaną przez wiatr.Wymachiwała torbą z książkami i nuciła cichutko:- Non sei mai stata cosi bella.Ministrowa albo żona premiera.Zabrakło mi odwagi.Poszedłem do niej następnego dnia.Nie uprzedziła mnie, że spotkam tam Ola.Właściwie do dziś jestem przekonany, że wszystkie jego zalety - solidność, dyskrecja i cała masa innych - zaprowadzą go w końcu do piekła.Niewykluczone, że wkroczymy tam trzymając się pod rękę.Więcej nawet, być może Olo sam zdecyduje się na ogień piekielny wbrew wyrokowi Sądu Ostatecznego i to tylko dlatego, żebym ja miał życzliwą duszę przy sobie.To byłoby wzniosłe, ale niemądre.I bardzo podobne do Ola.Kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy, poczułem się z punktu jak zawodnik na ringu.Opanowanie nigdy nie było moją mocną stroną.Pierwszy zadałem cios, strasznie mi się chciało zniszczyć Ola, stłamsić, zobaczyć leżącego na deskach.Znokautował mnie błyskawicznie swoim taktem.Wyraźnie dał mi do zrozumienia, że nie ma zamiaru puszczać pary z ust.To, że nasze spotkanie nie skończyło się żadnym bardziej drastycznym wyskokiem z mojej strony - było wyłączną zasługą Ola, bo ja gotowałem się jak rosół w garnku! Po prostu Olo przykręcił pode mną gaz."Szczęście nie jest kolorem atramentu" - napisał ktoś.Może Maurois.Może Zweig.Nie pamiętam.Szczęście nie jest kolorem atramentu i trudno mi opisać pewien wieczór spędzony u Mady na dzień przed jej wyjazdem do babci.Mada była wtedy sama, bo matka i Ala wyjechały wcześniej do Wisły.Nie zaprosiła mnie do siebie i wiedziałem, że nie zaprosi.- Naprawdę nie mogę zjeść z tobą kolacji? - zapytałem, kiedy robiła zakupy w Samie.Zaczęła gwałtownie układać w koszyku nieliczne sprawunki."Głuptasie.- myślałem - przecież chcesz!” Wreszcie uniosła głowę i spojrzała na mnie z zakłopotaniem, niepewnością i tęsknotą.Tęsknota była też w tym wzroku, była na pewno.Można tęsknić za kimś będąc] o dwa kroki.Sam najbardziej tęskniłem za Madą w chwilach, kiedy była przy mnie.Był to na pewno inny rodzaj l tęsknoty niż ta dręcząca przy większych odległościach, ale nie sposób nazwać inaczej tego dziwnego uczucia, tej szczególnej pustki, którą trzyma się wtedy w ramionach.Był to wieczór bardzo prosty, bardzo zwyczajny.Prawdziwych niedziel człowiek ma tylko kilka w życiu! Już dawno zauważyłem, że moje wypadają w piątki.Wyszedłem od Mady dość późno i wiedziałem, że matka na pewno czeka na mnie.Po kilku rozmowach z Foczyńskim, które odbyły się w ciągu minionego półrocza, po spotkaniu z kapitanem Ligotą i przeprowadzeniu własnych, czujnych obserwacji, mama uwierzyła wreszcie, że ziemia pod naszymi nogami przestała drżeć.Zmieniła radykalnie swój stosunek do mnie, a kiedy po historii z magnetofonem opowiedziałem jej o swoich spotkaniach z Madą, przyjęła to w końcu z wyraźnym zadowoleniem.Ten nowy wstrząs, którym było dla mnie wystąpienie Hieronima, ku mojemu zdumieniu matka potraktowała lekceważąco.Nie mogła zrozumieć depresji, która mnie w tym czasie ogarnęła.Rzecz wydawała jej się bez znaczenia uważała, że z przykrego incydentu robię wielkie halo.Z przykrego incydentu - tak to określała.- Niepotrzebnie zrażasz się pierwszym niepowodzeniem! - usiłowała mi tłumaczyć.- To wszystko przecież nie wynikało z twojej złej woli!- Ależ mamo! Przecież właśnie się okazuje, że moja dobra wola niewiele znaczy!- Ale jest najważniejsza! W dzisiejszych czasach wszyscy mają równe szanse, Marcin! Trzeba tylko dobrej woli! Bardzo dziwnie brzmiało to w jej ustach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]