[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To nie ze mną - powiedział stanowczo Kon­rad i obejrzał się za cukrem.- Pogadaj z Justyną, lepiej cię objaśni.Ja go widzę od zewnątrz, a ona tam tkwi w środku.Od zewnątrz wszystko jest w porządku i żadnych obaw o wypłacalność praco­dawcy mieć nie musisz.Odkryć, dokonanych wspólnie z Justynką, też nie zamierzał wyjawiać.Skoro milczeć, to milczeć, dys­krecję już miał w sobie zakodowaną.Ponadto ciągle nie wiedział, co z tego wszystkiego wyniknie i czuł w sobie lekki zamęt.Jola westchnęła, nieco gniewnie.- Jedno wykryłam z całą pewnością.Wiem, dla­czego on jest taki gruby.Na wikcie jego żony wyglą­dałabym tak samo.W pierwszej chwili pomyślałam, że to taka kuchenna artystka, a poza tym idiotka, ale przez tę lampę zachwiałam się w poglądzie.- Dlaczego przez lampę? - zainteresował się Konrad.- No jak to, o rozwaleniu lampy musisz przecież wiedzieć, skoro go pilnujecie? Trudno było tego nie zauważyć!- Zauważyli wszyscy, ale co lampa ma do rzeczy?- Załatwiła mu kontrakt.Cholernie mu zależało, nie mówił tego, ale zgadłam sama.Na tym brydżu był konkurent, tak go to rozśmieszyło, że Wolski zdobył, co chciał.Z czego zaczęło mi wynikać, że małżonka utalentowana wszechstronnie, nie tylko żarcie, ale też i zakulisowa pomoc w nagłych wypadkach.Nie wyglądało na to wcześniej, zaskoczyło mnie i poczu­łam się skołowana.Nie lubię być skołowana, szcze­gólnie w odniesieniu do najcenniejszego pracodawcy.Wiesz coś na ten temat?Konradowi wydawało się, że wie na ten temat bardzo dużo, ale swoją wiedzę zmuszony był ukryć.Ta część egzystencji Karola Wolskiego należała nie­jako do Justynki i tylko ona mogła zadecydować, co powiedzieć, a czego nie.- To Justynką, nie ja - powtórzył.- Dużo wi­dzi i swoje wnioski zapewne wyciąga.Nie jest ogólnie gadatliwa.Czekaj, powiadasz, że ta lampowa heca wyszła Wolskiemu na dobre?- Kolosalnie.Ja przecież wiem doskonale, po co robił tego brydża u siebie i jaką miał zgryzotę.Nawia­sem mówiąc, gra świetnie i cholerną szlachetność wykazuje.Też mnie to ogłuszyło, bo znam jego szla­chetność w interesach.Wrogowi nie życzyć.Więc nic nie rozumiem, a ty mi tu pomagasz jak pień.- Pomagam.Radzę ci przecież, pogadaj z Justyną.- Pogadam.Jak ją złapać?-A zadzwoń, choćby i teraz.Powinna być w domu.- Zwariowałeś, i Wolski podniesie słuchawkę.!- Nie podniesie.Nie ma go w domu.- Żona podniesie.- A niechby! Nie przedstawiaj się, powiedz, że mówi siostra Konrada i umów się na jutro.Ona jutro kończy zajęcia o osiemnastej trzydzieści.Jola wzruszyła ramionami, zła trochę, bo wielkie go pożytku brat jej nie przyniósł.Miała jeszcze robotę, wyrzuciła go zatem i sięgnęła po słuchawkę.Konrad wyszedł bardzo chętnie, miał bowiem swoje plany na dzisiejszy wieczór.Postanowił mianowicie raz wreszcie iść do kasyna samodzielnie, bez obciążeń w postaci Wolskiego, którego zostawił w Marriotcie pod opieką zmienni­ka.I zobaczyć, co z tego wyniknie.Wygra czy prze­gra, wpadnie w nałóg czy nie, w każdym razie swo­bodnie spróbuje wszystkiego.Wczoraj, w niedzielę, udało mu się dojechać do końca pracy magisterskiej, pozostało już tylko przepisanie, zdecydował się za­tem zrobić sobie święto, zważywszy zaś, iż Wolski był w Marriotcie, wybrał dla siebie Pałac Kultury.Tegoż samego poniedziałkowego wieczoru Malwina przekroczyła szczyty nieszczęścia.Wróciwszy z miasta z zakupami tuż przed samym obiadem, uzyskała od Helenki informację, że znów dzwonił ten jakiś Krupnik, co to już kiedyś różne głupoty opowiadał.Ostrzegać chciał koniecznie, kto go tam wie przed czym, ale tym razem już Helenka zmusiła go do powtórzenia numeru telefonu i zapi­sała.W gabinecie pana Karola kartkę zostawiła, na biurku leży.I drzwi zamknęła, żeby kot nie zabrał.Mocno zaintrygowana Malwina skorzystała z za­pisanego numeru natychmiast.- Pani pozwoli, moje nazwisko Krupiarz - rzekł rozmówca, z którym połączyła się bez trudu.- Ja dzwonię, bo takie rzeczy to powinno się wiedzieć.Pan Wolski lekkomyślny chyba albo co, bo o mało mu samochodu nie ukradli i cała awantura się zro­biła.Malwinie zabrakło tchu.- Kiedy.?!- W sobotę.No proszę, to pani nie wie?- Nic nie wiem.Proszę opowiedzieć.- Zaraz, zaraz.Ja powiem, ale nie przez telefon.Za informacje jakaś premia się należy, nie?Mimo ogłuszenia wstrząsającą wieścią, Malwina zdołała pomyśleć kilka rzeczy naraz.Że nareszcie ci kretyńscy złodzieje się ruszyli, że z jakiej racji ma płacić temu jakiemuś, skoro już płaci agencji, że chce usłyszeć wszystko za każdą cenę, że nie może teraz rozmawiać, bo lada chwila Karol wróci do do­mu, a ona musi jeszcze doprawić cały posiłek, i że, wobec tego, trzeba się z nim umówić na później.- To co? - powiedziała, bo do wykrzesania z siebie jakiejkolwiek inicjatywy nie była już zdolna.Rozmówca, najwyraźniej w świecie, plany miał sprecyzowane.- To o piątej ja podjadę na Niedźwiedzią, tam, gdzie ta pusta parcela.Pani dojdzie, bo to blisko.I będę czekał w samochodzie całe pół godziny, zwy­czajny duży fiat, niebieski.To jest niemożliwa rzecz, żeby o czymś takim nie wiedzieć.Od piątej czekam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •