[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oomark zmarszczył brwi i spojrzał na mnie.- Kildo, kiedy to było?Nie chciałam im tego mówić, ale nie miałam wyboru.- Czwarty Adi, 2422 roku po Odlocie.Wytrzeszczyli na mnie oczy.Zobaczyłam niedowierzanie, a potem podejrzliwość malującą się na dwóch twarzach.Tylko Weygil wydawał się nieporuszony.- Teraz - powiedział wolno - jest dwudziesty pierwszy Narmi, 2483 roku po Odlocie.- Nie!Mój pełen przerażenia okrzyk był chyba tym, co ich przekonało.Ręka Cury’ego dotykała już przycisku na laserze.Ale kiedy usłyszał mój krzyk, cofnął palce.Podejrzewałam to, tylko nie miałam pewności.Ponad pięćdziesiąt lat! Jednak nie czułam się starsza, dzieci nie wyglądały inaczej niż wówczas, kiedy przeszliśmy do szarego świata.Potem przypomniałam sobie - dla Jortha minęło ponad sto osiemdziesiąt lat!- To jakaś sztuczka! - odezwał się Cury.- To są szpiedzy, wysłani po to, żeby nas podejść!Wyciągnął laser i wycelował go w Kosgro, prawdopodobnie - uważając zwiadowcę za najbardziej niebezpiecznego z nas wszystkich.- Słuchaj… - Weygil przypatrywał się nam badawczo, wreszcie odezwał się do Oomarka.- Chodziłeś tutaj do szkoły?- Oczywiście - odpowiedział niecierpliwie Oomark.- Byłem w czwartej grupie - z Randulfem, Furwellem i Portusem…- Z kim jeszcze? - ponaglił go Weygil, kiedy chłopiec umilkł.- Cóż, Randulf, Furwell i Portus… to moi przyjaciele.Ale było też parę dziewczyn… I jeszcze Buttie Navers i Cleeve.O!… Cleeve nosił takie samo nazwisko jak ty! Cleeve Weygil! Czy to twój syn? Nigdy nie mówił, że jego ojciec jest żołnierzem…- Bo nie był - odparł wolno dowódca sekcji.- Cleeve Weygil to mój starszy brat.Oomark potrząsnął głową.- To niemożliwe.On jest małym chłopcem, jak ja, a ty jesteś stary!- Nauczono ich jakiejś niesamowitej historii i podstawiono nam! - przerwał znowu Cury.- Prawdopodobnie zostali przysłani, by ustalić namiary dla jakiejś grupy dywersyjnej.Najlepiej zabijmy ich od razu.- Zamknij się! - Weygil przerwał mu ostrym warknięciem.Oomark Zobak, jego siostra Bartare i Hilda c’Rhyn.- Wskazywał nas po kolei palcem.- Ależ… przypomniałem sobie! Szukali was przez wiele miesięcy i nigdy nie znaleźli nawet śladu.Sprawa upadła dopiero wówczas, kiedy wybuchła wojna.Wtedy nikt już nie miał czasu.- Jaka wojna?Opowiedział nam, a jego głos brzmiał tak, jak gdyby przybyło mu lat, kiedy przedstawiał nam fakty.Znało je tylko tych paru, którzy pozostali na Dylanie.Zaczęło się od niespodziewanego ataku obcych statków wymierzonego w nasze zewnętrzne światy.Obcy zostali pokonani w bitwie w pobliżu Nebuli, ale był to tylko początek.Zniszczone siły były jednostkami zwiadowczymi ogromnej armady.Doszło do kolejnych najazdów i ataków.Kiedy wreszcie obcy zostali ostatecznie pobici, cała sekcja galaktyki, ongi cywilizowana, pogrążyła się w chaosie, w którym przeżywali silni, a słabi szybko ginęli.Ustała łączność pomiędzy systemami słonecznymi, nawet pomiędzy poszczególnymi światami.Nieznane choroby, roznoszone celowo czy przez przypadek, zmieniły niektóre planety w kostnice.W trzecim roku wojny ludność Dylana została pospiesznie ewakuowana z wyjątkiem garnizonu pozostawionego dla ochrony portu.Przez jakiś czas port w Tamlinie służył jako stacja remontowoe–kwipażowa dla mniejszych statków kosmicznych.Potem statki przestały przylatywać.Pięć lat temu mały garnizon wysłał swój ostatni pojazd zwiadowczy, by dowiedzieć się, co się stało.Statek ten nigdy nie wrócił.Na szczęście wciąż mieli do dyspozycji ogromne zapasy w magazynach wzniesionych wokół portu.Farmy i pastwiska szybko zmieniły się w nieużytki.Tych kilka rodzin, które pozostały na Dylanie, wycofało się do dzielnicy portowej, gdzie zamieszkało w budynkach przeznaczonych dla dowództwa wojskowego.Bez przerwy prowadzili nasłuch stacji nadawczych z innych światów, mając nadzieję na uzyskanie jakichś wieści.Tylko że od dawna niczego nie usłyszeli.- A teraz powiedzcie prawdę - rzekł Cury, gdy Weygil skończył swoją smutną opowieść - skąd przybyliście? Czy jesteście uchodźcami? Czy też dywersantami przysłanymi tutaj, żeby przejąć port?Bartare podeszła do mnie, jej dłoń wsunęła się w moją.Urok, który dotychczas miał nad nią władzę, zniknął.Potrzebowała tej odrobiny otuchy, jaką mogłam jej dać.- No dalej! - ponaglił Cury.- Skąd przybyliście? I nie mówcie mi, że żyliście tu przed pięćdziesięciu laty! Jeśli zostaliście przysłani przez jakichś najeźdźców, nie wyjdzie wam to na dobre.Nasze pola ochronne wciąż działają, a my już dopilnujemy, żebyście ich nie wyłączyli!- Kilda?Kosgro zwrócił się do mnie.Być może sądził, że uwierzą mi chętniej, choć im dłużej myślałam o naszej historii, tym bardziej wydawała mi się niewiarygodna.Jednak nie miałam nic innego do zaoferowania z wyjątkiem prawdy.I opowiedziałam im ją, ograniczając narrację do samych faktów, które przydarzyły się mnie, Oomarkowi i reszcie naszej małej kompanii.Mimo to opowieść zdawała się trwać bardzo długo i brzmiała niezmiernie dziwnie.Kiedy skończyłam, Weygil odezwał się pierwszy.- Jeszcze jedno kontinuum czasoprzestrzenne, łączące się co jakiś czas z innymi światami - powiedział.- Chcesz powiedzieć… że im wierzysz? - zapytał Cury.- To znana teoria - odparł jego dowódca.- A ta opowieść zgadza się z tym, co słyszałem o zniknięciu tych trojga.- Wskazał dzieci i mnie.- A co z tobą? - zwrócił się do Kosgro.- Kiedy znalazłeś się w tamtym świecie i w jaki sposób?Jeszcze raz Jorth opowiedział o lądowaniu na planecie w charakterze zwiadowcy, o swym przypadkowym wkroczeniu do szarego świata, oraz o tym, kiedy się to stało.- 2301 rok! - nie mógł uwierzyć Cury.- Tak, 2301 -powtórzył Kosgro.- I myślę, że mogę dostarczyć wam dowodu.Oomark twierdzi, że odkryto tutaj statek zwiadowczy i przewieziono do miejscowego muzeum.Wszyscy znacie szczególne właściwości takich statków.Są wyposażone w specjalne zamki, otwierające się wyłącznie przed tymi, dla których je założono.Jeśli ten statek wciąż jest tutaj, otworzy się wyłącznie przede mną i przed nikim innym.Zapomniałam o tych zabezpieczeniach statków zwiadowczych.Nie tylko wyposażono je w osobiste zamki, tak by nikt inny nie mógł do nich wejść i aby w razie potrzeby służyły jako schronienie dla zwiadowcy - ale też ich konstrukcja umożliwiała włączenie silników wyłącznie tej jednej jedynej osobie, dla której statek był przeznaczony.W żaden inny sposób Jorth nie mógł dowieść swej tożsamości bardziej jednoznacznie, niż wchodząc do tego statku.- Muzeum? - powtórzył Weygil, a potem podniecenie zabarwiło jego głos.- Oczywiście, ciągle tam stoi.Nie było powodu, by go przewozić gdzieś indziej.- Zatem zaprowadźcie nas tam od razu! - ponaglił Kosgro.- Zostań przy pulpicie łączności - rozkazał Weygil Brolsterowi.Czuwali przy nim dzień i noc z nadzieją, że któregoś dnia jakiś szept z kosmosu powie im, że nie zostali zupełnie zapomniani.Zjechaliśmy na dół i wyszliśmy na lądowisko osmalone ogniem rakiet.Już od lat nie czuło na sobie ich gorącego oddechu.Nie skierowaliśmy się z powrotem do martwego miasta.Weygil miał zaparkowany w pobliżu naziemny pojazd, i choć był mały, zmieściliśmy się w nim wszyscy.Echa naszego przejazdu roznosiły się głośno, gdy pędziliśmy pustymi ulicami.I coraz mniej i mniej podobał mi się wygląd tych pustych okien, kurzu, zwiędłych liści i śmieci, które wiatr roznosił wokół budynków.Domy były tak solidnie zbudowane, że mogły stać tutaj nie pięćdziesiąt, ale sto lat i więcej - pomnik martwej kolonii [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •