[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oho, niemało ludzi prowadzą!Kolumna rzeczywiście nie miała końca.- Oto masz odpowiedź - zauważył Khandyjczyk.- Idźmy za nimi! Widzę tam kogoś w złoconej zbroi.Przebiegając z miejsca na miejsce, kryjąc się jak tylko można w rzadkich zaroślach, Folko i jego towarzysze podążali za kolumną rabów.Było to okropnie niewygodne i niebezpieczne, ale jedyne co mogli zrobić.Byle udało się dociągnąć w ten sposób do zmierzchu, a w ciemnościach.Fortuna sprzyja odważnym!Niewolnicy - według najskromniejszych szacunków Folka było ich co najmniej pięć tysięcy - szli po Trakcie do samego wieczora.I dopiero gdy zgęstniał południowy zmierzch, marsz skończył się w bramie ogromnego warownego obozu.- Na Młot Durina! - niemal jęknął Torin, patrząc, jak otwarte wrota połykają kolumnę po kolumnie.Ochrona, jak się okazało, też nie zamierzała spędzać nocy na otwartym terenie - mimo że wojsko jeszcze nie wyszło poza rubieże Wielkiego Tcheremu.Obóz znajdował się w pewnym oddaleniu od osad i wsi.Malec z Ragnurem ruszyli, chcąc najpierw obejść obóz dokoła - i wrócili dopiero po północy.Torin i Folko umierali z niepokoju.- Co najmniej piętnaście mil przedreptaliśmy, uf! - Malec zwalił się na ziemię.- Dadzą tu coś jeść głodnemu krasnoludowi czy nie?- Dadzą, dadzą - mruknął Folko, pełniący, jak za starych czasów, obowiązki kucharza.Lasy obfitowały w dziczyznę choć nieco dziwną, jak na hobbita gust.Ale po dziesięciu latach wędrówek nauczył się, że należy jeść wszystko, co biega, fruwa, pływa czy pełza.Oto i teraz - kolacja wędrowców składała się ze schwytanej wczoraj przez Ragnura grubej szarej żmii.Malec niemal zwymiotował na widok takiej zdobyczy ale nic lepszego nie udało się upolować, i Mały Krasnolud, zacisnąwszy powieki, cicho klnąc, jadł ze wszystkimi, po omacku sięgając łyżką do kociołka.Potem, co prawda, przestał i mrużyć oczy, i kląć.Mięso to mięso.- Obóz jest naprawdę ogromny - wskazał ruchem głowy Ragnur.- Nigdy nie widziałem takiego.Jeden bok - cztery i pół mili! Ileż tam jest ludzi? I po co tyle, oto pytanie!- Dowiemy się jutro.- Malec z wyraźnym żalem wylizywał łyżkę - kolacja była nie tylko późna, ale i skąpa.- Jak spotkamy inną kolumnę.to już nie przepuścimy.Obóz wyglądał teraz jak nieco ciemniejsze wzgórze - tylko na wieżach strażniczych płonęły ognie sygnałowe.Folko z druhami urządzili sobie nocleg nieopodal, od nawietrznej może Haradrimowie mają w pogotowiu psie sfory?- I nie zapomnijcie o Tubali! - uprzedził pozostałych hobbit.- Wcześniej czy później dotrze ona do nas.- Niech mnie Durin oświeci - kim ona jest? - warknął Malec.- Za dobrze się bije!- I czego od nas chce? Dlaczego nas nienawidzi? - Torin odruchowo poprawił swój topór.- Może jesteście dłużnikami krwi? - zapytał Ragnur.- Dłużnikami krwi? - powtórzyła jednocześnie cała trójka - Torin, Folko i Malec.- No tak.Zabiliście jej przyjaciela.Czy może ojca albo brata - więc mści się - wyjaśnił chętnie Khandyjczyk.- Co to - mało z waszej ręki poległo ludzi? A Tubala dowiedziała się, kto zabił bliskiego jej człowieka.Nic innego nie przychodzi mi do głowy.- Może tak być - mruknął Malec.- Ale nie za bardzo przypomina ona mieszkanki Południa.Powiedziałbym raczej, że jest z Północy.Może z Królestwa Łuczników.- Na ziemiach Bardingów nie ma obyczaju krwawej zemsty - pokręcił głową Torin.- No, może ona jest jakaś szczególna.- podsunął Ragnur.- Dobra.- Folko ziewnął.- Walmy się spać.Jutro o świcie ruszamy na polowanie.11 Sierpnia, Wielki Step,Na Północny Wschód Od MordoruSandello klęczał.Obok spokojnie szczypały trawę wierzchowce.Przed nim na rozłożonej derce leżało obnażone ostrze - właśnie to, które były współtowarzysz Olmera zazwyczaj nosił na plecach.Garbus wpatrywał się w miecz, splótłszy dłonie na piersi.Stary miecznik szeptał - namiętnie, gorąco, zapamiętale; nie odrywał wzroku od miecza.Dopalał się zmierzch.Góry Czarne, północna granica Mordoru, zakrywały połowę nieba.Tam, za ciemnymi stromiznami, leżała pusta, jak i Wielki Step, ziemia - mało któremu z uczestniczących w Olmerowym pochodzie orków udało się wrócić do swych domowych pieleszy.Nieoczekiwanie garbus wyprostował się.Jego miecz wymknął się z pochwy z zadziwiającą lekkością i gracją żmii.- Udowodnię! - ryknął Sandello.Klinga głęboko weszła w ziemię, płonąc w wieczornych promieniach słońca, niczym ognisty miecz samego Tulkasa, Słonecznego Valara, w dniach dawno temu odbywających się Bitew Wielkich Bogów.Ziemia stęknęła ciężko.Ponury i wściekły jęk gniewnego bólu rozległ się dokoła; wokół zatopionej w ciele ziemi klingi zakipiała ciemna krew.Twarz Sandella pobladła, ale garbus ani drgnął.Gwałtownym ruchem wyszarpnął pokryty czernią miecz.- Udowodnię! - Uniósł poczerniałe ostrze, grożąc nie wiadomo komu - Zachodowi, Północy czy Południu.Jak szalony wskoczył w siodło i ruszył cwałem przed siebie.A na szczycie wzgórza po wetkniętym w ziemię mieczu pozostała wąska szrama wypełniona ciemną krwią.Tylko czyją?12 Sierpnia, Świt, Obóz NiewolnikówNa Południowej Granicy HaraduRogi posępnie odegrały pobudkę.Szary akurat zdążył położyć ostatnią garść rzadkiego błota na złociste kędziory Eowiny i sprawdzić, czy dobrze trzymają fałszywe łańcuchy.- Stawać, wronia padlino, stawać w szeregu! - wrzeszczeli haradzcy heroldowie.Tcheremczycy, dowodzący swoimi półtysiącami, niespiesznie kierowali się do oddziałów; setnicy z szeregów niewolniczych szybko ustawiali swoje oddziały w szeregach.- Dziś się wszystko zacznie.- usłyszała Eowina cichy szept Szarego.Podniosła wzrok i nie wytrzymała - odskoczyła.Wyblakłe oczy płonęły.Czarny wicher na mgnienie oka pojawił się w nich - i ponownie zniknął.- Cco?.Co się zacznie? - dziewczynie plątał się język, ledwo wypowiedziała tych kilka słów.- Wróg jest blisko - wytchnął Szary.Jego oblicze lśniło od potu.- Walka.jak nie dziś, to jutro.Więcej niczego nie zdążyła Eowina od niego usłyszeć ryknęły trąby, pięciosetnik wrzasnął, stojąc w otoczeniu kilkudziesięciu ochroniarzy - szereg zamknięty, strzały na cięciwach, włócznie w pogotowiu:- Słuchajcie mnie wszyscy! Okrutny wróg jest blisko! Nadszedł czas, byście okazali, że macie prawo do wolności.Za mną! Marsz!.Naprzód!.Oddział za oddziałem, ogromna armia rabów Haradu a do tego obozu spędzono co najmniej sto tysięcy ludzi, zapewne wybrawszy z niewolniczych targów wszystko, co się dało, z Umbaru i wewnętrznych domen kraju - wypływała przez bramy.- Broń!.Gdzie jest broń? - niosły się głosy nad nierównymi szeregami.Eowina trzymała się blisko Szarego.Dłoń córki Rohanu dotknęła ukrytej w łachmanach szabli.Usiłowała przechwycić spojrzenie milczącego setnika, ale on nie wypowiedział już ani jednego słowa - tylko, mrużąc oczy, rozglądał się na boki.Oddział Szarego wyprowadzono z obozu.Przed niewolnikami, płynnie obniżając się ku horyzontowi, leżała obszerna, ozdobiona kilkoma wzgórkami, równina z wystającymi gdzieniegdzie z traw kępami drzew.Na pierwszy rzut oka kraj wyglądał na bogaty i spokojny - gdyby tylko po cienkich taśmach dróg nie ciągnęły się niemające końca łańcuchy wozów, wyładowanych domowymi skarbami.Słońce wzbijało coraz wyżej, ale południowo- wschodni skraj horyzontu - tam, gdzie kończyły się góry - nie zamierzał jaśnieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •