[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ach.Trzej obwiesie - rzekl Dainty przeciagle.- Tak, to miasto pelne zdaje sie byc obwiesiów.A gdziez to, jesli wolno spytac, jest teraz wielmozny kupiec Biberveldt?- A gdziezby - powiedzialo cos, pociagajac nosem - jak nie na Zachodnim Bazarze.- Vimme - rzekl Dainty zlowrogo.- Nie zadawaj pytan, ale znajdz mi tu gdzies solidna, grubalage.Wybieram sie na Zachodni Bazar, ale bez lagi pójsc tam nie moge.Zbyt wielu tamobwiesiów i zlodziei.- Lage, powiadasz? Znajdzie sie.Ale, Dainty, jedno chcialbym wiedziec, bo mnie to gnebi.Mialem nie zadawac pytan, nie zapytam wiec, ale zgadne, a ty potwierdzisz albo zaprzeczysz.Dobra?- Zgaduj.- Ten zjelczaly tran, ten olejek, wosk i miski, ten cholerny powróz, to byla zagrywka taktyczna,prawda? Chciales odwrócic uwage konkurencji od koszenili i mimozy? Wywolac zamieszanie narynku? He, Dainty?Drzwi otwarly sie gwaltownie i do kantorka wbieglo cos bez czapki.- Szczawiór melduje, ze wszystko gotowe! - wrzasnelo cienko.- Pyta, czy nalewac?- Nalewac! - zagrzmial niziolek.- Natychmiast nalewac!- Na ryza brode starego Rhundurina! - zawyl Vimme Vivaldi, gdy tylko za gnomem zamknely siedrzwi.- Nic nie rozumiem! Co tu sie dzieje? Co nalewac? W co nalewac?- Pojecia nie mam - wyznal Dainty.- Ale interes, Vimme, musi sie krecic.IVPrzepychajac sie z trudem przez cizbe, Geralt wyszedl prosto na stragan, obwieszonymiedzianymi rondlami, kociolkami i patelniami, skrzacymi sie czerwono w promieniachprzedwieczornego slonca.Za straganem stal rudobrody krasnolud w oliwkowym kapturze iciezkich butach z foczej skóry.Na twarzy krasnoluda malowalo sie widoczne zniechecenie -mówiac zwiezle, wygladal, jakby za chwile zamierzal opluc przebierajaca w towarze klientke.Klientka falowala biustem, potrzasala zlotymi kedziorkami i razila krasnoluda bezustannympotokiem wymowy, pozbawionej ladu i skladu.Klientka, ni mniej, ni wiecej, byla Vespula, znana Geraltowi jako miotaczka pocisków.Nieczekajac, az go rozpozna, szybko wtopil sie w tlum.Zachodni Bazar tetnil zyciem, droga przez zbiegowisko przypominala przeprawe przez krzakiglogu.Co i rusz cos czepialo sie rekawów i nogawek - juz to dzieci, które zgubily sie mamom,gdy te odciagaly ojców od namiotu z wyszynkiem, juz to szpicle z kordegardy, juz to pokatnioferenci czapek niewidek, afrodyzjaków i swinskich scen rzezbionych w cedrowym drewnie.Geralt przestal sie usmiechac i zaczal klnac, robiac stosowny uzytek z lokci.Uslyszal dzwieki lutni i znany mu, perlisty smiech.Dzwieki dobiegaly od strony bajeczniekolorowego straganu, ozdobionego napisem: "Tutaj cuda, amulety i przynety na ryby".- Czy ktos juz mówil pani, ze jest pani sliczna? - wrzeszczal Jaskier, siedzac na straganie iwesolo machajac nogami.- Nie? Nie moze to byc! To miasto slepców, nic, tylko miasto slepców.Dalejze, dobrzy ludzie! Kto chce uslyszec ballade o milosci? Kto chce sie wzruszyc i wzbogacicduchowo, niechaj wrzuci monete do kapelusza.Z czym, z czym tu sie pchasz, zasrancze? Miedzzachowaj dla zebraków, nie obrazaj mi tu miedzia artysty.Ja ci to moze wybacze, ale sztukanigdy!- Jaskier - rzekl Geralt, podchodzac.- Zdaje sie, ze rozdzielilismy sie, aby szukac dopplera.A tyurzadzasz koncerty.Nie wstyd ci spiewac po jarmarkach jak proszalny dziad?- Wstyd? - zdziwil sie bard.- Wazne jest, co i jak sie spiewa, a nie gdzie sie spiewa.Poza tym,glodny jestem, a wlasciciel straganu obiecal mi obiad.Co sie zas tyczy dopplera, to szukajcie gosobie sami.Ja nie nadaje sie do poscigów, bijatyk i samosadów.Jestem poeta.- Lepiej bys zrobil, unikajac rozglosu, poeto.Jest tu twoja narzeczona, moga byc klopoty.- Narzeczona? - Jaskier zamrugal nerwowo.- O kogo chodzi? Mam ich kilka.Vespula, dzierzac w dloni miedziana patelnie, przedarla sie przez tlum sluchaczy z impetemszarzujacego tura.Jaskier zerwal sie ze straganu i rzucil do ucieczki, zwinnie przeskakujac nadkoszami z marchwia.Vespula odwrócila sie w strone wiedzmina, rozdymajac chrapki.Geraltcofnal sie, napotykajac plecami na twardy opór sciany straganu.- Geralt! - krzyknal Dainty Biberveldt, wyskakujac z tlumu i potracajac Vespule
[ Pobierz całość w formacie PDF ]