[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poniżej znajdowało się ogromne morze trwającego w bezruchu życia.Nie było to już morze ciemności i nicości.Kiedy zanurzyłem się w nim, uświadomiłem sobie, że emituje ono światło i ciepło.Tym razem nic nie stawiało mi oporu, żadne wrogie i zaślepione siły nie wstrzymywały mnie przed pogrążeniem się w nim.I wtedy zacząłem rozumieć coś, czego prawie nie sposób wyjaśnić.Nie było już sensu zanurzać się głębiej.Otchłań ta obejmowała życie w czystej formie, a jednak w pewnym sensie zawierała się w niej również i śmierć.Śmierć ciała i świadomości.To co nazywamy na Ziemi “życiem", stanowi mieszaninę czystych sił witalnych i ciała.Jest to tkanina, której osnową jest życie i to co nieożywione.Mówię “nieożywione", a nie materia nieożywiona, ponieważ takie właśnie określenie byłoby zupełnie nieadekwatne.Wszelka materia jest żywa tak dalece, jak istnieje.Słowem kluczowym jest tu “istnienie".Żadna ludzka istota nie zdoła pojąć słowa “istnienie", ponieważ jest w nim zanurzona.Ale istnienie nie jest czymś biernym.Oznacza ono wypchnięcie ze stanu nieistnienia.Istnienie samo w sobie jest krzykiem pełnym afirmacji.Istnienie oznacza przezwyciężenie nieistnienia.Nie jest rzeczą trudną przekonać się, że to o czym mówimy, jest w dużym stopniu kwestią językową.Opisując to wszystko zmuszony byłem ograniczyć się do kilku słów, podczas gdy potrzebnych mi ich było o wiele więcej.Nie jest to jednak opisywanie kolorów niewidomemu, ponieważ żaden człowiek nie jest całkowicie “ślepy".Wszyscy przelotnie poznajemy smak wolności.Ale wolność ma tyle kolorów, co widmo światła.Oznacza to, że usiłując dotrzeć do “źródła" mego życia, pozostawiłem za sobą sferę egzystencji, bo źródło mego życia nie istnieje.Mówiąc innymi słowy, źródło życia nie różni się od źródła nieistnienia.Wszystko to było wolnością: pięknym, niewyrażalnym zachłyśnięciem się wolnością.Umysł mój należał do mnie i byłem pierwszym człowiekiem, który miał sięgnąć po nadczłowieczeństwo.A jednak musiałem odsunąć tę fascynującą możliwość, aby powrócić do problemu, który spowodował, że znaleźliśmy się w przestrzeni kosmicznej.Problemu Ziemi i pasożytów.Tak więc choć niechętnie, to powróciłem na powierzchnię.Patrzyłem na Reicha jak na kogoś obcego i dostrzegłem, że i on patrzy na mnie w ten sam sposób.Uśmiechnęliśmy się do siebie jak dwaj aktorzy, którzy właśnie zakończyli próbę, w której grali rolę wrogów.Zapytałem:- A co teraz?Powiedział:- Jak daleko dotarłeś?- Niezbyt daleko.Nie było sensu podążać dalej.- Jakie siły możemy zmobilizować?- Nie wiem.Poradzimy się pozostałych.Powróciliśmy do drugiego pomieszczenia.Piętnastu z nich pozbyło się pasożytów i następnie pomagało innym.Niektórzy z nowych byli w tak fatalnym stanie, że gotowi byli popełnić samobójstwo jak matka, która wije się w bólach porodowych, nim urodzi dziecko.Sporo wysiłku musieliśmy włożyć w to, by ich uspokoić.Użycie siły nie wchodziło w grę, gdyż zintensyfikowałoby tylko ich przerażenie.Jeden z nich krzyczał:- Zawróćcie statek, bo mnie zabiją.Stworzenie będące w nim usiłowało zmusić go, by skłonił nas do powrotu na Ziemię.Uwolnienie przyszło dwadzieścia minut później.Był tak wyczerpany, że natychmiast zasnął.Około ósmej wieczorem było już po wszystkim.Większość nowych była tak oszołomiona, że trudno im było w ogóle mówić.Cierpieli z powodu skrajnego działania efektu “podwójnej ekspozycji".Wiedzieli, że nie są sobą - nie są ludźmi, za jakich się do tej pory uważali, ale nie odkryli jeszcze tego, że owe niezmierzone otchłanie obcego bytu, to oni wiośnie.Nie było sensu im tego wyjaśniać.Nasze perswazje oddziaływały tylko na ich świadomą część osobowości, musieli dojść do tego sami.Około dziesięciu z nas zachowało w tym wszystkim całkowitą trzeźwość umysłu.Zdaliśmy sobie sprawę, że kwestia paliwa przestała istnieć.Nasze połączone zdolności PK mogły spowodować lot rakiety aż na Pluton i to z prędkością dziesięć razy większą niż obecnie.Ale niczemu by to nie służyło.Musieliśmy powrócić na Ziemię, a wcześniej zadecydować, w jaki sposób zwalczyć pasożyty.Zniszczenie Gwambe i Hazarda nie byłoby trudne, ale byłoby to tylko chwilowe rozwiązanie problemu.Pasożyty mogłyby stworzyć nowych Gwambe i Hazardów, jeśliby tylko chciały.Nie zdołalibyśmy zniszczyć wszystkich następców, czy też przeprogramować ich umysły.Musielibyśmy rozegrać tę grę zgodnie z regułami wyznaczonymi przez pasożyty.Była to jednak gra w szachy, w której pionkami byli ludzie.Dyskutowaliśmy nad tym do późnej nocy i nie zdołaliśmy wypracować żadnego określonego planu.Odnosiłem wrażenie, że nie możemy wpaść na właściwy trop.Rozwiązanie problemu widzieliśmy ciągle w zupełnym zniszczeniu pasożytów.Ale przecież musiało istnieć jakieś rozwiązanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •