[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było to kategoryczne stwierdzenie, ale Morse wątpił, czy jest zgodne z praw-dą. O której godzinie przychodziła najpózniej? Po północy?George smutno kiwnął głową. Dużo po północy? Czasami. Kłóciliście się? %7łona potrafiła się zdenerwować.Ja zresztą też. Często zdarzały się takie przypadki? Nie, raz na parę tygodni.Mówiła, że idzie z przyjaciółmi na rywalkę albocoś w tym rodzaju.Potarł ręką nieogoloną brodę i potrząsnął głową. Zwiat jest inny niż wtedy, kiedy byliśmy młodzi.Już go nie rozumiem.Pogrążyli się w myślach.George kopnął puszkę po coca-coli, która poturlałasię kilka jardów dalej. Dużo jej pan dawał kieszonkowego?  zapytał Morse. Funta tygodniowo, czasami więcej.W weekendy pracowała przy kasiew supersamie.Zarobek wydawała głównie na ubrania  buty i tak dalej.Zawszemiała przy sobie parę groszy.Potężny buldożer wyrzucił łopatą kilka metrów sześciennych ziemi, która po-kryła cuchnącą masę odpadów, a następnie powoli obrócił się i zatrzymał za na-stępnym kopcem, pozostawiając po sobie sieć śladów, które Morse wcześniej za-uważył.I gdy błyszczące zęby szufli buldożera zanurzyły się w kruchej ziemi,w umyśle Morse a pojawiła się pewna myśl.Ale George znowu zaczął mówić. Ten inspektor, który zginął, był u mnie kilka tygodni przed śmiercią.Morse znieruchomiał i wstrzymał oddech, jak gdyby najmniejszy ruch mógłsprawić, że George nic więcej nie powie. A czemuż to?  zapytał tonem tak niedbałym, jakby chodziło tylko o pod-trzymanie rozmowy. To zabawne, inspektorze, ale pytał mnie o to samo, co pan: czy Valeriespózniała się do domu, czy nie zostawała na noc poza domem.69 Morse poczuł, że w żyłach krzepnie mu krew.Zaczynał domyślać się, co stałosię feralnego dnia, gdy Ainley pojechał do Londynu.Po pochyłym podłożu wtoczyła się ciężarówka należąca do zakładu, gotowaopróżnić pękaty brzuch z nagromadzonych odpadów.George wstał. Chyba nie dowiedział się pan wiele ode mnie, inspektorze.Morse potrzą-snął brudną dłonią o zrogowaciałej skórze i przygotował się do odejścia. Inspektorze, czy ona żyje?Morse tylko spojrzał na niego. Jest przecież ten list.Czuł, że odpowiedz na to pytanie nie jest prosta i patrzył smutno za odchodzą-cym w stronę ciężarówki Taylorem.Owszem, był list i tym razem Morse szczerzepragnął, aby się okazało, że Valerie go napisała, ale.Stał nieruchomo i rozglądał się po wysypisku. Chciałbyś być w takim miej-scu jak to, Morse, i tkwić tak do końca życia?  myślał. A kiedy ktoś przyjdziecię odwiedzić, chciałbyś zaproponować mu, bo nie masz nic innego, żeby usiadłna dziesięciogalonowej beczce po parafinie? Masz własny fotel obity czarną skó-rą, biały dywan i eleganckie biurko ze skandynawskiego dębu.Niektórzy mająw życiu więcej szczęścia niż inni.Gdy odchodził, żółty buldożer zanurzył żelazną łapę w jeszcze jednym kopcuziemi.Niedługo przyjedzie tu spychacz i wyrówna glinianą powierzchnię niczymkucharz pokrywający ciasto lukrem. Rozdział 13Nie ma lasu bez drzew(Przysłowie niemieckie)Lewis od dawna był w domu.Morse powrócił do biura i pomyślał, że sam naj-chętniej też poszedłby do domu.Wiele elementów mozaiki miał w garści, choćniektóre nie chciały nigdzie pasować.Ale będą, jeśli będzie miał czas wszystkona nowo przemyśleć.Zbyt wiele chaosu.Powinien odpocząć i nabrać dystansudo sprawy.Przyniósł z bufetu filiżankę kawy i usiadł za biurkiem.Ostentacyjnieodłożył notatki Lewisa i zostawił je na widocznym miejscu.Są w życiu ważniej-sze sprawy niż rodzina Taylorów  wyjaśnił sobie Morse, choć nie bardzo mógłsobie przypomnieć, jakie to sprawy.Przejrzał raporty o zamachach bombowychw ostatnim czasie, roli policji na festiwalach rockowych i wybrykach chuligań-skich po ostatnim meczu Oxford United na własnym stadionie.Znalazł kilka inte-resujących notatek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •