[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Vez słuchał opowieści Omniarcha ze spokojną twarzą, tylko po jego oczach możnabyło poznać wewnętrzne zmagania.Zapytał:- Czy na tej planecie znajduje się duża ilość dzieł Klee? Omniarch poruszył lekkogłową z widocznym rozbawieniem.- Rzeczywiście tak jest, przyjacielu i czasem wspólniku.Jak do tej pory spisałemdodatkowo dwieście czternaście oprócz tych, o których wiedziałem uprzednio.Zastanawiamsię, czy zechcecie mnie poinformować, do jakiego porozumienia doszliście.Sądzę, że musitak być, skoro jesteście tu razem.- Tak ~ Vez uczynił znak otwartej ręki.-John obiecał oddać mi ten statek, kiedy jużosiądzie z ludzmi i kobietami na swojej planecie.Ryzykuje wiele, ale stawka jest takogromna.- Wnoszę, że jeszcze nie masz poparcia swego imperium.Dlatego wybacz, że mimotej świadomości ośmielę się poprosić cię o coś więcej.Moje plany znalazły się w stadiumkryzysu, co zmusiło mnie do przewidywanych, ale wcale nie pożądanych posunięć.Terazchodzi o cały mój gatunek zbuntowany przeciwko Imperium Vulmot.Ciąży mi straszliwapewność, że wiele z nas zginie.Tylko część zdoła sobie wywalczyć tymczasową wolność idotrzeć do miejsca, skąd (jak wszystko udało mi się dobrze obliczyć) mamy szansę dotrzeć domiejsca absolutnego bezpieczeństwa.Mówię o liczbie lat świetlnych rzędu setek milionów.-podniósł po kolei każdą ze stóp.- Powodzenie naszej ucieczki będzie zależało od szybkiegoprzewozu i eskorty statków wojennych.Koniecznie potrzebuje pomocy i o to właśnie wasproszę, Johnie Braysen i Vez Do Hanie.W głosie Veza zabrzmiał lekki ton obelgi czyurągania:- Dlaczego, szanowny Omniarchu, akurat ja miąłbym ci pomóc? To twój, a nie mójgatunek walczy, być może beznadziejnie, o przetrwanie.A jeżeli teraz nawet biorę udział wpewnej intrydze, to jeszcze wcale nie znaczy to, że jestem nielojalny wobec Hohd.Prosisz,abym wystawił na niebezpieczeństwo statki i ich załogi.A nawet nasz oficjalny i rzeczywistypokój z Vulmotem! Co my możemy zyskać oprócz kłopotów? Ile warte jest to ryzyko?.Omniarch odpowiedział spokojnie: - To dobrze, że doszedłeś do porozumienia zJohnem Braysen, choć odbyło się to cokolwiek inaczej niż zaplanowałem.To w każdym raziesprzyja moim planom.A co do wartości ryzyka.Masz do zyskania dużo rzeczy, ukrytych natej z pozoru jałowej planecie.Mogę was ponadto zaprowadzić do olbrzymiego składu dziełKlee.Nawiasem mówiąc ten skład jest nierozdzielnie powiązany z moimi kłopotami.I bardzoteż niedobrze byłoby, żeby wpadł w ręce Vul.- Na jego wąskich ustach pojawił się ponury uśmiech.Omniarch spojrzał na Johna.- Określę ten skład odpowiedniejszym słowem.Nazywam go Vivarium.A w nim znajduje się pewna ilość gatunków zwierzęcych,umieszczonych tam kiedyś przez Klee.I tam także znalazły się żeńskie istoty waszegorodzaju, Johnie Braysen.- Omniarch tym razem spojrzał na Veza.- Lecz, aby dotrzeć do tegoVivarium i zdobyć je, Vez Do Hanie potrzebujecie mojej pomocy.Nawet gdybyście znalimiejsce, to i tak wasi najlepsi naukowcy nie umieliby się dostać do środka.Przez jeszczewiele waszych pokoleń.- Przerwał na chwile.- Wybaczcie.Musze poprawić pewnąniedokładność mojego wywodu.Nie oferuje wam Vivarium.Ono jest gwarancją przeżyciadla tych z mojego gatunku, którzy ocaleją.Ono oznacza dla nas bezpieczeństwo.Natomiastmogę oferować olbrzymią ilość zgromadzonych tam przedmiotów oraz to, co wiem otechnice Klee.Vez poderwał się z siedzenia, zaczął spacerować po sali.Okręcił się na pięcie i prawiepodbiegł, by stanąć twarzą w twarz z Wielkim Chelki.- Mówisz tak, jakby Hohd nie potrafili nawet wykopać kilku bubli ukrytych naplanecie w ich własnym regionie! Wydaje mi się, czworonogu, że straciłeś wszystkie atuty imusisz blefować!Omniarch wyglądał na ponuro rozbawionego.- A wiec próbujcie poszukać, jeśli wola.Wiem, że przy pomocy sprowadzonych tu specjalistów możesz niemal rozpylić te planetę, coi tak nic ci nie da! Ale nie zapominaj, że kiedy wy będziecie tu kopać bezskutecznie, Vulrównież będą się starali dotrzeć do tego i samego celu.Ani oni, ani Bizh z pewnością nieomieszkają wyciągnąć prawidłowych wniosków z zobaczenia ogromnego statku, na któregopokładzie jesteśmy w tej chwili.Powiązali sobie z sytuacją także i Chelkich.Podejrzewają, żewiemy więcej, niż im kiedykolwiek ujawniliśmy.Tak więc beze mnie i bez współpracymoich ziomków znajdujących się o wiele bliżej chciwych łap Vulmoti bardzo prawdopo-dobne jest, że będziecie trzeci w tym wyścigu.- A do kogo - warknął Vez - w tej chwili należy statek, na którego pokładzie jesteśmy?Omniarch odpowiedział z posępnym uśmiechem: - Do Komendanta Johna Braysena,Hohdańczyku, który teraz tym statkiem dowodzi.Ale on ma ze mną umowę zagwarantowanączymś, co dla jego rasy jest najważniejsze.Jeżeli chodzi o jakiekolwiek prawa do tego statku,których obiecał ci udzielić, to jego rzecz.Nie interesuje mnie to za wyjątkiem koniecznościużycia tego statku teraz.Vez obrócił się do Chelki plecami, zapytał Johna krótko:- Czy mogę wysłać stąd kilka przekazów i dyspozycji? Po chwili milczenia w sterowniVez dorzucił wyjaśniająco:- Jeżeli już mam zaangażować się w to szaleństwo, musze zebrać o wiele większe siły. I musze swoich przełożonych zawiadomić o możliwości zdobycia dziel Klee.John nie zawahał się.Chciał doprowadzić do zakończenia targu, który łatwo mógłprzerodzić się w otwarty spór.- Oczywiście, towarzyszu broni - powiedział. XXLuna szybko sunęła nad powierzchnią jałowej planety.John nerwowo obserwowałdetektor masy, Vez siedział w fotelu drugiego pilota w każdej, chwili gotowy do wysłaniainformacji dla swojej, wzmocnionej posiłkami floty, ukrytej w null o kilka sekund stąd.Omniarch przycisnął koło przyrządu zdalnej kontroli Klee [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •