[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O transpastalowe szyby kopuły rozpryskiwały się wielkiekrople, zamieniając słoneczne światło w tęczową poświatę.W oddali, niemal na horyzoncie, było widać odbudowany Pałac Imperialny.Wysoki, podobny do katedry połączonej z piramidą, nosił ślady wieluarchitektonicznych stylów.Leia nie chciała, by oficjalna uroczystość powitaniaFurgana miała miejsce na terenie pałacu, który przypominałby gościomświetność i przepych nieżyjącego Imperatora.Ogrody botaniczne Gwiezdnej Kopuły urządzono na płaskim dachuodosobnionego wieżowca.Założone w czasach Starej Republiki przez jakiegośfilantropa, który wzbogacił się, organizując galaktyczną agencję informacyjną,gigantyczne terrarium było od tamtych czasów nieustannie pielęgnowane.Znajdowały się w nim pomieszczenia o różnych mikroklimatach.Hodowano tam ipokazywano rzadkie lub ginące okazy egzotycznej flory, sprowadzane z dalekichsystemów gwiezdnych niemal całej galaktyki.Leia wkroczyła do środka w towarzystwie Threepia i dwójki dzieci w chwili,w której o transpastalową kopułę zaczęły rozbijać się pierwsze krople deszczu.Przeszła przez drzwi, mając na końcu języka usprawiedliwienie, dlaczego nieprzybywa sama.Wiedziała, że obecność dzieci podczas sztywnej dyplomatycznejceremonii może wywołać sporo zamieszania, ale się tym nie przejmowała.W ciągu całego dnia Furgan traktował ją jak służącą.Narzekał, wymagał izachowywał się na ogół nieuprzejmie.Przebywając przez cały czas zambasadorem, nie miała ani chwili, którą mogłaby poświęcić blizniętom, i doszłado wniosku, że jej męka po prostu nie jest tego warta.Mogła być ważnymczłonkiem rządu Nowej Republiki, ale była także matką, wciąż starającą sięznalezć czas dla swoich dzieci.Kiedy w garderobie przebierała się w oficjalnyuroczysty strój, czuła, jak jej oburzenie osiąga stan wrzenia.Jeżeli miała i takprzebywać przez cały czas z daleka od dzieci, równie dobrze mogła byłapozostawić je pod opieką Winter!A poza tym towarzyszył im Threepio, który znał się przecież na sprawachprotokolarnych.Mógł opiekować się blizniętami i, gdyby zaistniała potrzeba,pomagać w trudniejszych chwilach ceremonii czy przy tłumaczeniu przemówień.Od chwili zniknięcia Hana Leia martwiła się tak bardzo, że niemal dostawałamdłości.Luke i Lando także się nie odzywali.Leia potrzebowała kogoś, na kim186 mogłaby się oprzeć.Niemal chciała, żeby ktoś zapytał ją, dlaczego zabrała dzieci,gdyż wówczas mogłaby powiedzieć, co o tym wszystkim myśli.Kiedy przeszła kilka kroków, drogę zastąpili jej szturmowcy Furgana.%7łołnierze nadal trzymali hełmy w rękach i wyglądali na zakłopotanych tym, żemuszą stawać z nią oko w oko, ale nie ruszyli się z wąskiego przejścia.Stojący zanimi w takiej samej liczbie strażnicy Nowej Republiki obserwowali szturmowcówi nie spuszczali ich z oczu.- O co chodzi.- Leia spojrzała na naszywki szturmowca i świadomie zleodczytała stopień żołnierza -.panie poruczniku?- Kapitanie - poprawił ją oficer.- Sprawdzamy każdego.Zrodek ostrożnościprzed skrytobójcami.- Skrytobójcami? - powtórzyła, decydując się sprawiać wrażenie osobybardziej rozbawionej niż zagniewanej.- Aha.Rozumiem.Jeden ze szturmowców wyciągnął ręczny skaner i przesunął nim wokół ciałaLeii, sprawdzając, czy nie ma ukrytej broni.Leia z lodowatym uśmiechempoddała się badaniu.- Robimy to, by zapewnić bezpieczeństwo ambasadorowi - odezwał siękapitan.Popatrzył z dezaprobatą na Jacena i Jainę.- Nie poinformowano mnie,że w uroczystości będą brały udział jakieś dzieci.- Czy obawia się pan, że któreś może zamordować ambasadora Furgana? -Leia spojrzała w oczy oficera osadzone w bladej twarzy, piorunując go wzrokiemdopóty, dopóki nie odwrócił głowy.- To nie świadczy zbyt dobrze o pańskichumiejętnościach jako strażnika, prawda?Pomyślała, że widok zdenerwowanej i zakłopotanej twarzy szturmowca jestwart kłopotu, który mógłby sprawić jej swoim postępowaniem.- To tylko rutynowe środki ostrożności - odezwał się kapitan.Omiótł skanerem Jacena i Jainę, każdym gestem zdradzając zażenowanie, żemusi wykonywać rozkazy.Kiedy jednak skończył badanie, nie usunął się zwąskiego przejścia.Leia skrzyżowała ręce na piersi.- O co chodzi? - zapytała.- Pani android - odparł kapitan.- Musimy dokonać dokładnego sprawdzeniajego oprogramowania.Może zawierać jakieś procedury zobowiązujące go dopopełnienia skrytobójstwa.- Ja, proszę pana? - odezwał się Threepio.- O rety! Chyba nie mówi panpoważnie!Leia przewróciła oczami na samą myśl o tym, że pedantycznie dokładnyandroid protokolarny mógłby okazać się podstępnym skrytobójcą.- Ile czasu może trwać takie sprawdzenie?- Niedługo - odparł szturmowiec, sięgając po inny skaner, za którym ciągnęłysię odłączone przewody.- Pani Leio, sprzeciwiam się! - W głosie Threepia dało się słyszeć panikę.- Jakpani zapewne pamięta, już raz zostałem złośliwie przeprogramowany! Nigdywięcej nie zaufam żadnemu obcemu próbnikowi!Leia odezwała się do androida, ale jej spojrzenie przeszywało oczy kapitanaszturmowców.187 - Pozwól mu to zrobić, Threepio.Jeżeli jednak twoje programy zostaną choćw najmniejszym stopniu zmienione, ten człowiek będzie odpowiedzialny zawywołanie galaktycznego incydentu, który może zakończyć się wybuchemwojny.Wojny, w której Carida, jego macierzysty system gwiezdny, będziegłównym celem połączonych sił Nowej Republiki.- Będę robił to bardzo ostrożnie, pani minister - obiecał kapitan.- Mam nadzieję, proszę pana - odparł android.W końcu przebrnęli przez te formalności, a tymczasem ulewa zamieniła się wkapuśniaczek.Wąskimi alejkami ogrodu przechadzali się ludzie i podziwialiwielobarwne, dziwaczne okazy flory z różnych światów.Kiedy goście przechodziliprzez bariery siłowych pól odgradzających poszczególne pomieszczenia,odczuwali nieraz drastyczne różnice wilgotności i temperatury, mające na celuzapewnienie różnym roślinom odpowiednich warunków wegetacji.Niewielkietabliczki w kilkunastu alfabetach podawały naukowe nazwy hodowanych roślin.Nie puszczając rąk matki, Jacen i Jaina patrzyli w zdumieniu na ludziodzianych w dyplomatyczne, pełne świecidełek i ozdób stroje, a także naegzotyczne rośliny z odległych światów.W samym środku ogrodu, w jaskrawo oświetlonej scenerii pustyni,monstrualnie wielki mackokaktus proponował gościom @hor s d oeuvres,kołysząc i wymachując grubymi łodygami i podając mikroskopijne kanapki,plasterki owoców, kiełbaski i paszteciki nadziane na długie, ostre kolce.Gościesięgali po przekąski, kiedy wędrujące tu i tam łodygi mackokaktusa kierowały sięw ich stronę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •