[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jasność męczyła mu wzrok.Bezpieczny w swoim schronie, odpoczywając teraz w ciemności, przypomniał sobie wstępne dane o liczbie zabitych obywateli Związku Radzieckiego.Zginęło około 40 procent całej populacji.Zamknął oczy, 120 milionów mężczyzn, kobiet i dzieci.A przecież wciąż trwała wojna z Chinami.ROZDZIAŁ XXIIIRourke wstał i podszedł do pani Richards, która klęczała przy kapitanie.- Miała pani rację, kapitan nie żyje.- Spojrzał na drugą stronę kabiny, drugi pilot zmarł 20 minut wcześniej.- Wygląda na to, że wszystko zależy teraz od nas - dodał spokojnie.Mandy Richards przygryzła wargi i skinęła głową.Rourke dotknął jej ramienia.- Jak się orientuję, utrzymamy się w powietrzu przez mniej więcej dwie godziny.Nawet mniej, bo potrzebujemy trochę paliwa na obniżenie pułapu i lądowanie.Nagle przyłożył palec do ust, nakazując ciszę.W radiostacji słychać było jakiś głos.Skupił na nim całą swoją uwagę.Odkąd przebywał w kabinie pilota, starał się rozszyfrować wszystkie instrumenty, radio też.Na każdym paśmie słyszał jednak tylko szum.Podejrzewał, że powodem była jonizacja powietrza.Ale teraz głos był wyraźny.- Pani wybaczy.- Rourke przesiadł się na fotel pilota i założył na głowę słuchawki.Poruszył pokrętłem radiostacji.- Tu mówi Canamerican 747, lot 601, słyszę cię poprzez silne szumy.Słyszysz mnie? Over.Poczekał chwilę i głos pojawił się ponownie: - Tu mówi Buck Andersen, kapitanie, koncesjonowany krótkofalowiec z Tombstone w Arizonie.Over.Rourke uśmiechnął się.- Nie jestem kapitanem, tylko zwykłym facetem prowadzącym w tej chwili samolot.Piloci zginęli oślepieni błyskiem bomb.Czy jest możliwe, abyś pozostał z nami w kontakcie i pomógł nam znaleźć połączenie z jakimś lotniskiem, może w Tucson?- Tucson nie istnieje - odpowiedział chłopak i na moment zamilkł.- Buck - Rourke powiedział do mikrofonu.- Słyszysz mnie? Over.- Wciąż cię słyszę.Ale Tucson już nie ma.Ziemie na zachód stąd, albo same wpadły do morza, jak Kalifornia na przykład, albo zostały zalane.My tutaj jesteśmy obecnie na wyspie.- Tak - wtrącił Rourke - tak, znałem te tereny, byłem tu na festynie Helldorado.- Woda - kontynuował chłopak - wciąż może się podnosić, nie ma pewności.Wszyscy naokoło zginęli, ja jestem chory.Bomby, które spadły na Tucson i Phoenix po prostu zmiotły je z powierzchni ziemi, aż po Benson.W Benson była kiedyś restauracyjka.Robili tam najlepszą pizzę w Arizonie, przypomniał sobie Rourke.- Skąd wiesz o zachodnim wybrzeżu? - zapytał.- Over.- Rozmawiałem z dziewczyną, krótkofalowcem z Kalifornii, akurat kiedy to wszystko się zaczęło.W jakiś sposób wciąż ją odbierałem.Opisywała mi to.okropne.- Opowiedz mi - powiedział po cichu Rourke.- Over.- Boże.budynki drżały, a ziemia.ona widziała, jak rozstępuje się ziemia, potem radio zamilkło.Jakiś czas później złapałem samolot.Mówili, że z góry byli w stanie dostrzec olbrzymie pęknięcie na lądzie i lawę wypływającą na powierzchnię.Potem tereny zalała ogromna fala.I wtedy straciłem z nimi łączność.Pilot powiedział, że turbulencje są coraz mocniejsze i wyłączył się.Dziwne.- Wiesz coś o Flagstaff, Buck? - zapytał Rourke.- Over.- Nic, nic od czasu transmisji apelu Obrony Cywilnej, będzie z godzinę temu.Cały obszar wokół Flagstaff i Wielkiego Kanionu nawiedziły ośmio- i dziewięciostopniowe trzęsienia ziemi, a przecież bomby spadały tam jeszcze później.Rourke pokręcił z niedowierzaniem głową.- A tobie się uda? - spytał.- Nie sądzę.Mam wymioty, ledwie widzę na oczy.To chyba choroba popromienna.- Tak, Buck - powiedział Rourke.- Tak myślałem.- Przykro mi.- Chciałbym ci pomóc sprowadzić samolot na ziemię.Ale nie jestem w stanie.Może lepiej rozbijcie się gdzieś, tu na dole jest piekło.Powietrze skażone, woda wciąż się podnosi, teraz już wiem na pewno.- głos zamilkł.- Buck? - wołał Rourke.Chłopak mówił znowu.- Mój generator się odłączył, przepraszam.- A co z Nowym Meksykiem? Over.- Nie słyszę.- w radiu był już tylko szum.- Czy on umarł? - pani Richards siedziała obok na fotelu drugiego pilota.- Nie.Znaleźliśmy się poza zasięgiem jego nadawania.Nie umarł.jeszcze.- Może miał rację - powiedziała pani Richards.Rourke spojrzał na nią.- Póki żyjemy - odparł - mamy szansę.Jeśli poddamy się, to po nas.- Mój mąż był w Kalifornii - zaczęła kobieta.- W Georgii zostawiłem żonę i dwoje dzieci - rzekł Rourke.- Ale oni mogli przeżyć, a mój mąż nie żyje.Może ten chłopak kłamał - pochwyciła - kłamał, bo nie wiedział, przecież ziemia nie mogła się tak po prostu zapaść.- Nie sądzę, żeby kłamał, pani Richards - powiedział spokojnie Rourke.- Czy myśli pan, że mój mąż przetrwał?- Szczerze? - spytał.- Tak - odpowiedziała.- Nie, nie przypuszczam, aby mu się to udało.Nawet jeśli był po drugiej stronie uskoku, fala i tak go dosięgła.Mam.miałem przyjaciela w San Diego.Zawsze mówił, że w przypadku osunięcia się San Andreas, przeżyje, jego biuro i dom stały po kontynentalnej stronie.Ale kiedy góry zwaliły się w dół, razem z całą masą ziemi, impet i ciężar tej kupy gruzu, także, jej ruch, spowodowały niewyobrażalną falę, która zalała niższe połacie lądu.Nie wiadomo, gdzie teraz utworzy się linia wybrzeża.- Nie powinnam żyć - jęknęła.- Nie ma nic.Nie ma po co żyć.Po co żyć? - wypowiadała zdania jak zaklęcia.Rourke popatrzył na nią i powiedział powoli: - Na to pytanie musi pani sobie odpowiedzieć sama.Mam nadzieję, że pani potrafi.A teraz spróbujmy gdzieś wylądować, dobrze?Obserwował ją.Nie histeryzowała, nie odcięła się zupełnie od rzeczywistości.Oczy jednak miała pełne łez.Odwracając głowę, w końcu wyszeptała: - Powiedział pan, że tam z tyłu są jeszcze pasażerowie, prawda?- Tak - Rourke mówił powoli.- I w tej chwili mają tylko nas.- Jak będzie na ziemi? Jeśli się uda.- Cóż, mogę tylko zgadywać.Nie sądzę, aby ludzkość nagle zginęła z kretesem.Może cywilizacja, ale ludzie znajdą jakiś sposób na dalsze życie.Tak było zawsze.A teraz - powiedział, przyglądając się tablicy rozdzielczej - zobaczymy, czy ten staruszek ma ochotę z nami lecieć.Niech pani weźmie książkę instruktażową.Rourke położył ręce na sterze, wyłączył autopilota i zmniejszył dopływ paliwa, żeby wyczuć maszynę.Samolot zadrżał.- Panie Rourke! - krzyknęła Mandy Richards.- To nie ja.To eksplozja na ziemi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]