[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jechali chwilę w milczeniu.Wąska droga ostry­mi zakrętami pięła się pod strome zbocze.Spoza zamglonej szyby wyglądała jak tunel przebity w białej caliźnie śniegu.Dokoła las.Pnie po ko­nary oblepione śniegiem, gałęzie uginające się pod ciężką okiścią, a wszystko w perłowej mgiełce.- Cholerna zima - powiedział Bukowy.Wy­jął z plecaka termos, odkręcał wolno zakrętkę.- Napijecie się, Miko? - zwrócił się do kierowcy.- Gorąca herbata z madziarskim rumem.Miko skinął głową.- Czemu nie? - Uśmiechnął się i zerknął we­soło w stronę siedzących za nim pasażerów.- Warto się napić, bo my w tym samym komplecie, co za pierwszym razem.- Tylko wy zmieniliście samochód - wtrącił Wichniewicz.- No tak.trudno by było wozić was tą starą, rozpadającą się landarą.Zwłaszcza w taką zimę.A ta tatra chodzi jak zegarek.- Jakby na po­twierdzenie swych słów uderzył niemal pieszczo­tliwie w koło kierownicy.Bukowy podał mu kubek z gorącą herbatą.- Cholerna zima - powtórzył kierowca, krę­cąc głową.- Trzy razy stanąłem w zaspach, jak po was jechałem.A wy pewno mieliście ciężką drogę przez granicę?- Szkoda gadać - potwierdził Bukowy.- No­cą przyszła okropna kurniawa, myślałem, że już nie dojdziemy do Kyssaku.Drogę znam na pamięć, a jednak trzy razy błądziłem.Mówię wam, piekło.I do tego Antek złamał nartę.- Przy zjeździe - wyjaśnił Wichniewicz.- Śnieg zalepiał oczy.Zdawało się, że lecisz w prze­paść.Jak mnie szurnęło, tak wpadłem w smreczki i nie mogłem się wygrzebać.- Wyobraźcie sobie - dodał Jędrek - na dro­gę, którą robię w parę godzin, teraz straciłem pra­wie całą dobę.Przyszliśmy do Tabora zupełnie wypruci.- Widać to po was.- Miko oddał kubek Jędrkowi.- A masz, bracie, madziarskiego papiero­sa?Wichniewicz podsunął mu paczkę "symphonii".- Nie ma to jak madziarskie.Mocne i nie ka­szle człowiek po nich.- Wyciągnął zapałki, podał ogień kierowcy, a po chwili zagadnął: - Słysze­liście, że Jasiek Lasak zaginął na trasie?Miko zapalał ostrożnie papierosa.- No właśnie.taki morowy chłop.Nawet wie­rzyć się nie chce.kamień w wodę.- To wy widzieliście go ostatni?- Chyba tak.bo, jak mi wiadomo, nie doszedł do Trzech Studniczek.Pewno go w Popradzie zła­pali, bo wtedy była obława.To było tydzień temu.*Tydzień temu Lasak nocą przekroczył granicę, a o świcie wyruszył z Mikiem w drogę.Dzień był mglisty i śnieżny.Po odwilży chwycił mróz, za­mienił drogę w ślizgawicę.Miko z ogromnym tru­dem prowadził wóz.Za Nową Wsią wjechali w la­sy.Zaczął sypać coraz gęstszy śnieg.Zalepiał szy­bę samochodu.Wycieraczki pracowały z trudem, odsłaniając przed oczami kierowcy wąski wycinek drogi.Z każdą chwilą jazda stawała się coraz bar­dziej niebezpieczna.Zmęczony nocną przeprawą Lasak zdrzemnął się.Jego ciężka głowa opadła bezwładnie na ramię Mika.Ten odsunął go delikatnie i w tej samej chwili poprzez zamgloną szybę zobaczył w dali człowieka.Stał przy drodze i ręką dawał znak, żeby się zatrzymali.Miko trącił Lasaka.- Jasiek, uważaj!Lasak ocknął się.Przetarł oczy i ruchem głowy dał znać, że spostrzegł tego człowieka.Pełni trwożnego wyczekiwania zbliżali się do stojącego przy drodze mężczyzny.Nagle Miko odetchnął z ulgą i roześmiał się głośno.- Nie bój się, to Zapotoczny, leśnik z Podspadów.Lasak z ulgą przymknął powieki.Wóz zatoczył się na śliskiej drodze, zabujał w koleinach i stanął przed oczekującym leśniczym.- Zabierasz go? - zapytał Lasak z obawą w głosie.- A co? To mój dobry znajomy.Pewno idzie do Popradu.Będzie nam weselej.Tamten był już przy samochodzie.Otworzył drzwiczki i na widok Mika uniósł ręce gestem ra­dosnego powitania:- To ty, Miko? Bracie, ale mam szczęście! Au­tobus uciekł mi przed chwilą.- Wionęło od niego gorzałką i tytoniem.- Siadaj, Frano! Siadaj! - przynaglał go kie­rowca.- Siadaj, niech stracę.Leśniczy wtoczył się do samochodu i, zanim opadł na tylne siedzenie, zaczął podśpiewywać pi­jackim głosem.- Ciszej, Frano! - strofował go żartobliwie Miko.Ruszyli.Koła buksowały chwilę na oblodzonej drodze, potem mocniej szarpnęło i już gładko po­toczyli się w zasnuty mgłą krajobraz.Leśniczy klepał kierowcę po plecach:- Uratowałeś mi życie - bełkotał uradowany, - myślałem, że zamarznę przy drodze.Autobus mi odjechał.- Już słyszałem.słyszałem - śmiał się uba­wiony Miko.- A gdzieżeś się tak zaprawił?- Ho, ho! Bracie! - zamigał dłonią.- Drzewo od Horehrońców odbierałem, a te diaski piją jak smoki.Bez borowiczki nie odbierzesz.- zamigał palcami i zaśpiewał głośno.Nagle z kieszeni su­kiennej kurtki wyciągnął płaską butelkę.Uniósł ją :z ogromnym szacunkiem i wysunął ku kierow­cy.- Napij się, bracie.Będziesz czuł, że jedziesz z Franem Zapotocznym.No, nie cackaj się.Pij!Miko odsunął butelkę.- Ja tylko święconą wodę z chrzcielnicy - za­żartował.- Takiś kolega! Takiś przyjaciel! Z Franem Zapotocznym nie chcesz się napić.- Nawet z księdzem Tisem - śmiał się dobro­dusznie.Wtedy mętne oczy leśnika zahaczyły o chmurną twarz Lasaka.- A ty - trącił go butelką - coś taki markot­ny? Coś taki struty? Na pogrzeb jedziesz?Miko zamienił z Lasakiem porozumiewawcze spojrzenie, jakby mu chciał powiedzieć: "nie przejmuj się".Potem jeszcze raz odsunął butelkę.- Daj mu spokój, Frano.Ale Zapotoczny nie ustąpił, targnął Lasaka za ramię i siłą chciał mu wcisnąć butelkę.- Pij, nie przejmuj się.Zima ostra, trzeba się rozgrzać.No, pij, bracie!Lasak wzruszył tylko ramionami, jakby się chciał pozbyć natręta.Miko ostrzej spojrzał na leś­niczego.- Daj mu spokój, to głuchoniemy.Na twarzy Zapotocznego pojawił się grymas roz­czarowania.- Głuchoniemy - wybełkotał, lecz wnet natarł jeszcze mocniej: - To co, że głuchoniemy.Znam jednego takiego w Kieżmarku, niby nie mówi, a pije za dziesięciu.Gorzałka nie potrzebuje, żeby do niej gadać.- Z pijackim uporem starał się wcisnąć Lasakowi butelkę.- Daj spokój, Frano - krzyczał niemal Miko.- Jak nie chce, to go nie zmusisz.- Nie, to nie - zgodził się zawiedziony leśni­czy.Machnął z rezygnacją ręką i z żalem zabełtał płyn w butelce.Po chwili, jakby na pociesze­nie, odkorkował butelkę i pociągnął, aż mu w gar­dle zabulgotało.Potężny łyk gorzałka rozochocił go jeszcze bardziej.Złapał butelkę za szyjkę, zaczął nią wywijać nad głowami siedzących przed nim, a potem wysokim falsetem zanucił wesołą piosen­kę.Kiedy skończył śpiewać, nachylił się do Mika.- Ty, Miko, zapomniałem ci coś powiedzieć.- Co takiego?- Papiery masz w porządku?Miko drgnął lekko i spojrzał ostrzegawczo na Lasaka.Ten siedział sztywno z kamienną twarzą.- No, masz czy nie masz? - powtórzył leśnik natarczywie.- Papiery? - powiedział przeciągle.- A co?- To nie wiesz, od dwóch dni w całej okolicy obława? Szukają kogoś.Mikowi drgnął nagle policzek i oczy nieco zma­towiały.Zerknął w stronę Lasaka, potem rzucił niemal swobodnie:- Papiery zawsze mam w porządku.A kogo to szukają?- Licho ich wie - zaśmiał się leśniczy.- Te­raz wszyscy podejrzani.Mówią, że jakiegoś obcego, który uciekł z więzienia w Mikulaszu.Takie cza­sy, Miko - potakiwał z żalem głową.- Ale nie martw się, stary, przeżyjemy.- Naraz ucichł, jakby ta smętna refleksja obezwładniła go na chwilę.Jechali w milczeniu.Las się kończył [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •