[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ostatniej nocy spałem w amfiteatrze - rzekł.- To było bardzoprzyjemne - ciągnął, spostrzegłszy, że jestem zbyt umęczony, by odpowiedzieć.-Kiedy zasypiasz na dole tej niecki, to jakbyś ułożył się w wieży snów.Zerknąłem na niego.Choroba morska jakby zelżała na dzwięk tych dwóchostatnich słów, przypomniały mi bowiem o Merlinie, który miał kiedyś wieżę snówna szczycie wzgórza Ynys Wydryn.Merlinowa wieża była pustą drewnianą budowlą.Twierdził, że w niej lepiej słychać wieści od bogów.Rozumiałem, że rzymskiamfiteatr Iski z jego wysoką koroną law i zagrabioną piaskową areną mógł służyćtemu samemu celowi.- Widziałeś przyszłość? - udało mi się wykrztusić pytanie. - Część przyszłości - rzekł.- Ostatniej nocy spotkałem we śnie Merlina.Teraz niepokój, który dotychczas tylko chwilowo nawiedzał mój brzuch,zadomowił się tam na stałe.- Rozmawiałeś z Merlinem? - spytałem.- Przemawiał do mnie - poprawił mnie Talezyn.- Lecz mnie nie słyszał.- Co mówił?- Rzeczy, których nie mogę ci wyznać, panie, bo wolałbyś ich nie wiedzieć.- Jakie rzeczy? - spytałem porywczo.Aódz ześlizgnęła się ze stromej fali i Talezyn złapał się burty.Bryzgi pianyleciały na nasze zbroje, ukryte w bagażach.Talezyn upewnił się, czy harfa jest dobrzeosłonięta szatą, sprawdził, czy srebrna opaska nie zsunęła się z wygolonej głowy.- Myślę, panie, że zmierzasz ku niebezpieczeństwu - rzekł cicho.- Czy to wiadomość od Merlina? - spytałem, dotykając rękojeściHywelbane a.- Czy jedna z twoich wizji?- Tylko wizja - wyznał.- I tak, jak ci kiedyś powiedziałem, panie, lepiejwidzieć jasno terazniejszy dzień, nizli próbować rozeznać wizję jutra.- Przerwał,widać było, że dobiera słowa.- Jak myślę, nie dotarły do was, panie, potwierdzonewieści o śmierci Mordreda?- Nie.- Jeśli moja wizja jest prawdziwa, to nasz król wcale nie jest cierpiący, leczozdrawiał.Mogę się mylić.Prawdę rzekłszy, modlę się, abym się mylił, lecz czymiałeś złe wróżby?- Co do Mordreda? - spytałem.- Co do własnej przyszłości, panie.Pomyślałem chwilę.Otrzymałem przepowiednię z sieci rybaka, leczprzypisywałem ją raczej moim zabobonnym lękom niż bogom.Lecz co bardziejniepokojące, wypadł mały agat z pierścionka Aelle a przekazanego Ceinwyn i ktośukradł jedną z moich starych opończy.Chociaż oba te zdarzenia mogły być uznane zazłe wróżby, równie dobrze mogły być przypadkowe.Nie dało się tego rozsądzić, ażadna ze strat nie była na tyle znacząca, by wspominać o niej Talezynowi.Tak więcrzekłem tylko:- Ostatnio nic nie przyprawiło mnie o niepokój.- Dobrze - rzekł, kołysząc się wraz z łodzią.Jego długie czarne włosy unosiły się na wietrze, który wydymał mocno żagiel i targał jego postrzępione brzegi.Porywał pieniste grzywy fal i rozpylone ciskał napokład, lecz chyba więcej wody dostawało się do środka przez rozeschnięte klepkidna niż przez burty.Moi włócznicy nieprzerwanie czerpali wodę.- Myślę, że Mordred nadal żyje - kontynuował Talezyn, nie zwracając uwagina gorączkowe prace - a wieści o jego bliskiej śmieci to mydlenie oczu.Ale nie mogęna to przysiąc.Czasem mylimy się i uznajemy nasze lęki za proroctwa.Lecz niewymyśliłem sobie Merlina, panie, ani jego słów.Znów dotknąłem rękojeści Hywelbane a.Przywykłem czuć się pewniej nakażdą wzmiankę o starym druidzie, lecz słowa Talezyna napawały mnie lodowatymlękiem.- Zniłem, że Merlin jest w gęstym lesie - mówił swoim dzwięcznym głosem - inie może się z niego wydostać; przeciwnie, za każdym razem, gdy znajdywałprzecinkę, drzewo wydawało jęk i zastępowało mu drogę, jak wielka żywa bestia.Zesnu wynikało, że Merlin jest w tarapatach.Odzywałem się do niego, lecz mnie niesłyszał.Oznacza to chyba, że nie można się do niego dostać.Jeśli wyślemy ludzi najego poszukiwanie, wrócą z niczym, a może nie wrócą wcale.Lecz potrzebujepomocy, to pewne, albowiem posłał mi sen.- Gdzie jest ten las? - spytałem.Bard skierował na mnie spojrzenie ciemnych, głęboko osadzonych oczu.- Może nie być żadnego lasu, panie.Sny są niczym pieśni.Nie przekazujądokładnego obrazu świata, lecz wieści o nim.Myślę, że obraz lasu oznacza, że Merlinjest uwięziony.- Przez Nimue - powiedziałem, nie przychodził mi bowiem do głowy niktinny, kto śmiałby stanąć na drodze druida.Talezyn skinął głową.- Tak, myślę, że ona jest jego dozorcą więziennym.Pragnie jego mocy, akiedy ją zdobędzie, przepoczwarzy Brytanię na kształt swych marzeń.Przyłapałem się na tym, że trudno mi było nawet wyobrazić sobie Merlina czyNimue.Lata cale żyliśmy bez nich i granice naszego świata zespoliły się, bo stały sięrzeczywiste.Ograniczały nas ambicje Meuriga, los Mordreda, nadzieje Artura, niemgliste, nieuchwytne marzenia druida.- Lecz marzenia Nimue pokrywają się z marzeniami Merlina - sprzeciwiłemsię.- Nie, panie - łagodnie wyprowadził mnie z błędu Talezyn.- Nie pokrywają się.- Ona chce tego co on - upierałem się.- Powrotu bogów.- Merlin przekazał Excalibura Arturowi.Czy nie pojmujecie, panie, iż czyniącto, scedował na niego część własnej mocy? Wiele razy zastanawiałem się nad tymjego darem, sam Merlin bowiem niczego mi w tej materii nie wyjaśnił, lecz wydajemi się, że teraz rozumiem jego czyn.Wiedział, że skoro bogowie zawiedli, to Arturmógł odnieść zwycięstwo.I w rzeczy samej, Artur zwyciężył, lecz jego sukces podMynydd Baddon nie był pełny.Brytania jest w rękach Brytów, ale chrześcijanie niezostali pobici, a to klęska starych bogów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •