[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapalił i młynarz powiedział: Już południe dochodzi. A dochodzi  potwierdził przybysz, zerknąwszy na słońce.34  Pora na obiad.Cóż te baby porządku przy dniu świętym nie pilnują.Baby jednak pilnowały, bo właśnie rozległ się z sieni piskliwy głos dziewczynki: Dziadzia! Obiad! Chodz, zjesz z nami, co Bóg dał  mruknął Prokop wstając. Bóg zapłać  odpowiedział przybysz i poszedł za nim.Z sieni, gdzie nie było podłogi,wchodziło się na prawo, przez wysoki próg, do pokojów, a na lewo, przez jeszcze wyższy, doizby, czyli do obszernej kuchni, która była również jadalnią i w której żyło się przez całydzień.Niemal ćwierć izby zajmował olbrzymi piec, wapnem bielony.Z wielkiego otworubuchał żar.Na jego czerwonym tle czerniały pękate sagany, sycząc, bulgocząc i napełniającpowietrze zapachem smacznej strawy.Na piecu i na dobudowanych leżakach, gdzie zimąsypiali starsi i dzieci, znajdowały się teraz tylko jakieś rupiecie przykryte pasiastym kilimem.Nie otynkowane, ale oszalowane ściany pokryte były setkami barwnych ilustracji.W roguwisiał złocisty ikonostas ubrany różnokolorowymi papierkami, a przed nim zawieszona namosiężnych łańcuszkach paliła się mała lampka oliwna.W tymże rogu stał wielki stół, przy niedzieli nakryty obrusem z grubego, czystego płótna.Na obrusie leżał potężny, płaski bochen chleba, leżały łyżki drewniane i aluminiowe, widelce,noże i sól w zielonej maselniczce, której przykrywka wyobrażała owcę z jagniętami.Podścianami biegła szeroka ława, a nad nią półki przykryte gazetami powycinanymi w ząbki.Napółkach stały misy, dzbany, kubki, talerze, garnki emaliowane i sagany, a na honorowymmiejscu sześć rondli miedzianych, błyszczących ostrą, metalową czerwienią.W izbie było sześć osób.Jedna stara, zgarbiona baba, dwie dość młode jeszcze kobiety iblada dziewczynka o pięknych, czarnych oczach, wyglądająca na lat trzynaście.I dwaj męż-czyzni: tęgi, rudy chłop o szerokich barach, siedzący skromnie przy drzwiach, i młody, wy-smukły brunet, w którym przybyły od razu domyślił się syna gospodarza, Wasila  Wasil sie-dział na ławie za stołem, podparty na łokciu, i patrzył w okno.Wejście ojca i nieznajomegonie przerwało mu smutnych rozmyślań.Natomiast baby zakotłowały się i zaprzątnęły dopodawania.Po chwili już dymiły na stole dwie misy: jedna z tłustym barszczem, tęgo zabie-lanym, druga z gotowanymi kartoflami.Dla Prokopa i dla Wasila postawiono głębokie fajansowe talerze.Reszta miała jeść zewspólnych mis.Stary usiadł na honorowym miejscu pod obrazami, szeroko przeżegnał się,inni poszli jego śladem i po chwili w izbie rozległo się smakowite siorbanie.Obecność nie-znanego gościa nikogo tu nie zdziwiła.Nieraz się zdarzali.Nikt też nań nie zwrócił szczegól-nej uwagi.Między sobą z rzadka przerzucali się urywanymi zdaniami, raz polskimi, raz biało-ruskimi, jak wszyscy w tych stronach.Wkrótce misy opróżniły się i stara gospodyni, nazywa-na  matką Agatą , zwróciła się do jednej z kobiet: Nuże, Zonia! Co, zaczadziałaś? Ruszże się!Zonia, wysoka, szerokobiodra baba poderwała się, chwyciła puste misy i.pobiegła do pie-ca.Wzięła stojący w kącie uchwyt na długim kiju, szybko wsunęła go do rozpalonej czeluści iwydobyła z niej sagan.Jej zdrowe, puerfowate policzki zaczerwieniły się od ognia, a gdywracała z pełną misą, musiała ją trzymać w wyciągniętych rękach: miała wyjątkowo duże ipełne piersi.Po barszczu przyszła kolej na mięso, gotowaną wieprzowinę, pokrajaną mS kawałki wiel-kości pięści, tłustą i przerastała. Olga!  zaskrzeczała niecierpliwie matka Agata,zwracając się do drugiej kobiety. Odkrojże bratu chleba! Nie widzisz! Olga, szczupła izwinna, sięgnęła po bochenek, uniosła go lekko, oparła o siebie i odcięła długą, cienką i rów-ną kromkę. I mnie chleba, mamo  upominała się dziewczynka nazywana Natalką. Iczłowiekowi nie zapomnij  burknął Prokop.Olga zerknęła na gościa i położyła przed nim takąż zgrabną kromkę. Dziękuję  powiedział, a ona zaśmiała się i kiwnęła głową. Nie ma za co.35  Z daleka jesteś? Z daleka, z Kalisza. To i w Wilnie byłeś? A byłem!. I Ostrą Bramę widziałeś?. Widziałem.Tam obraz Matki Boskiej, cudowny obraz.Prokop spojrzał na syna spodełba i znowu spuścił oczy. Każdy wie, że tak jest  mruknął. A ty cudy sam widziałeś?  zagadnął Wasil [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •