[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy dziobie stał Gantry, pierwszy oficer Kyle'a.Widząc Al­theę, ruszył w jej stronę.Niedawno najwyraźniej się z kimś bił, po­nieważ spuchnięta połowa twarzy powoli zaczynała mu purpuro­wieć.Dziewczyna nie zastanawiała się nad jego problemami, wie­działa zresztą, że pierwszego dnia w rodzimym porcie zastępca kapitana może mieć kłopoty z utrzymaniem załogi w ryzach.Mary­narze czuli, że brzeg i przepustka są o krok, toteż bywali kłótliwi.Jednak gniewne spojrzenie Gantry'ego było zdecydowanie skiero­wane na dziewczynę.- Co tu robisz, panno Altheo?W innej sytuacji obraziłby ją ów ton, ale teraz po prostu od­parła:- Mój ojciec umiera.Przybyłam, aby przygotować statek na je­go przybycie.Nadal patrzył wrogo, lecz gdy się odezwał, wyczuła w jego gło­sie szacunek.- Co mamy dla ciebie zrobić?Podniosła ręce do skroni.Co robili marynarze, kiedy umierał jej dziadek? To było bardzo dawno temu, lecz Althea wiedziała, że mu­si sobie przypomnieć.Dla uspokojenia zrobiła głęboki wdech, po­tem kucnęła i położyła otwartą dłoń na deskach statku.“Vivacia”.Już niedługo się obudzi.- Musimy ustawić na pokładzie namiot.O tam.Wystarczy płótno żaglowe otwarte z jednej strony, aby ojca chłodził wiatr.- Dlaczego nie można go zabrać do jego kabiny? - spytał Gantry.- Cóż, tak się po prostu nie robi - odparta krótko.- Ojciec po­winien być na zewnątrz, na pokładzie.Nic go nie może dzielić od statku.Wokół umierającego musi wystarczyć miejsca dla całej rodzi­ny.Postawcie ławki dla osób, które będą czuwać przy łożu śmierci.- Muszę rozładować statek - oznajmił nagle oficer.- Niektóre towary mogą się szybko zepsuć.Trzeba przenieść je na brzeg.Jak załoga ma pracować, skoro równocześnie musi stawiać namiot? A co potem? Na pokładzie będzie pełno ludzi.- Gdy zadawał jej pyta­nia, marynarze patrzyli i przysłuchiwali się rozmowie.W tonie Gan­try'ego było coś wyzywającego.Althea zastanawiała się, co opętało tego człowieka, że chciał się z nią kłócić właśnie teraz.Nie rozumiał, jakie ważne są jej polece­nia? Z pewnością nie rozumiał.Do pracy na “Vivacii” wybrał go Kyle i najwyraźniej jego zastępca nie miał pojęcia o ożywianiu ży­wostatków.Przypomniała sobie, co mówił jej ojciec do Brashena w podobnie trudnych sytuacjach.Słowa Ephrona Vestrita zahucza­ły dziewczynie w głowie, jak gdyby ojciec stał przy niej i mówił jej wprost do ucha.Wyprostowała się z dumą.- Poradzisz sobie - stwierdziła zwięźle.Rozejrzała się po po­kładzie.Marynarze przerwali wcześniejsze czynności i zabierali się do wykonania jej rozkazu.Na niektórych twarzach dostrzegła współczucie i zrozumienie, na innych tylko zainteresowanie, typowe dla mężczyzn obserwujących starcie dwóch silnych osobowości.- Jeśli nie potrafisz, odszukaj Brashena - dodała ostro.- Na pewno będzie wiedział, co trzeba zrobić.- Już chciała się odwrócić, ale za­trzymała się, dodając: - Właściwie, jest to najlepsze rozwiązanie.Po­wiedz Brashenowi, aby przygotował statek na przybycie kapitana Vestrita.Był jego pierwszym oficerem, prawda? Sam możesz się za­jąć rozładowaniem towarów dla swojego kapitana.- Na pokładzie statku może być tylko jeden kapitan - odparł Gantry.Patrzył w bok, jak gdyby nie mówił do niej, ale Althea i tak postanowiła mu odpowiedzieć.- Zgadza się, marynarzu.Kiedy Ephron Vestrit wejdzie na po­kład, będzie tu jedynym kapitanem.Wątpię, czy znajdziesz wielu lu­dzi wśród załogi, którzy zakwestionują moje stwierdzenie.- Spoj­rzała teraz na pokładowego cieślę.Chociaż obecnie miała do niego żal, musiała przyznać, że zawsze był absolutnie lojalny wobec jej oj­ca.Patrząc mu w oczy, poleciła: - Pomóż Brashenowi we wszyst­kim.I pospieszcie się.Mój ojciec przybędzie tu lada chwila.Prawdo­podobnie po raz ostatni wejdzie na pokład, chciałabym więc, żeby zobaczył czystą “Vivacię” i zajętą pracą załogę.Nie musiała mówić nic więcej.Na twarzy mężczyzny natych­miast pojawiło się zrozumienie.Popatrzył na pozostałych członków załogi, którzy równie szybko pojęli, w czym rzecz.Wiedzieli, że mu­szą się spieszyć.Człowiek, któremu służyli przez ponad dwie deka­dy, wracał na pokład, by tu umrzeć.Ephron Vestrit często się pu­blicznie chwalił, że dobrał sobie najlepszą na świecie załogę; Sa je­den wie, że płacił im znacznie lepiej niż kapitanowie innych statków.- Odszukam Brashena - zapewnił Altheę cieśla i natychmiast odszedł.Gantry zaczerpnął oddechu, jak gdyby chciał przywołać męż­czyznę z powrotem, dał jednak za wygraną.Jeszcze chwilę milczał, potem zaczął wykrzykiwać rozkazy związane z rozładunkiem “Vivacii”.Odwrócił się nieco, aby nie widzieć dziewczyny.Najwyraźniej nie zamierzał się nią dłużej zajmować.Altheę ogarnął gniew; nie miała teraz czasu na znoszenie zuchwałego zachowania kogoś tak mało znaczącego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •