[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Chodzi przede wszystkim o Poncjusza Piłata.Ale o kalesony także.Jasne, że zabierzemy panu szpitalne ubranie i wydamy panu to, w czym pan był.A przywieziono pana do nas w kalesonach.A przecież nie zamierzał pan wstąpić do swojego mieszkania, chociaż podsuwałem panu tę myśl.Do tego jeszcze dojdzie Piłat.i to już wystarczy.Wówczas z Iwanem stało się coś dziwnego.Jego wola pękła, jak gdyby zrozumiał, że braknie mu sił, że potrzebna mu jest czyjaś rada.– Więc co mam robić? – zapytał, tym razem nieśmiało.– No, proszę, wyśmienicie! – powiedział Strawiński.– To rozsądne pytanie.Teraz powiem panu, co się mianowicie panu zdarzyło.Wczoraj ktoś bardzo pana przestraszył i podniecił opowieścią o Poncjuszu Piłacie, a także innymi rzeczami.I oto pan, wyczerpany nerwowo i doprowadzony do ostateczności, wyruszył na miasto opowiadając wszystkim o Poncjuszu Piłacie.Jest zupełnie zrozumiałe, że biorą pana za obłąkanego.Tylko jedno może pana teraz uratować – absolutny spokój.Jest absolutnie konieczne, aby pan został tu u nas.– Ale trzeba złapać tamtego! – błagalnie wykrzyknął Iwan.– Dobrze, ale po co ma go pan ścigać osobiście? Niech pan wyłoży na piśmie wszystkie swoje podejrzenia i zarzuty pod adresem tego człowieka.Nic prostszego niż przesłać pana notatkę, gdzie należy, a jeżeli, tak jak pan przypuszcza, mamy do czynienia z przestępcą, to sprawa zostanie bardzo szybko wyjaśniona.Jest wszakże jeden warunek – niech się pan nie przemęcza myśleniem i niech pan jak najmniej myśli o Poncjuszu Piłacie.Albo to mało rzeczy można opowiadać? Nie we wszystko trzeba od razu wierzyć.– Rozumiem! – stanowczo oświadczył Iwan.– Proszę mi dać papier i pióro.– Proszę przynieść papier i króciutki ołówek – polecił Strawiński otyłej kobiecie, a do Iwana powiedział tak: – Ale dziś radziłbym nie pisać.– Nie, nie, oczywiście, że dziś, koniecznie dziś! – zawołał z lękiem Iwan.– No, dobrze.Tylko niech pan nie wysila umysłu.Jeśli dziś się panu nie uda, to uda się jutro.– On ucieknie!– O, nie – powiedział Strawiński z przekonaniem – zaręczam panu, że nigdzie nie ucieknie.I proszę pamiętać, że tutaj pomożemy panu, jak tylko będziemy mogli, a bez tego będzie z panem źle.Słyszy mnie pan? – nagle znacząco zapytał Strawiński i ujął obie ręce Iwana.Ujął jego dłonie i z bliska patrząc w oczy długo powtarzał: – Pomożemy tu panu.Słyszy mnie pan?.Pomożemy tu panu.Poczuje się pan lepiej.Tu jest cisza, spokój.Pomożemy tu panu.Iwan Nikołajewicz ziewnął nagle, twarz mu złagodniała.– Tak, tak – powiedział cicho.– No, to wyśmienicie! – Strawiński zakończył rozmowę swoim porzekadłem i wstał.– Do widzenia! – Ścisnął dłoń Iwana, a już od drzwi odwrócił się do brodacza i powiedział: – Tak, spróbujcie dać tlen.no i kąpiele.Po małej chwileczce przy Iwanie nie było już ani Strawińskiego, ani jego świty.Za okienną siatka pysznił się w południowym słońcu wesoły wiosenny las na drugim brzegu rzeki, a jeszcze bliżej migotała sama rzeka.9.Głupie dowcipy KorowiowaNikanor Iwanowicz Bosy, prezes spółdzielni mieszkaniowej, do której należał dom numer 302–A na ulicy Sadowej, gdzie mieszkał nieboszczyk Berlioz, miał obecnie okropne kłopoty – zaczęły się one poprzedniej nocy, ze środy na czwartek.Jak już wiemy, o północy przyjechała komisja, w skład której wchodził Żełdybin, zawezwała przed swoje oblicze prezesa, zawiadomiła go o śmierci Berlioza, po czym wszyscy udali się do mieszkania numer pięćdziesiąt.Dokonano tam opieczętowania rękopisów i innych rzeczy zmarłego.Ani Gruni, służącej na przychodne, ani lekkomyślnego Stiepana Bogdanowicza w tym czasie w mieszkaniu nie było.Komisja zawiadomiła prezesa, że rękopisy zmarłego zabiera, aby je przejrzeć i uporządkować, że część mieszkania należąca do nieboszczyka, to znaczy trzy pokoje (były gabinet jubilerowej, salon i stołowy) zostaje oddana do dyspozycji spółdzielni, rzeczy zaś należy zgromadzić w jednym miejscu i zabezpieczyć aż do momentu znalezienia spadkobierców.Wieść o śmierci Berlioza rozniosła się po domu z nadnaturalną szybkością i poczynając od siódmej rano w czwartek w mieszkaniu Bosego rozdzwoniły się telefony, a następnie reflektanci na opróżnione mieszkanie zaczęli się pojawiać osobiście wraz z podaniami.W ciągu dwóch godzin Nikanor Iwanowicz przyjął coś trzydzieści dwa takie podania.Zawierały one błagania, groźby, skargi, donosy, obietnice przeprowadzenia remontu na własny koszt, powoływano się na nieznośną ciasnotę, na całkowitą niemożność przebywania dłużej w jednym mieszkaniu z bandytami.Między innymi znajdował się tam wstrząsający pod względem siły artystycznego wyrazu opis porwania pierożków zapakowanych bezpośrednio do kieszeni marynarki w mieszkaniu pod trzydziestym pierwszym, dwie obietnice popełnienia samobójstwa i jedno wyznanie dotyczące potajemnej ciąży
[ Pobierz całość w formacie PDF ]