[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie przeszkadza mi krytyka - zapewniła babcia.- Znacie mnie.Nigdy się nie obrażałam na słowa krytyki.Nikt nie może po­wiedzieć, że krytyka mnie złości.- W każdym razie nie dwa razy - dodała niania.- Nie bez kumkania.- Po prostu nie mogę znieść niesprawiedliwych zarzutów - do­kończyła babcia.- A ty przestań się tak uśmiechać.Zresztą nie ro­zumiem, o co tyle hałasu.Po paru dniach czar się wyczerpał.- Pani Wilkins mówi, że on nadal lubi pływać - przypomniała sobie Magrat.- Zyskał nowe zainteresowania, powiedziała.Słuchaj­cie, a może oni tu mają jakieś inne czarownice? Może noszą jakieś inne ubrania?- Istnieje tylko jeden rodzaj czarownic - stwierdziła stanowczo babcia.- I my nim jesteśmy.Rozejrzała się po sali.Oczywiście, pomyślała, jeśli ktoś nie do­puszcza tu czarownic, to ludzie o nich nie wiedzą.Ktoś, kto nie chce, żeby inni się wtrącali.Ale nas wpuściła.- Co tam, przynajmniej jesteśmy w suchym miejscu - uznała niania.Jakiś pijak w grupie za nimi odchylił głowę, żeby wybuchnąć śmiechem, i oblał jej plecy piwem.Wymamrotała coś pod nosem.Magrat zobaczyła, jak mężczyzna podnosi kufel, by pociągnąć jeszcze raz, i szeroko otwartymi oczami wpatruje się w zawartość.Potem upuścił naczynie i wybiegł, trzymając się za gardło.- Co zrobiłaś z jego piwem? - spytała.- Jesteś za młoda, żeby ci tłumaczyć - odparła niania.W domu, jeśli czarownica chciała mieć stolik dla siebie, on.po prostu się zdarzał.Wystarczył widok szpiczastego kapelusza.Ludzie uprzejmie trzymali się z daleka, tylko od czasu do czasu przysyłali drinki.Nawet Magrat cieszyła się szacunkiem, nie żeby ktoś się jej szczególnie obawiał, ale dlatego że afront wyrządzony jednej czarownicy był afrontem dla wszystkich czarownic i nikt nie chciał, by babcia Weatherwax zjawiła się i wytłumaczyła mu to osobiście.Tu­taj natomiast były zwyczajnie potrącane, jak zwykli ludzie.Tylko uspokajający uścisk dłoni niani Ogg na ramieniu babci Weather­wax ocalił kilkunastu piwoszów przed nienaturalną płazowatością.Ale nawet zwykłe opanowanie niani zaczynało się kruszyć.Zawsze chwaliła się, że jest tak zwyczajna jak błoto, ale można być zwyczaj­nym i zwyczajnym.To jak ten książę Jakmutambyto z bajki dla dzie­ci, który lubił spacerować po swoim królestwie ubrany jak człowiek z gminu.Zawsze podejrzewała, że ten mały drań pilnował, by lu­dzie z góry wiedzieli, kim jest - na wypadek gdyby gmin próbował zanadto się spoufalić.To było jak ubrudzenie się błotem.Ubłocenie się, kiedy czeka człowieka wanna z gorącą wodą, bywa całkiem zabawne.Ubłocenie się, kiedy może się spodziewać tylko błota, wcale nie bawi.Niania wyciągnęła wnioski.- Słuchajcie, może się napijemy? - zaproponowała pogodnie.- Wszystkie poczujemy się lepiej.- O nie - zaprotestowała babcia.- Ostatnio dałam się nabrać na ten napój ziołowy.Jestem pewna, że zawierał alkohol.Po szó­stym kieliszku czułam wyraźne zawroty głowy.Nie będę więcej piła zagranicznych świństw.- Ale coś przecież pić musisz.- Magrat starała sieją uspokoić.- Ja w każdym razie mam pragnienie.- Spojrzała w stronę baru.- Może podają tu jakieś puchary owocowe albo coś w tym rodzaju.- Na pewno.- Niania wstała, popatrzyła na bar i dyskretnie wy­jęła z kapelusza szpilkę.- Zaraz wracam.Dwie czarownice pozostały same, spowite posępną aurą.Babcia wpatrywała się nieruchomo w blat stołu.- Nie powinnaś tak się przejmować tylko dlatego, że ludzie nie okazują ci szacunku - powiedziała Magrat, lejąc kojącą oliwę na płomień słusznego gniewu.- Mnie też rzadko kiedy okazują choć trochę.To żaden kłopot.-Jeśli nie masz szacunku, to nic nie masz - odparła ponuro babcia.- Sama nie wiem.Ja sobie jakoś z tym radzę.- Bo jesteś zmokłą kurą, Magrat Garlick.Zapadła krótka, gorąca chwila milczenia, dźwięcząca słowami, które nie powinny się wyrwać, i kilkoma stęknięciami bolesnego zdumienia od strony baru.Wiem, że zawsze tak uważała, mówiła sobie Magrat za żarzący­mi się murami zakłopotania.Po prostu nie sądziłam, że kiedyś po­wie to głośno.I nigdy nie przeprosi, bo nie robi takich rzeczy.Spo­dziewa się, że ludzie zapomną.A ja tylko próbowałam się z nią zaprzyjaźnić.Jeśli w ogóle ma jakichś przyjaciół.- No to jestem! - zawołała niania Ogg, wynurzając się z tłoku z tacą w rękach.- Napoje owocowe.Usiadła i spojrzała na obie czarownice.- Robione z bananów - dodała w nadziei na wykrzesanie choć iskierki zainteresowania którejś z koleżanek.- Pamiętam, kiedyś nasz Shane przywiózł do domu banana.O rany, aleśmy się wtedy uśmiali.Tutaj powiedziałam do barmana: Jakie napoje owocowe się tu pije?”, a on podał mi to.Z bananów.Bananowy napój.Będzie wam smakował.Wszyscy to tutaj piją.Ma w środku banany.- Ma bardzo.intensywny smak - stwierdziła Magrat, sącząc ostrożnie ze swojej szklanki.- I chyba dodają cukru.- Pewnie tak - zgodziła się niania Ogg.Spojrzała na zmarszczone czoło babci Weatherwax, znamionu­jące zadumę średniej głębokości, po czym sięgnęła po ołówek i pro­fesjonalnym gestem polizała koniec.W każdym razie mają tu drinki b.tanie.Jest taki, co go nazwali bananana daikry i to właściwie rum z bananananami[19] w środku.Czuje, ze do­brze mi robi.Tu jest b.duża wilgoć.Mam nadzieję, ze znajdziemy jakieś miejsce na noc, naprawdę, bo Esme zawsze wali się z nóg, a w każdym ra­zie na czyjeś nogi.Narysowałam obrazek banananana daikry i widzicie, ze cały jest pusty, aż po dno.Ucałowania MAMA.***W końcu znalazły stajnię.Była, jak z satysfakcją stwierdziła niania Ogg, prawdopodobnie cieplejsza i bardziej higie­niczna niż oberże, a w obcych stronach żyły pewnie milio­ny ludzi, które oddałyby prawą rękę za taki wygodny, suchy nocleg.Zdołała tym skruszyć tyle lodu, co nóż zrobiony z mydła.Niewiele trzeba, by czarownice się pokłóciły.Magrat leżała na swoim worku odzieży jak na poduszce i słu­chała cichego, delikatnego bębnienia deszczu o dach.Wszystko szło źle, zanim się jeszcze zaczęło, myślała.Nie wiem, dlaczego pozwoliłam im lecieć ze mną.Doskonale potra­fię załatwić coś całkiem sama dla odmiany, ale one stale traktują mnie jak.jak zmokłą kurę.Nie wiem, dlaczego mam znosić te jej dąsy i to, że wiecznie na mnie warczy.Niby co w niej jest takiego niezwykłego? Rzadko w ogóle robi coś magicznego, cokolwiek mówi o tym niania.I naprawdę dużo krzyczy i się rządzi.Co do niani, to owszem, chce dobrze, ale brakuje jej poczucia odpowie­dzialności.Myślałam, że umrę, kiedy zaczęła śpiewać w gospo­dzie tę piosenkę o jeżu.Mam tylko nadzieję, że ludzie nie zrozu­mieli słów.Ja tu jestem matką chrzestną i wróżką.Nie jesteśmy w domu.W obcych stronach sprawy na pewno załatwia się inaczej.***Wstała o brzasku.Obie starsze czarownice spały jeszcze spokojnie, choć określenie „spokojnie” niezbyt pasuje do dźwięków, jakie wydawała z siebie babcia Weatherwax.Magrat włożyła najlepszą sukienkę - z zielonego jedwabiu, nie­stety straszliwie w tej chwili pomiętego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •