[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie mogę, nie mogę - szeptałem zduszonym głosem.Niewykonanie rozkazu! Jak mogłem sobie na to pozwolić? Kapłan schwycił nagle moją lewą rękę i złamał mi mały palec.Zamiast go jednak później puścić, ściskał go coraz mocniej.Wyłem i jęczałem.- Wsadź jego głowę do ust i odgryź! - bezlitośnie żądał kapłan.- Jeśli tego nie zrobisz, złożymy cię w ofierze! Szatan, nasz Pan wymaga od ciebie, żebyś czerpał z tego sile i oczyścił duszę z chrześcijaństwa.Stałem bez ruchu jak sparaliżowany.Jeden z oprawców złapał mnie i przytrzymał.Potem dwoma ciosami w zebra usiłowano przekonać mnie do wykonania polecenia.Z obrzydzeniem potrząsnąłem przecząco głową.Kapłan nie dal jednak za wygraną:- Jedz, rozkazuje ci Szatan, nasz Mistrz.Tylko w ten sposób twoja dusza zostanie oczyszczona i dostanie się do królestwa ciemności.Kapłan stanął bardzo blisko mnie.Poprzez kaptur czułem jego oddech na twarzy.Ciągle jeszcze ściskał moją dłoń i ból złamanej kości stawał się nieznośny.Całkowicie nieprzytomny i zrezygnowany uczyniłem to, co musiałem.Zapadła cisza.- Bardzo dobrze - pochwalił mnie mój prześladowca.- A teraz pogryź i połknij.O nie! Jak mam to zrobić? Resztkami cynizmu uciekłem się do pomocy wyobraźni.Usiłowałem sobie wyobrazić, że rozgryzam właśnie twardego cukierka.To pomogło, cholernie niewiele, ale pomogło.Mimo to potrzebowałem godzin, żeby wszystko połknąć.W tym czasie oprawcy trzymali mnie w szachu.Wciąż wzdrygałem się i chciałem zrezygnować.Kosztowało mnie to wiele trudu.Za każdą oznakę sprzeciwu i odmowy sypały się na mnie dalsze razy.Siłą powstrzymywałem się, żeby nie zwymiotować.- Nie próbuj rzygać! - szepnął mi jeden z oprawców do ucha i wykręcił mi lewe ramie do tyłu tak, że mi je wywichnął.Podczas gdy ja walczyłem ze łzami, dławiłem się, połykałem i znowu się dławiłem, reszta grupy klęczała wokół nas ze spuszczonymi głowami.Moim męczarniom towarzyszył monotonny pomruk ich modlitw.Kiedy już przeszedłem przez tę torturę, zostałem nagrodzony.Dostałem nowy habit, który mogłem natychmiast nałożyć i przysłonić twarz kapturem.Kapłan powrócił do ołtarza, na którym jeszcze leżała owca.Zręcznym ruchem zanurzył ręce w zwierzęciu i wyciągnął ociekające krwią serce.Podniósł je do góry na wyprostowanych ramionach i powiedział:- Przyjmijcie ofiarę i chwalcie Szatana! Nasz brat dowiódł, że ma w sobie żądzę mordu! Chwalcie Szatana!Kaptur skrywał i chłodził moją pulsującą z bólu twarz.Pod maską z brązowego materiału mogłem nareszcie odreagować całe nagromadzone we mnie obrzydzenie.Grymasy same malowały mi się na twarzy, ale na zewnątrz starałem się zachować spokój.Ta próba pokazała mi tylko jedno - byłem bezradny wobec brutalności sekty i związany z nią na wieki.Zapomniałem już o przyjemności, którą odczuwałem w czasie akcji wspólnoty.Kapłan upokorzył mnie i dał do zrozumienia, że to on jest tym, który posiada władzę, a ja nalezę do tych, którzy muszą się jej podporządkować.Kiedy Piotrek odwoził mnie rano do domu, robiłem mu wyrzuty.W końcu to on zapewniał mnie po egzaminie wstępnym, że nie może się już wydarzyć nic gorszego.Tłumaczył się wprawdzie, ale powiedział tez:- Tylko w ten sposób zbliżysz się do Szatana.Musisz czynić zło, a nienawiść ma stać się treścią twojego życia.Przechodząc przez trening obrzydzenia pozbywasz się zakorzenionych w tobie wartości chrześcijańskich.Potem poczujesz w sobie moc Szatana.Obiecując mi tę moc, która miała mi dać niepojętą siłę, Piotrek usiłował mnie pocieszyć.Nie wierzyłem w ani jedno słowo, miałem tylko nadzieję, że to prawda.Powoli zacząłem pojmować, że nikt nie przyłączyłby się do tych czcicieli Szatana, gdyby od początku grali w otwarte karty.Tego ranka Piotrek zawiózł mnie do szpitala, chociaż wcale go o to nie prosiłem.Lekarz dyżurny opatrywał mnie nie po raz pierwszy.Po badaniu powiedział kręcąc głową:- Czy nie mógłbyś prowadzić normalnego życia, chłopcze? Co jeszcze zamierzasz zdziałać?Zdawał sobie jednak sprawę, że wypytywanie i dochodzenie prawdy spowoduje tylko serię kłamstw i nic więcej.Z tego powodu nie pytał mnie już o przyczynę moich obrażeń.Lubiłem go.Uśmiechnąłem się do niego zadziornie, a on zabrał się do pracy.Nastawił mi ramię, założył opatrunek na moje obolałe żebra, wsadził w gips złamany łokieć i palec.I tak nie mogłem zbyt długo nosić łagodzących ból opatrunków.W internacie zgłosiłem, że jestem chory i skłamałem, że spędzę te trzy dni zwolnienia u siostry.W rzeczywistości przenocowałem u mojego przyjaciela z dzieciństwa Svena.Zanim wróciłem do internatu, pomógł mi, choć niechętnie, zdjąć gips.Nie rozumiał, o co mi chodzi, ale któż mnie wówczas rozumiał? Poza tym działałem według zasady satanistów - głoś swoją wiarę, ale nigdy wśród chrześcijan, bo jej nie pojmą.Jak wytłumaczyłbym nowy gips mojemu wychowawcy? Jak mógłbym opowiedzieć katolickim wychowawcom o sile Szatana?Nie miałem ochoty wysłuchiwać nudnego zrzędzenia.Aby uniknąć nowego przesłuchania, wołałem już bez szemrania chodzić na praktykę malarską ze spuchniętymi i bolącymi kończynami.Żeby przetrzymać dzień, zaciskałem zęby i starałem się zapomnieć o bólu, powtarzając bez przerwy, jak modlitwę przewodnią myśl satanistów:- Służ Szatanowi, on da ci siłę.Służ Szatanowi, on da ci siłę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]