[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.jed-nym słowem, oddałem się miłostkom.Wprawdzie wtedy już uważałemje za grzech, ale obym był nigdy większego nie popełnił.Ten, któryNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG505dziś ciąży mi na sumieniu, wyniknął z karygodnej porywczości.którasprawiła, że obraziłem to, co w naszej wierze jest najświętsze.Z prze-strachem budzę w sobie te wspomnienia, ale niepotrzebnie je przed-wcześnie wywołuję.Wiesz zapewne, że mamy na Malcie kilka szlacheckich rodzin wy-spiarskich, które bynajmniej nie wchodzą do zakonu i nie mają żad-nych stosunków z kawalerami jakiego bądz stopnia.Uznają one tylkonajwyższą władzę wielkiego mistrza i kapituły, składającej jego radę.Po tej klasie następuje druga, pośrednia, która zajmuje urzędy i po-szukuje opieki kawalerów.Kobiety tej klasy nazywają po włosku ono-rate, co znaczy poważane.W istocie zasługują na ten tytuł przezprzyzwoitość w postępowaniu i, jeżeli ci mam wszystko powiedzieć,przez tajemnicę, jaką osłaniają swojo miłostki.Długie doświadczenie nauczyło kobiety onorate , że zachowanietajemnicy nie zgadza się z charakterem kawalerów francuskich, a przy-najmniej, że niesłychanie rzadko się zdarza, żeby który z nich łączyłdyskrecję z innymi świetnymi przymiotami, jakie ich w ogóle cechują.Z tego wynikło, że młodzi ludzie tej nacji, przyzwyczajeni w innychkrajach do wielkiego powodzenia u kobiet, na Malcie muszą wdawaćsię z dziewczętami ulicznymi.Kawalerowie niemieccy, zresztą mniejliczni, najwięcej mają szczęścia u kobiet onorate i zawdzięczają to,jak sądzą, swej biało-różowej cerze.Za nimi idą Hiszpanie, którychuczciwy i pewny sposób myślenia główną jest zaletą.Kawalerowie francuscy, zwłaszcza zaś karawaniści, mszczą się nakobietach onorate , drwiąc z nich wszelkimi sposoby i odkrywając ichtajemne miłostki, ponieważ jednak żyją zawsze osobno i nie chcąuczyć się włoskiego języka, którym cały kraj mówi, nikt przeto niezważa na ich plotki.%7łyliśmy więc spokojnie z naszymi kobietami onorate , gdy pew-nego dnia okręt francuski przywiózł komandora de Foulequere, ze sta-rożytnego domu seneszalów Poitou, pochodzącego od hrabiów An-gouleme.Komandor był już raz na Malcie i wsławił się znaczną liczbąpojedynków.Teraz przybywał starać się o generalne dowództwo galer.Przeżył już trzydzieści sześć lat życia, spodziewano się zatem, że mu-siał się ustatkować.W istocie, przestał być zawadiaką i hałaburdą, aleza to stał się wyniosły, dumny, buntowniczy i rościł pretensje, by gowięcej poważano, aniżeli samego wielkiego mistrza.Komandor otworzył swój dom.Kawalerowie francuscy tłumnie siędo niego schodzili.My rzadko kiedy do niego uczęszczaliśmy, na ko-NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG506niec zupełnieśmy z nim zerwali, zawsze bowiem toczono u niego nie-przyjemną dla nas rozmowę, między innymi o kobietach onorate ,które szanowaliśmy i kochali.Gdy komandor wychodził, rój młodychkarawanistów zawsze go otaczał.Komandor prowadził ich do CiasnejUliczki , pokazywał miejsca, gdzie się pojedynkował, i opowiadałwszystkie szczegóły swoich pojedynków.Muszę ci powiedzieć, że według naszych zwyczajów, pojedynki sązakazane na Malcie, z wyjątkiem Ciasnej Uliczki, przejścia, na którenie wychodzi żadne okno.Uliczka ma tyle szerokości, ile potrzeba dladwóch ludzi, którzy chcą złożyć się i skrzyżować szpady.%7ładen z nichjednak nie może się cofnąć.Przeciwnicy stają w poprzek uliczki, przyjaciele ich zaś zatrzymująprzechodzących, ażeby im nie przeszkadzali.Zwyczaj ten zaprowadzo-no niegdyś dla zapobieżenia morderstwom, człowiek bowiem, którywie, że ma nieprzyjaciela, nie przechodzi przez Ciasną Uliczkę, gdyzaś morderstwo gdzie indziej zostaje popełnione, niepodobna już podaćje za pojedynek.Wreszcie, pod karą śmierci, nie wolno ze sztyletem przechodzićprzez Ciasną Uliczkę.Widzisz wiec, że pojedynek jest nie tylko tole-rowany, ale nawet pozwolony na Malcie, chociaż wyraznie pozwolenieto nie jest ogłoszone.Kawalerowie ze swojej strony nie tylko że nienadużywają tej swobody, ale mówią nawet o niej z pewnego rodzajuoburzeniem, jako o występku przeciw miłosierdziu chrześcijańskiemu,rażącym zwłaszcza w siedzibie zakonu.Przechadzki komandora po Ciasnej Uliczce nie były zatem na swo-im miejscu, toteż nic dziwnego, że odniosły zły skutek: karawaniścifrancuscy stali się zawadiakami, do czego zresztą i tak mieli wrodzonąskłonność.Ich złe obyczaje z dnia na dzień się pogarszały.Kawalero-wie hiszpańscy jeszcze bardziej się od nich odstrychnęli, nareszcie ze-brali się u mnie, zapytując, co mają czynić dla pohamowania warchol-stwa, które zaczynało być nieznośne.Podziękowałem rodakom za za-szczyt, jaki mi wyświadczyli, pokładając we mnie zaufanie.Przyrze-kłem im, że pomówię o tym z komandorem i przedstawię mu postępo-wanie młodych Francuzów jako pewien rodzaj nadużycia, którego po-stępy on sam tylko może powściągnąć dzięki wysokiemu poważaniu iszacunkowi, jakimi go otaczają trzy języki jego narodu.Obiecywałemsobie, że uczynię to z należytą grzecznością, na którą komandor takbardzo był wrażliwy, jednakże nie miałem nadziei, aby mogło obejśćsię bez pojedynku.Pomimo to myślałem o tym bez przykrości, ponie-NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG507waż pojedynek taki z uwagi na swój powód byłby dla mnie nader za-szczytny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]