[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zbliżał się właśnie do Archipelagu Jońskiego.W dali lśniły, pokryte jeszcze śniegiem, wierzchołki gór Albanii.Po prawej stronie wyspa Korfu, skalista w swej północnej części, z widocznymi ruinami jakiegoś miasta od wschodniej strony, przechodziła w prześliczne, łagodne, zabudowane i pełne ogrodów wzgórza.Statek zawinął do portu, aby dostarczyć pocztę i wkrótce wyruszył w dalszą drogę.Już nazajutrz mijał przylądek Matapan na Peloponezie, najbardziej na południe wysunięty punkt Europy.Wkrótce przepłynął obok Krety i zaczął wyraźnie zbliżać się do afrykańskiego lądu.Coraz liczniej poczęło mu towarzyszyć ptactwo.Smuga z zachwytem obserwował spore ptaki, osiągające prawie metr długości, o rozpiętości skrzydeł do półtora metra, które nadleciały nad statek całym stadem.Zostały nazwane głuptakami[33], z racji niezwykłej ufności, jaką darzyły człowieka, dopuszczając go na najbliższą odległość.Smaczne mięso, przy łatwości polowania, przyczyniło się do ich masowej prawie zagłady.Te były przeważnie białe, jedynie niektóre miały szaro, brązowo lub czarno ubarwione skrzydła czy same tylko ich końce.“Z jaskrawymi nogami, nagą skórą z przodu głowy, śmiesznymi owalnymi dziobami i ostro zakończonym, długim ogonem wyglądają jak klowny.Dziób przypomina ogon, a ogon jest podobny do dziobu” – pomyślał Smuga, nie przypuszczając, że niektórzy tak właśnie te ptaki nazywają.Prześmieszne wydawały mu się również ich wrzaski, chichoty i gwizdy.Nagle głuptaki wzniosły się wyżej i niemal całym stadem ruszyły w dół, spadając na ławicę ryb.Po chwili większość wynurzyła się ze zdobyczą w dziobach.Pogoda sprawiła, że wszystkich ogarnęło senne lenistwo.Marynarze i pasażerowie szukali cienia.Ciszę przerywał jedynie szum morza i krzyk ptactwa, ginący gdzieś między wodą a niebem.Smuga poddał się ogólnemu nastrojowi i oparty o reling statku z zadumą spoglądał przed siebie.Nagle spod pokładu dobiegł jakiś hałas, trudny z początku do rozpoznania.Po chwili niby diabeł z pudełka wyskoczył na pokład niepozorny człowieczek.Za nim pędził dobrze zbudowany mężczyzna.– Trzymaj, łapaj! – krzyczał.Dopędzał już chłopca i miał go zatrzymać, ale ten wywinął się jak piskorz.Pojawili się inni marynarze.– Ukrywał się w bieliźniarni – informowano się nawzajem.Pasażerowie rozbudzeni niebywałym zdarzeniem z zainteresowaniem przyglądali się gonitwie.Żaden się jednak nie przyłączył.Chłopiec nie rezygnował.Już, już ktoś miał go w zasięgu ręki, ale następował sprytny unik, zwrot i ucieczka w drugą stronę.Przestrzeń wokół zbiega w końcu zaczęła się zacieśniać.Wydawało się, że nie ma możliwości odwrotu.Kiedy jeden z marynarzy chwycił chłopca za koszulę, ten wyrwał się, zostawiając mu ją w rękach, błyskawicznie się rozejrzał, krzyknął coś rozpaczliwie i nie widząc innej drogi.wyskoczył za burtę! Tuż obok stojącego przy relingu Smugi, który od początku z oburzeniem przyglądał się przykrej pogoni.Krzyk zgrozy rozległ się wśród pasażerów i załogi.– Człowiek za burtą! Człowiek za burtą! – trzy przeciągłe sygnały dźwiękowe oznajmiły wypadek na statku.– Maszyny stop! – padła komenda.Smuga nie czekał, aż statek rozpocznie manewr zawracania.Jednym susem przesadził barierkę i po kilkumetrowym locie wylądował w wodzie z podkurczonymi nogami.Któryś z marynarzy rzucił w kierunku chłopca koło ratunkowe, tak by napłynęło na niego niesione falą.Smuga zauważył kątem oka, że rzut nie był precyzyjny.Inni, z pokładu, pokazywali mu kierunek.Statek powoli się oddalał.“Minie sporo czasu, zanim zawróci przy tak sporej fali” – pomyślał Smuga, silnymi ramionami rozgarniając wodę.Na szczęście mignęła mu postać chłopca.Obserwował go i patrząc na chaotyczne ruchy uznał, że nie umie pływać albo stracił głowę.Nagle mały zanurzył się i Smuga stracił go z oczu.Zanurkował, dostrzegł go i po kilku ruchach znalazł się w pobliżu.Chłopiec niespodziewanie, rozpaczliwie wczepił się z całych sił w jego szyję.Smudze udało się jeszcze głęboko wciągnąć powietrze i obaj zniknęli pod powierzchnią wody.Po chwili tonący rozluźnił konwulsyjny uchwyt i usiłował wynurzyć głowę, by zaczerpną powietrza.Wykorzystując to, Smuga przekręcił się w wodzie i nogą odepchnął go od siebie.Teraz starał się podpłynąć od tyłu.Udało się! Odwrócił topielca na plecy i chwycił za włosy, holując za sobą.Uważał przy tym, by jego głowa utrzymywała się na powierzchni.Chłopiec powoli się uspokajał.Podpłynęła łódź, spuszczona z wracającego statku, i wciągnięto ich na nią.Wkrótce znaleźli się na pokładzie.Chłopcem zaopiekował się lekarz okrętowy, a Smuga poszedł do swej kajuty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]