[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez dom przewalił się tłum znajomych, ciekawych jej Latynosa, stukającego obcasami po parkietach.Przyjaciółki wpatrywały się w niego z nabożnym pożądaniem.Czterdziestoletnie, bogate kobiety, marzące o seksie z niezawodnym kochankiem.Jose był dla nich uroczy i niedostępny.Kochał Ingrid.Nie najlepiej znosiła ciążę.Najpierw zadręczała się, czy dziecko będzie normalne.Później piekła ją zgaga, puchły nogi.Złościła się na Josego o przesłodzoną kawę, krzywo podsunięte pod obolałe plecy poduszki.Denerwowała się jego tępotą.Po trzech miesiącach kursu nie dawał sobie rady ze szwedzkim.Nadal rozmawiali po angielsku.Irytowało ją powtarzanie tych samych, najprostszych szwedzkich słów.Jose zamieniał je w nie istniejące w żadnym języku, chociaż przekonywająco brzmiące wyrazy.- Jestem twoją Królową Śniegu - powiedziała mu Ingrid na pierwszym zimowym spacerze w parku.Zapamiętał: „Król-wą Śngu".Dzieci turlały się w zaspach, zjeżdżały z górki na sankach.„Tak jest ze szwedzką wymową - pomyślał Jose.- Akcent wspina się z wysiłkiem pod szczyt i spycha słowa, żeby rozjechały się bezładnie, poprzewracały."Nauka szwedzkiego była torturą.Nie słyszał, gdzie kończą się zdania, nie odróżniał dziwacznych samogłosek, przedrzeźniających a, u, e.„Mieć dwadzieścia lat i trafić na granicę swej wszechmocy, jest początkiem ułomności, zwanej dorosłością" - zanotował w zeszycie pośród wierszy o miłości i samotności.Na starówce, w latynoskim barze „Chiquita", zaprzyjaźnił się z barmanem - chilijskim studentem historii.Claudio mieszkał w Szwecji od dawna i nie miał złudzeń: - Jose, trafiłeś do raju białowłosych aniołów.Przebogaty kraj, eksperymentalna probówka przyszłości.Światem będą rządzić kobiety, tu właśnie się to zaczyna.Chcą wsadzać do więzienia klientów prostytutek.Niedługo bycie mężczyzną będzie tu przestępstwem.Nic dziwnego, skoro w ich języku „człowiek" - to ona.„Śmierć" - on.Kulturowy matriarchat.Kraj w kształcie zwisłego penisa! Mitycznym założycielem tego narodu nie był żaden bohater, ale pramatka Svea.Uważaj na siebie, bracie - perorował Claudio, przekrzykując salsę.- Kończą się walki systemów politycznych, władza mężczyzn.Jose zgodził się na „wspólny poród".Będzie przy niej, jeżeli to takie ważne.Ingrid liczyła dni do końca męki.- Co ze słynnym instynktem macierzyńskim reklamowanym w podręcznikach dla ciężarnych? - martwiła się.- Wszystko w swoim czasie - pocieszała ją matka.- Zobaczysz maleństwo i zapomnisz o porodzie, o cierpieniach.Po pierwszych skurczach, gdy odeszły wody, Jose zawiózł ją do szpitala.Heroicznie wkroczył do sali porodowej.- Nie, Ingrid, nie potrafię! - rzucił się do wyjścia, gdy rozcinano jej krocze.- Wracaj! To jest nasz poród! - jęknęła.Urodziła po trzech godzinach.Pielęgniarka zawołała Josego.Do porodówki wjechał tradycyjny wózek z szampanem i szwedzką flagą.Szczęśliwa, uczesana i umalowana Ingrid przytulała dziecko.Na jego rączce zaciśnięto plastikową bransoletkę z napisem: „Dziewczynka Tapas".Ingrid szybko znudziły pieluchy, przeciery, podgrzewane butelki.Wróciła do pracy.Dzieckiem zajmowała się niania.Gotowaniem i sprzątaniem - gosposia.Jose czytał książki, pisał wiersze.Woził na spacer kilkumiesięczną Sabinkę.Wysłuchiwał matczynych zachwytów podstarzałych biznesmenek i arystokratek, odwiedzających dom pod nieobecność Ingrid.Sprawdzały, czy robi postępy w szwedzkim.Pakowały mu palce w usta, układając wargi do wymowy a, o.Miał ochotę je polizać z litości albo pogryźć.Samiczy chichot tych kobiet był skomleniem o seks.Wychodziły, poprawiając żakiety i obciągając spódniczki, jakby je ktoś próbował z nich zedrzeć.Któregoś wiosennego dnia wyrwał się wcześniej ze szkoły.Bolała go głowa.Wszyscy w klasie narzekali na wiosenne przeziębienia.Po drodze do domu kupił aspirynę.W ogrodzie sąsiadów stały sczepione ze sobą psy husky.Szkliste, niebieskie ślepia suki iskrzyły się niczym dwa kawałki lodu.Takie oczy miewała Ingrid.Nie pytał wtedy, co się stało.Omijała go wzrokiem, patrzyła w telewizor.Zmęczona, zamykała się w swoim pokoju.Jose wszedł do mieszkania.W przedpokoju leżała torba Ingrid, w sypialni paliło się światło.- Źle się czujesz? - zawołał.Leżała w łóżku, paląc papierosa.Obok niej śpiący facet.Miała lodowate spojrzenie.Jose zatoczył się.Chciał ich zabić, zabić siebie.Uciekł.Nie za bardzo pamiętał, co działo się przez ten tydzień.Ocknął się w domu Claudia.Pił, budził się nieprzytomny, zasypiał, żeby zapomnieć, że żyje.Wrócił do domu, sam nie wiedząc, po co.Zobaczyć córkę.Ingrid nie próbowała się tłumaczyć, przepraszać.- Nie żyjemy w średniowieczu ani w Meksyku.Mogę robić, co chcę.Jose nie zamierzał powtarzać banałów.Powiedziały się same, bez jego woli.- Przecież jesteś matką, moją żoną.- I dlatego mam zrezygnować ze swojego życia?Spakował się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •