[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Te mule to śmierć i zaraza.Tyfus… mam w tej chwili trzy wypadki, we wszystkich stwierdzona przyczyna.Mule wykopane z bagnisk.Gdy doktor wyszedł, Saxon zrobiła, jak radził.Jeszcze jedna czarna kreska przeciwko Oakland… Oakland, ta pułapka na ludzi.Truje tych, których nie może zagłodzić na śmierć.- Wystarczy tego chyba, żeby człowiek znów zaczął pić - jęknął Bill, gdy Saxon wróciła do niego.- Przyszłoby ci kiedy do głowy, że mogę mieć takiego pecha? Tyle razy walczyłem na ringu i nigdy nie miałem złamanej kości.A tu trzask, trzask - dwie ręce poszły.- Och, mogło być gorzej - uśmiechnęła się Saxon pogodnie.- Chciałbym wiedzieć, w jaki sposób.- Mogły to być nie ręce, tylko kark.- Szkoda, że nie był.Mówię ci, Saxon… nie przekonasz mnie, że mogło mnie spotkać coś gorszego.- A właśnie, że cię przekonam - powiedziała ufnie.- No?- Gdybyś się, powiedzmy, uparł zostać w Oakland, gdzie by cię to mogło spotkać drugi raz.Nie byłoby to gorsze?- Już się widzę, jak zostaję farmerem i chwytam za pług tymi dwoma kikutami.- Doktor Hentley powiedział, że ręce po zrośnięciu będą jeszcze silniejsze.Wiesz dobrze, że tak jest, kiedy kości są złamane, nie zmiażdżone.A teraz zamknij oczy i śpij.Jesteś do cna wyczerpany.Przestań się denerwować i nie myśl więcej o niczym.Zamknął posłusznie oczy.Wsunęła mu pod kark chłodną dłoń i siedziała obok niego.- To bardzo przyjemne - wymamrotał.- Jesteś taka chłodna, Saxon.Twoja ręka… i ty, cała ty jesteś chłodna.Jak człowiek jest z tobą, to tak, jakby wyszedł w chłodną noc po tańcach na dusznej sali.Po kilku minutach milczenia zaczął nagle chichotać.- Co znowu? - spytała.- Och, nic.Pomyślałem sobie tylko… pomyślałem o tych dwóch durniach, co tak mnie urządzili… mnie, który mam na rozkładzie tylu łamistrajków, że już nawet ich wszystkich nie zliczę.Nazajutrz rano Bill nie pamiętał o wczorajszym przygnębieniu.Saxon słyszała z kuchni, jak wyczynia dziwne wokalne akrobacje.- Przypomniałem sobie piosenkę, której nigdy nie słyszałaś - powiedział, gdy weszła do pokoju z filiżanką kawy.- Ale pamiętam tylko refren.Stary gospodarz mówi do parobka, który chce się ożenić z jego córką.Mamie, dziewczyna, co z nią Bill Murphy chodził, zanim się ożenił, często to śpiewała.Piosenka jest, jak się to mówi, rzewna.Mamie zawsze łzy kapały z oczu.Tak idzie refren - tylko pamiętaj, że to śpiewa stary gospodarz.Bill zaczął śpiewać z wielką powagą i niemiłosiernymi kiksami.Bądź dobry dla mej có–ó–rki;jak tylko będziesz mógł…Gdy umrę, dam ci domekI ziemi parę włók,I konia, i owieczki, i krowę dam, i pług,I wszystkie moje ku–u–rki.- Najwięcej mi się podobają te małe kuraczki w ogrodzie - wyjaśnił.- I dlatego sobie przypomniałem… kiedy wczoraj w kinie zobaczyłem kuraki.My także będziemy mieli kiedyś kuraki w ogrodzie.Prawda, staruszko?- I córkę - dorzuciła Saxon.- A ja będę stary gospodarz i będę trzymał taką przemowę do parobczaka - fantazjował Bill.- Jeżeli się człowiek pośpieszy, całkiem prędko może wyhodować córkę.Saxon wyjęła z futerału i nastroiła swoje długo zaniedbywane ukulele.- Ja też znam piosenkę, której nie słyszałeś - powiedziała.- Tom często ją śpiewał.Tom marzy o tym, żeby wziąć ziemię od rządu i założyć gospodarstwo, tylko że Sara nawet nie chce o tym słyszeć.O, takie są słowa:Będziemy mieli gospodarstwo:Koń, krowa, świnek parę sztuk -Ty wózek poprowadzisz dziarsko,Ja poprowadzę pług.- Ale w naszym przypadku to ja będę chodził za pługiem - zauważył Bill.- Słuchaj, Saxon, zaśpiewaj mi teraz „Gdy skończą się żniwa”.To też farmerska piosenka.Saxon zrobiła, jak prosił, ale potem oznajmiła, że kawa zupełnie wystygnie i zmusiła go do wypicia.Był zupełnie bezradny i Saxon musiała go karmić jak dziecko.A gdy go karmiła, rozmawiali.- Powiem ci coś - mówił Bill między łykami.- Jak już się osiedlimy gdzieś na wsi, dostaniesz tego konia, o którym marzysz całe życie.Będzie należał tylko do ciebie, będziesz sobie na nim jeździła wierzchem albo go zaprzęgniesz, albo sprzedasz.Zrobisz z nim, co zechcesz.I dalej rozmyślał na głos: - Jedno, co się przyda na wsi, to to, że wiem coś niecoś o koniach.Zawsze to już dobry początek.W razie czego będę mógł wziąć pracę, naturalnie jeżeli stawki nie będą związkowe.A innych rzeczy o gospodarstwie nauczę się chyba prędko… Słuchaj, Saxon, pamiętasz, jak mi pierwszy raz mówiłaś, te całe życie marzysz o własnym koniu?Saxon pamiętała i tylko z największym trudem zdołała powstrzymać łzy cisnące się jej do oczu.Szczęście ją rozpierało, przypominała sobie wiele, wiele szczegółów wszystkie obietnice szczęśliwego życia z Billem, w które wierzyła, zanim przyszły ciężkie czasy.Teraz obietnice na nowo ożyły.A ponieważ nie doczekali się ich spełnienia, wyjdą w świat i sami je spełnią.Urzeczywistnią piękną bajkę widzianą w kinie.Pod wpływem lęku, w połowie udanego, wymknęła się do małej sypialni za kuchnią w której umarł Bert, i spojrzała w lustro na komodzie.Nie, powiedziała sobie.Niewiele się zmieniła.Była wciąż dobrze uzbrojona do walki na bitewnym polu miłości.Nie była piękna.Wiedziała o tym dobrze.Ale czyż nie mówiła jej Mercedes, że wielkie kobiety w historii, które zdobywały mężczyzn, wcale nie były piękne? Mimo to nie można powiedzieć, upierała się Saxon badając w lustrze swoją twarz, że nie jest pociągająca.Przyglądała się swoim dużym szarym oczom - tak bardzo szarym, roziskrzonym żywością oczom, w których zawsze kłębiły się myśli - to w ich głębi, to na powierzchni; myśli nigdy nie wypowiadane na głos, które rozpływały się, rozwiewały, żeby ustąpić miejsca innym myślom.Brwi miała piękne, z tego zdawała sobie sprawę.Delikatne w rysunku, nieco ciemniejsze od jasnobrązowych włosów, pasowały znakomicie do nieregularnego nosa, który był kobiecy, ale nie słaby; może najlepiej dałoby się go określić jako nos pikantny, używając zaś bardziej malowniczych określeń, można by go nazwać nosem zuchwałym.Zobaczyła w lustrze, że twarz ma trochę za chudą, że wargi straciły nieco barwy i rumieniec nie tak łatwo wypływa na policzki.Ale to wróci z czasem.Jej usta nie należały do „ust - pączków różanych”, jakie widywała w magazynach ilustrowanych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]