[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I wtedy zaczął mówić.Opowiedział mi o wszystkim.Jak na faceta,który chrzanił przeszłość", sporo się u Jamesa wydarzyło.Wszystko zaczęło się w roku, gdy jego brat zmarł na raka płuc.Jamesmiał wtedy piętnaście lat, a Sasha osiemnaście prawie tyle samo coJames teraz.W noc poprzedzającą pogrzeb Sashy James połknął całą fiolkę leków,które przepisano kiedyś jego bratu.Wszyscy myśleli, że próbował sięzabić, ale tak nie było.Potrzebował tylko czegoś, co pomogłoby muprzespać noc.James wyznał mi, że kiedy miał w żołądku pigułki brata, wniewytłumaczalny sposób czuł się bliżej Sashy.Jamesa znalazła mama i zawiozła go do szpitala na płukanie żołądka.Dostał skierowanie do lekarza, który przepisał mu pierwszeanty-depresanty.Miał iść na terapię, ale nigdy tego nie zrobił.Lekimieszały mu w głowie, wprawiały w rodzaj otępienia, co bardzoJamesowi pasowało.Przez pewien czas sprawy układały się dobrze, a przynajmniej nie takzle.Lecz pózniej James skończył szesnaście lat i poznał Serę.Powiedział,że wyznali sobie miłość, lecz z perspektywy czasu wie, że wcale się niekochali.To była prędzej szczenięca fascynacja.W pewnym momencie James zorientował się, że leki przestałydziałać.Ciągle był zdenerwowany.Dzieciaki w szkole krzywo na niegopatrzyły i pewnie także obgadywały.Pewnego dnia obrzucił jednego znauczycieli wyzwiskami.Sera z nim zerwała.Przestał brać leki w nadziei, że dziewczyna do niego wróci, lecz onazaczęła się spotykać z innym facetem.Pewnego wieczoru zakradł się do jej pokoju przez okno.Nie zastał jej.Podobno czuł się tak samotny, że chciał tylko otoczyć się przedmiotaminależącymi do Sery.Zobaczył leżący na biurku scyzoryk i nagle uznałpodcięcie sobie żył za doskonały pomysł.Pózniej świat zasnuła mgła.W szpitalu dowiedział się, że znalazła go matka Sery.James wdalszym ciągu ma z tego powodu wyrzuty sumienia.Powiedział, żemama Sery była sympatyczną kobietą.Zresztą podobnie jak jej córka.James rozumiał, że za nic nie ponosiła winy.Został odesłany na Wschodnie Wybrzeże, gdzie mieszkała jegomama.Przez sześć miesięcy przebywał w ośrodku, o czym nie lubiłopowiadać.Kiedy z niego wyszedł, rodzice powiedzieli mu, że możewrócić do swojej dawnej szkoły, ale James nie widział w tym większegosensu.Miał już osiemnaście lat, zawalił rok, a wszyscy, którzy go pa-miętali w dawnej szkole, uważali go za wariata.Wtedy właśnie James poznał mnie.Tamtego dnia znalazł się w szkoletylko po to, by podrzucić do sekretariatu swoje dawne świadectwa.Niemiał zamiaru ani ochoty nawiązywać nowych znajomości.Gdyby niezatrzymał się na papierosa, w ogóle by mnie nie poznał.Poklepał kieszeń,w której trzymał papierosy. Zawsze wiedziałem, że przyniosą mizgubę".Uśmiechał się, gdy to mówił.Nagle jego opowieść przerwał dzwonek mojego telefonu.Dzwoniłtata, by powiedzieć mi, że z powodu śnieżycy zostanie na noc u RosyRivery.- Mój tata nie może dzisiaj wrócić - poinformowałam Jamesa, gdyskończyłam rozmowę.- W takim razie powinienem pójść piechotą.Nie chcę, żeby mama sięo mnie martwiła.- Zadzwoń do niej - poradziłam mu.- Powiedz, że zatrzymasz się nanoc u przyjaciół.- Ja nie kłamię - odparł, kręcąc głową.- Chcesz powiedzieć, że nie jesteśmy przyjaciółmi?- Chcę powiedzieć, że jesteśmy kimś więcej niż tylko przyjaciółmi.- Mimo wszystko nie możesz wyjść w taką pogodę.- Mama się o mnie martwi - powtórzył.Zachowywał się tak samo jaktamtego dnia, kiedy nie chciał się zgodzić na podwiezienie sa-mochodem Willa, chociaż lało jak z cebra zdecydowanie, wręczmasochistycznie uparł się, że pójdzie do domu.Jedyne, co mi zostało, tostać w oknie i patrzeć, jak znika w śnieżnej zamieci.Ze wszystkich głupich rzeczy, które można było zawalić, zawaliłamfotografię.7Ostatniego dnia zajęć przed Zwiętem Dziękczynienia pan Weir kazałmi zostać po lekcji.Wiedziałam, o czym chce ze mną rozmawiać.Wdalszym ciągu nie zgłosiłam propozycji tematu swojego projektu, aupłynęło już ponad pół semestru.Większość warsztatów przebiegałabardzo luzno - pan Weir pokazywał nam slajdy przedstawiające pracesłynnych fotografów, takich jak Doisneau czy Mapplethorpe, a pózniej onich dyskutowaliśmy.Przez resztę zajęć komentowaliśmy swoje prace,chociaż przez cały semestr nie przyniosłam niczego, co można by byłoskomentować.Za każdym razem, gdy pan Weir pytał mnie o tematprojektu (czyli mniej więcej raz w tygodniu), wymyślałam coś napoczekaniu.Charakter zajęć sprawiał, że obijanie się uchodziło mi nasucho.Tamtego dnia Pan Weir wręczył mi świstek papieru.- Przykro mi, że muszę to zrobić tuż przed świętami, Naomi - po-wiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]