[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie zdjęła hełm i zaczęłaściągać jedną ręką zbroję.Potem wykopała sztyletem dół i ukryła wnim zbroję, opończę, nogawice, pancerne rękawice, hełm, a nawetwojskowe buty.Doszła do wniosku, że Gheleł Rhik Tayliin i rotmistrzAlil muszą umrzeć.A miecz? Stary, znajomy oręż? Jak mogła go zostawić, wiedząc,kto ją ściga? Nie, musi to zrobić.Zostawi wszystko.Co zresztą pomoże miecz, jeśli znajdą mnie szpony?Pogłębiła dół i wsunęła do niego broń.Nawet opróżniła plecak iwepchnęła do środka.Następnie zasypała dół i udeptała ziemię.Miałateraz na sobie tylko płócienną koszulę ze sztyletem ukrytym podspodem.Rozczochrane włosy opadały jej luzno na plecy.Rękęzabandażowała, a prowiant i ostatni bukłak z wodą włożyła do torbyniesionej na ramieniu.Ruszyła w drogę.Słońce grzało jej plecy.Odnosiła wrażenie, że popycha ją naprzód.Jestem w najgorszej sytuacji w życiu, sama i bezbronna, a mimo toczuję się wolna i lekka.Jak nowo narodzona.Mogę pójść dokądzechcę, zrobić cokolwiek.Co więc wybiorę? Będę musiała byćostrożna.Ci ludzie nigdy nie zrezygnują.Mimo to przyszłość, jeszcze niedawno nie lepsza od więzienia,wydawała się jej teraz jasna i klarowna.Po raz pierwszy od owegokrwawego dnia w posiadłości Sellathów czuła, że panuje nad swymlosem.Cokolwiek się zdarzy, to ona będzie podejmowała decyzje.Na brzegu Idrynu znalazła nędzny przysiółek, tak mały, że zpewnością nie miał nazwy.Minęła kilka lepianek i dotarła do brzegu,gdzie małą, jednomasztową łódz ptzygotowywano do rejsu w górę rzeki.Trudzący się przy załadunku młodzieńcyprzerwali pracę, spoglądając na dziewczynę.Uśmiechnęła się donich., -Kto jest właścicielem tej łodzi? Chciałabym się zabrać wgórę rzeki.Towarzyszyłam armii, ale mój mężczyzna nie żyje, więcwracam do domu.- Mój ojciec - odpowiedział jeden z chłopaków, wybałuszającoczy. Mógłbyś go zawołać?Chłopak odrzucił kosz i pobiegł wzdłuż brzegu.-Tatko! Tatko!Ghelel skrzywiła się, ale podążyła za nim.Miała pieniądze.Właściciel zapewne w życiu nie widział tak wielkiej sumy.%7ływiłanadzieję, że to wystarczy, by kupić jego milczenie.Wystarczy, bymogła zapłacić cenę, jakiej bogowie zażądają za nowe życie. KSIGA TRZECIALos i przypadek Zwiatło uderza,Ciemność gęstnieje,Cień krąży wkoło.Starożytne powiedzenie,pierwotny sens zaginął. Rozdział IWszyscy kłaniają się Wiecznemu Kręgowi OpróczZaprzysiężonych.Wszyscy znikają w gęstniejącej Nocy Oprócz Zaprzysiężonych.Wszyscy niszczycielskiemu czasowi ulec muszą OpróczZaprzysiężonych.Nikt się przed dotykiem Kaptura nie obroni OpróczZaprzysiężonych.Ale wabikowi wiecznego powrotu ulegają.Duma o K'azzieRybak kel TathOprawca wyznaczył Blask i jedną ze swych Zaprzysiężonychmagów, Marę, by towarzyszyły mu podczas rokowań z cesarzową.Tużpo świcie zatknął wysoki krzyż z długą karmazynową chorągwią naniewysokim wzgórzu na południe od obozu i wszyscy troje czekali wtym miejscu.Zsiedli z koni i Blask oddaliła się na niewielką odległość.Myślami przebywała bardzo daleko od zbliżającego się spotkania.Braciszkowie rzecz jasna zatriumfowali.Spełnienie Zlubów byłobardzo blisko.Wszyscy poświęcili temu celowi swe życie i śmierć.Niesłyszała wśród nich ani jednego szeptu niepokoju.Argumenty Dymka iSzarej Grzywy, jeszcze niedawno tak przekonujące, wydawały sięteraz zupełnie niewiarygodne, a nawet haniebne.  Dymek zazdrości Czepcowi, bo chciałby stanąć u boku dowódcyzamiast niego" - szeptali Braciszkowie -  Szara Grzywa nie jestjednym z nas" - dodali szyderczym tonem.-  Nic nie rozumie.Comoże o nas wiedzieć?". A co z Przechyłem?" - zapytała. To dezerter! Wymknął się, porzucił Zluby!".- Blask! - zawołał Oprawca.- Zauważyłem, że ostatnio jesteśdziwnie spokojna i pełna rezerwy.To nie czas na żale.Jesteśmy bliskozrealizowania naszych pragnień.Poprawiła grawerowany srebrem hełm i zwisający z niegona-karczek.- Wolałabym, żebyśmy mieli więcej ludzi.- Zaprzysiężeni zwyciężą w każdym starciu.- W starciu tak.Ale to, jak nas przyjęto w Uncie.Oprawcamachnął lekceważąco ręką.- Nie potrzebujemy ich aprobaty.Blask odwróciła się i przyjrzała mu uważniej.Aprobaty? Comieliby aprobować?- Ktoś się zbliża! - zawołała Mara, odgarniając gęste, targanewiatrem loki. Cztery osoby.Nie ma wśród nich maga.- Czy zostali jej jeszcze jacyś godni tej nazwy? - zapytał Oprawca,zwracając się raczej do samego siebie.- Bardzo niewielu.Ale Heng jest blisko, a tam wyczuwam potężnemoce.- Dziękuję, Mara.Dalhonka pokłoniła się, poprawiając szaty.- Zaraz tu będą.Czterej jezdzcy byli coraz bliżej.Blask zauważyła, że to samimężczyzni.A więc nie było wśród nich Laseen.Co prawda, nie liczyłana to, że cesarzowa się zjawi, lecz mimo to poczuła się urażona.Zpewnością Laseen i jej doradcy zdają sobie sprawę, że nas nie możnalekceważyć? Pierwszy z jezdzców był Napań-czykiem, co często sięzdarzało wśród najwyższych rangą dowódców imperium - łatwe doprzewidzenia kumoterstwo - i jechał pod chorągwią Miecza Imperium.A więc spadkobierca pozycji Dassema przybył pertraktować z jednymz nielicznych wojowników - być może nawet jedynym - którzy uszli zżyciem ze starcia z jego poprzednikiem.Zadała sobie pytanie, czy ten człowiekpotrafi zrozumieć tak subtelną ironię.Zapewne nie.Drugi jezdziec był niespodzianką - Złoty Moranth, być może tensam dowódca, który wczoraj walczył przeciwko Laseen.Ach, tak, tobył kolejny przejaw sławnego wyrachowania, czy może trzezwości, zjaką Moranthowie podchodzili do sojuszy.Dwaj pozostali dowódcy -jeden starszy, wysoki i szczupły jak topola, a drugi młodszy -wyglądali zwyczajnie.Jezdzcy ściągnęli wodze.Miecz zdjął hełm i pokłonił się płytko.Był spocony i zarumieniony.- Jestem Korbolo Dom, Miecz Imperium, a to V'thell, dowódcaZłotych, wielka pięść Anand i komendant Ullen.- Jestem Oprawca.Dowodzę Karmazynową Gwardią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •