[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyraziłam uczucia, przezchwilę rozmawiałyśmy na tematy botaniczne, troskliwie umieściłam doniczkę w odpo-wiednim miejscu, Martusia zdążyła mi wyznać, że kaktusa dla mnie miała od miesią-ca, ale ciągle zapominała go wziąć ze sobą, przebaczyłam jej i pośpiesznie wyjęłam z lo-dówki puszkę piwa. Popatrz, ja też się przyzwyczaiłam do puszek  powiedziała, sama sobą zaskoczo-na. Wolę w puszkach niż w butelkach.To przez ciebie!Zgodziłam się chętnie.Od lat nabywałam piwo w puszkach, żeby nie nosić po scho-dach niepotrzebnego szkła, drugie tyle kilo wagi, pozbyłam się schodów, ale przyzwy-czajenie zostało.Zaraziłam tym ładne parę osób. Dobra, zostaw piwo, znaczy nie zostaw, tylko pij, ale co z tym Tomkiem? Nie chcęrzucać podejrzeń, ale, jeśli można grzecznie spytać, jak go używają? Zawodowo czy ja-koś inaczej.? No coś ty  zgorszyła się Martusia. Normalny facet, użyteczny jako mężczy-zna! Zaraz, czekaj, wiem, kim jest, chcesz go.? Do czego? Jako mężczyznę? On gerontofil.? Wariatka! Nie wiem, może i gerontofil, ale miałam na myśli nasze śledztwo! Niewiem, co wie, ale możemy go złapać i zapytać.Aapać.? Tak bez powodu? Mam na myśli, człowiek ma swoje sprawy, a my mu zajmiemyileś tam czasu.Czekaj, może on jada obiady? Możemy mu dać, na przykład, obiad albokolację.Zamiast w knajpie, zje u mnie, zrobię coś przyzwoitego, kurczaka z ryżem, kieł-basę z rożna.Zapalę w kominku, żadna sztuka. Nie jest to głupia myśl  pochwaliła Martusia. Wrócę z tych spotkań służbo-wych i będzie akurat.Dzwonię!Tajemniczy fotoreporter Tomek bez najmniejszego oporu przystał na skonsumowa-nie czegoś w rodzaju kolacji w moim domu, zastrzegając się tylko nieśmiało, że możemu się jakieś pstryknięcie wypsnie.A czort go bierz, niech pstryka między jednyma drugim kawałkiem kiełbasy, względnie kęsem kurczaka, chociaż, moim zdaniem, ryżw tym wypadku musiałby mieć na spodniach.Jego rzecz, mogłam mu dać ściereczkę.Perukę nasadziłam na głowę od razu, żeby przypadkiem nie zapomnieć, mógłby zatemrobić, co by zechciał.I tak byłam zdania, że obie z Martusią zdołamy go oderwać odpracy zawodowej rzetelnie i dokumentnie.Co też, istotnie, nastąpiło. Gówno prawda  oznajmił z wielką energią w jakimś momencie posiłku, wspo-maganego bardzo dobrym winem. Sam osobiście robiłem zdjęcia tej fałszywej109 Borkowskiej, bo mnie o to Baśka prosiła.Po dziurki w nosie już miała tego śmietnikaw życiorysie i raz wreszcie chciała zyskać jakiś dowód rzeczowy.To wcale nie ona taksię szlajała po mordowniach, tylko właśnie ta druga, nawet dosyć podobna, szczególniez włosów, na własne oczy widziałem.Ucieszyłam się. No, wreszcie ktoś, kto znał obie! Policja pana jeszcze nie dopadła? Nie, ale w razie czego zaświadczę, która to była. I ona naprawdę robiła takie kretyńskie sztuki?  upewniła się Martusia. Wydziwiała na konto tej drugiej? Po co? Do czego jej to miało służyć? Tego właśnie nikt nie wie  odparł fotoreporter Tomek. Sami się zastanawia-my. Ta żywa Borkowska też nie wie?  spytałam podejrzliwie. Ona ją w ogóle zna-ła? Tę drugą, zabitą? A skąd! W tym rzecz, że jej na oczy nigdy nie widziała.Dlatego mnie prosiła, że-bym się trochę postarał i zrobił zdjęcie.Dwa razy się na nią natknąłem w podbramko-wych sytuacjach, rzeczywiście, tak dosyć obrzydliwie to wyglądało. No tak!  westchnęłam. To jednak motyw aż świeci własnym światłem.Jeślinie mogła się jej pozbyć inaczej, musiała ją zabić. Tego zabicia to ja w ogóle nie rozumiem  przerwał ów Tomek z wielkim nieza-dowoleniem  W redakcji się rozeszło w pierwszej chwili, że ktoś rąbnął Barbarę, ja-kiś napad bandycki, ale zaraz potem Barbara sama zdementowała przez telefon.O, cho-lera.Miałem nic nie mówić, prosiła, żeby w ogóle nie gadać o tej całej aferze, ale sko-ro panie już wiedzą.?Czym prędzej zapewniłyśmy go, że wiemy doskonale.Uspokoił się i kiwnął głową. Fakt, że motyw pasuje.Chwalić Boga, nie było jej w Warszawie, zrobiła sobie wol-ny tydzień.Zaraz, to podobno było gdzieś tu u pani.?Przyświadczyłam. Pod samym moim ogrodzeniem, no dobrze, ściśle biorąc pod drzwiczkami śmiet-nika, w objęciach wierzby płaczącej. Kontrastowa dekoracja. Poniekąd owszem.I sam pan rozumie, trudno się wyłączyć z czegoś takiego, jeślipod nosem pana leży trup, chciałby pan coś o tym trupie wiedzieć nie? Szczególnie, żenie tak dawno z tym trupem mieszkałam, to znaczy, jeszcze wtedy był żywy.Komunikat wydał się facetowi tak interesujący, że musiałam wyjaśnić całą sprawęobszerniej.Owszem, przyznał mi prawo do wścibskości i nieco się rozgadał.O prawdziwej Barbarze Borkowskiej.Znali się już prawie dwa lata, współpracowa-li dość często, ona pisała, a on robił zdjęcia i wielokrotnie chodziło o wydarzenia aktu-alne, zahaczające o przestępczość.Lubili się, tak zwyczajnie, jak ludzie, damsko-męskie110 dyrdymały nie wchodziły w rachubę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •